– Nie widzę możliwości, aby w tej chwili do Polski przyjechali imigranci – powiedziała w rozmowie z Superstacją premier Beata Szydło. Deklarację od razu okrzyknięto jako przełomową. Sęk w tym, że słowa szefowej rządu nie wieszczą żadnego przełomu, a przydzieleni Polsce – za zgodą koalicji PO-PSL – imigranci trafią do naszego kraju, jak tylko UE upora się z problemem ich rejestracji i weryfikacji. Bo zobowiązanie wciąż funkcjonuje.
– 28 krajów Unii Europejskiej zgodziło się na to, żeby poprzez relokację rozwiązać ten problem, który jest problemem „numer jeden” w Europie. Ale powiem bardzo wyraźnie: nie widzę możliwości, aby w tej chwili migranci do Polski przyjechali – powiedziała premier Beata Szydło w rozmowie z Superstacją.
Wesprzyj nas już teraz!
W sukurs szefowej rządu poszedł jej rzecznik Rafał Bochenek, który wyjaśnił, że żadne podjęte zobowiązania nie będą łamane, ale też „nie możemy doprowadzić do takiej sytuacji, żeby wydarzenia, które mają teraz miejsce w krajach Europy Zachodniej przeniosły się na terytorium Polski”.
– Najważniejsze są kwestie bezpieczeństwa Polaków i uważamy, że wszelkie zasady i procedury, o których od wielu miesięcy mówiło się na forum Unii Europejskiej powinny być wdrożone celem właściwej weryfikacji wszystkich tych osób, które napływają do naszego kraju, sprawdzenia ich proweniencji, sprawdzenia dokumentów, ponieważ bardzo często te dokumenty są podrabiane – zaznaczył Bochenek.
Jak dodał, dopóki osoby, które napływają z Bliskiego Wschodu do Europy nie będą odpowiednio weryfikowane, to ciężko mówić o jakiejś ich relokacji czy dystrybucji pomiędzy kraje członkowskie UE.
To oznacza, że żadnej zmiany polityki imigracyjnej nie ma. Polski rząd od tygodni bowiem wije się, by z jednej strony nie podpaść UE, a z drugiej zyskać poparcie społeczeństwa, które nie chce, by do naszego kraju trafili islamscy, nielegalni imigranci. Tym bardziej zaskakiwać może ton narracji mediów wspierających rząd, mówiących o zmianie stanowiska wobec migrantów.
Sytuację od razu wykorzystali politycy opozycyjni. – Po dramacie w Brukseli, mówienie o tym, że Polska się zamyka i nie będzie respektowała postanowień unijnych wydaje mi się niedobre. Walka z terroryzmem do jedno, a pomoc potrzebującym to jest druga sprawa. Nie można robić tylko jednego, a zapomnieć o drugim. A umowy międzynarodowe powinny być dotrzymane – powiedziała Małgorzata Kidawa-Błońska (PO). W podobnym tonie wypowiadali się politycy Nowoczesnej, jak i PSL.
Postawę rządu pochwalił za to Paweł Skutecki (Kukiz’15), który jednak wyraził obawę, że to tymczasowa deklaracja. – Wreszcie premier posłuchała naszych apeli, które głosimy od początku kadencji. Nie wierzymy jednak, że to zapewnienie stałe. Pani premier raz mówi, że respektuje kwoty, potem, że nie. Najlepiej, by w tej sprawie wypowiedzieli się Polacy w referendum – dodał.
Warto przypomnieć, że poprzedni rząd zadeklarował możliwość przyjęcia do Polski 7 tys. uchodźców, a pierwsi z nich mieliby trafić do naszego kraju w tym roku. Zobowiązanie to wciąż pozostaje w mocy.
Źródło: wpolityce.pl, tvp.info, TVP Parlament
MA