Pokolenie Kolumbów to jedno z najlepszych pokoleń w historii Polski. Mieli swoje cele, marzenia i wartości. Chcieli walczyć o niepodległość nawet za cenę życia. I o tym są „Kamienie na szaniec” – mówi PCh24.pl Marcel Sabat, odtwórca roli „Zośki” w filmie „Kamienie na szaniec”, który 7 marca wchodzi na ekrany kin.
Rola Tadeusza Zawadzkiego „Zośki” to pierwsza tak duża i w dodatku bardzo skomplikowana rola u początku Pana kariery. Było trudno?
Wesprzyj nas już teraz!
To ciężka umysłowa, ale i fizyczna praca. Aktorstwo to nie jest łatwy kawałek chleba. Każdy dzień zdjęciowy to wiele prób. Do tego dochodzą sceny kaskaderskie, nauka obsługi i zachowania z bronią.
Film nie jest zresztą obrazem wojennym w tym sensie, by roiło się tam od scen batalistycznych z dziesięcioma tysiącami statystów. To przede wszystkim sceny aktorskie. A więc warsztat, odpowiednie przygotowanie, lektura książek – to wszystko było niezbędne.
Kim jest „Zośka”?
To postać pokolenia Kolumbów, czyli jednego z najlepszych, moim zdaniem, pokoleń w historii naszego kraju. Wielu z nich niestety zginęło walcząc podczas II wojny światowej. Na „Zośkę” patrzę jak na bohatera człowieka, dzięki któremu mogę żyć dzisiaj w Polsce i mówić w języku polskim. Jest on – podobnie jak inni chłopcy z tego pokolenia – moim autorytetem.
W filmowych „Kamieniach na szaniec” pokolenie Kolumbów jest przedstawione w bardzo dramatyczny sposób. Nie ma tu pomników, ale młodzi, dzielni ludzie z krwi i kości, w świecie napędzanym wojenną machiną śmierci.
Chcieliśmy nieco odbrązowić obraz tych postaci naszkicowany przez Aleksandra Kamińskiego. Chcieliśmy pokazać normalnych młodych ludzi, żyjących w czasie wojny, którzy mimo trudnych warunków potrafili kochać, mieli swoje cele i wartości. O tym jest ten film.
„Rudy” przed śmiercią mówi dość porażające słowa: „miałem bohatersko zginąć od kuli, a umieram jak zbity pies”.
Chłopcy z Szarych Szeregów byli harcerzami, ale mimo to patrzę na nich jak na żołnierzy. Wojsko ich przecież pociągało. „Rudy” chciał walczyć i walczył. Trafił jednak na gestapo. Przysięgał, że nie zdradzi Ojczyzny i tej przysiędze – mimo strasznego przesłuchania – pozostał wierny. Teoretycznie mógł się złamać, mógł zdradzić nazwiska, adresy… Tego jednak nie zrobił. Konsekwencją takiego wyboru była śmierć.
Jak Pan patrzy na spór historyczny toczący się w Polsce wokół sposobów walki z okupantem. Stawiane jest na przykład pytanie o sens powstania warszawskiego. Młodzi, nieuzbrojeni ludzie byli wówczas rzucani na barykady. Warto było?
Wydaje mi się, że ówczesne pokolenie chciało walczyć, nie widziało innego wyjścia. Oni po prostu nie wyobrażali sobie innego scenariusza. Dla nich cel był jasny: walka o niepodległość Ojczyzny, nawet za cenę życia. Nam ciężko jest wczuć się w ich sposób myślenia, bo żyjemy w innych czasach, w wolnym kraju. Jesteśmy też wychowani na nieco innych wartościach.
Spór wokół polskiej historii toczy się zresztą nie tylko wokół sensu walki, ale też wokół tego, czy warto o tej historii przypominać. Nie brak ludzi przekonujących, że nie ma sensu cofać się do przeszłości, że za dużo opowiadania o wojnie. Dotyczy to także filmów historycznych. Tymczasem ciekawe historie zasługują na to by kręcić o nich filmy. Tak jak historia „Zośki”, „Rudego” i „Alka”. Szczególnie, że jestem przekonany, iż są takie osoby, które losów tych kultowych postaci nie znają.
Nie boi się Pan, że ten film może być przez młodych ludzi niezrozumiany? W końcu to inne czasy, inna mentalność.
Jestem optymistą i myślę, że film trafi do młodych ludzi. Wiem, że nie podoba się on niektórym bezkrytycznym wielbicielom książki Aleksandra Kamińskiego. I na pewno będzie jeszcze przez nich krytykowany. Gdyby jednak wsłuchiwać się wyłącznie w głosy takich środowisk, nie powstałby ów – moim zdaniem bardzo dobry – film.
Nie spodoba się on zapewne także i tym, którzy traktowali poważnie rewelacje Elżbiety Janickiej doszukującej się relacji homoseksualnej między „Zośką” i „Rudym”. Co Pan o tym myśli?
Proszę Pana, nie wiem jak się mam w ogóle do tego ustosunkować. To są bujdy. Ta pani wyciągnęła takie wnioski bazując na wyjętych z kontekstu słowach z dialogu między „Zośką” a umierającym „Rudym”. Zdaniem pani Janickiej heteroseksualni mężczyźni nie rozmawialiby ze sobą w ten sposób. Tyle, że jest to dialog dwóch przyjaciół, z których jeden został przed kilkoma chwilami odbity z rąk gestapo. Pani Janicka wyciągnęła więc błędne wnioski ze zdań wyrwanych z szerszego kontekstu.
Rozmawiał: Krzysztof Gędłek