Chrześcijaństwo zadomowiło się w Jemenie jeszcze w starożytności. Już w VI wieku naszej ery ziemia ta spłynęła krwią męczenników. Mimo tak długiej historii wiernych w tym arabskim państwie jest niewielu, a Ci, którzy pozostali przy Objawieniu ponoszą wysoką cenę za swoją wiarę. Stale mierzą się z prześladowaniami i próbami przymuszenia ich do przestrzegania islamskiego prawa. Władze próbują zabraniać nawet kluczowych uroczystości liturgicznych.
O losie, jaki z powodu Imienia Zbawiciela spotyka wiernych w Jemenie mówiła w czasie rozmowy z arabskim wydaniem Katolickiej Agencji Informacyjnej kobieta o imieniu Badr. Urodzona w latach 80- tych chrześcijanka wspominała, że niegdyś los wierzących w kraju był łatwiejszy.
– Nie miałam pojęcia, że my, jako chrześcijanie, jesteśmy mniejszością do czasu, aż poszłam do gimnazjum – mówiła. Do roku 1994 wierni cieszyli się pewnymi prawami – w tym uczęszczania do szkół i pracy w administracji rządowej. Jak informowała kobieta, w lepszych czasach nie trzeba było przestrzegać islamskiego prawa ubioru, a ceremonie liturgiczne Kościoła nie były zakłócane. – Nikt nie naciskał na nas, byśmy zmienili religię – mówiła Badr. Jak dodawała, w arabskim kraju przebywali wtedy zagraniczni kapłani, świadczący posługę lokalnym wiernym.
Wesprzyj nas już teraz!
Zmianę sytuacji przyniosło dojście do władzy środowisk islamistycznych w wyniku wojny domowej w 1994 roku. Po zwycięstwie „władze miały zamiar przekształcić Jemen w państwo islamskie. Skreślili naszą chrześcijańską tożsamość, zabroniono wpisywać chrześcijanin w dokumentacji”, wspominała chrześcijanka. W deklaracjach religijnych wolno było jedynie zadeklarować islam, lub zostawić puste pole. Władze zaczęły siać propagandę, przekonując, że obecność chrześcijaństwa to rezultat brytyjskiego kolonializmu, a Kościół miałby otrzymywać fundusze od Stanów Zjednoczonych.
– Nakazano nam noszenie hidżabu. Rząd zabronił nam otwarcie sprawować Paterkę w Wigilię Bożego Narodzenia i nieszpory w Nowy Rok. Chrześcijanie zaakceptowali sytuację i nie podnieśli głosu. Niektórzy wyjechali, inni zmienili wiarę, bojąc się utraty domów i pracy. Wielu praktykuje swoja wiarę za zamkniętymi drzwiami, w czasie gdy Kościół nie wspierał młodych ludzi i nie pracował dla umocnienia rodzin – relacjonowała chrześcijanka.
Gdy rozpoczęła się Wojna Domowa w 2015 roku, dla arabskich wiernych nadszedł jeszcze trudniejszy okres. Zaczęło się przymusowe zamykanie świątyń i ataki na duchownych. Tragiczne wydarzenia dotknęły również i Badr. Po zamknięciu jej rodzimego kościoła chrześcijanie zbierali się w sekrecie na modlitwę w klasztorze mniszek. Sprawujący dla nich posługę kapłan został jednak porwany, a wszystkie poświęcone Bogu kobiety zamordowane.
W 2018 roku rząd podjął kolejną próbę przymuszenia chrześcijan do zmiany wiary. Władze zadeklarowały, że nie przedłużą ważności paszportów osobom, które nie zadeklarują w oficjalnej dokumentacji, że wyznają islam. Urzędnicy przekonywali bowiem wierzących, że „W Jemenie nie ma chrześcijan”.
Sytuacja, jak zapewniała kobieta, uległa w ostatnich latach pewnej poprawie, a władze ponownie uznały obywatelstwo chrześcijan. Kobieta wezwała Kościół święty do próby przywrócenia posługi w Adenie – miejscowości z największa liczbą wyznawców Chrystusa. Badr apelowała o starania o to, by liturgia wróciła do zamkniętych wcześniej świątyń.
Źródło: aciprensa.com
FA