17 września 2012

„Jak taki młody, zdolny aktor może tak nienawidzić naszego bratniego Związku Radzieckiego?” – o monodramie „Zapiski oficera Armii Czerwonej” według Sergiusza Piaseckiego opowiada w rozmowie z PCh24.pl Piotr Cyrwus.


Skąd wzięła się idea wystawienia właśnie Zapisków oficera Armii Czerwonej?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z Tomaszem Obarą pracowaliśmy dużo wspólnie w szkole teatralnej, jako koledzy z jednego roku, a później nasze losy – przez to, że pracowaliśmy w różnych teatrach – rozeszły się. Ja wcześniej nie znałem twórczości Sergiusza Piaseckiego, a kiedy już byłem w Teatrze Stu w Krakowie, Tomek zaproponował ten właśnie monodram. Nawet nie wiedziałem wtedy co z tego będzie, ale dyrektor Jasiński chętnie na to przystał i zrobiliśmy tę sztukę.

 

Jak przedstawienie zostało odebrane?

 

Pojechaliśmy na festiwal monodramów, wtedy dostałem tylko wyróżnienie, dlatego, że wtedy jeszcze stały wojska radzieckie w naszym kraju i pewien krytyk napisał – co nie było naszym zamiarem twórczym – że jak taki młody, zdolny aktor może tak nienawidzić naszego bratniego Związku Radzieckiego. Zawsze z Tomkiem, żeśmy zakładali, że to nie będzie sztuka, którą jątrzy przeciwko jakiemukolwiek narodowi. W związku z tym nawet mieliśmy duży problem co zrobić, kiedy na końcu Michaił Zubow zostaje tym, kim zostaje, czyli ubowcem, który się „odwdzięcza” za całą dobroć, jakiej doznał w czasie wojny. Czasem było tak, że nawet ludzie nie bili brawa, że była olbrzymia cisza po spektaklu. Ale chyba dobrze zrobiliśmy, że tak to się kończy – pomnikiem żołnierza radzieckiego. Też jesteśmy wdzięczni, bo ludzie, którzy szli wtedy na wojnę, przynieśli nam mimo wszystko wolność od nazizmu, nie zdawali sobie sprawę, że nas wpuszczają w inne maliny.

 

Monodram na pewno porusza osoby starsze, pamiętające czasy opisane przez Piaseckiego. A czy dociera on również do młodszej widowni?

Pamiętam takie chwile, jak w teatrze w Zielonej Górze, kiedy schodziłem ze sceny i starszy pan, strażak, który pilnował sceny, płakał – ja się zapytałem o co chodzi, a on mówi: „Ja jestem z Wilna i to wszystko przeżyłem”. Wiele było takich chwil podczas podróży z tym monodramem, że rzeczywiście przybliżał on te sprawy. Ostatnio zaś pod auspicjami ministerstwa kultury zagrałem parę spektakli i było to niesamowite spotkanie, bo i młodzież i nauczyciele mówili, że jest to żywa historia, którą często dziś usłyszeć w takim skrócie, ale też podanym dosyć klarownie.

 

To jest niesamowite, że opowiadam tu o zupełnie innych czasach. W tej chwili jest dostęp do całej tej wiedzy historycznej, ale nikt się tym nie interesuje – kiedyś nie było tego dostępu, a wszyscy chcieliśmy wszystko wiedzieć. To jest paradoks czasów, na który nie należy się oburzać, ponieważ zawsze tak było i będzie. Ale to, że tyle lat w umysłach starszych ludzi, którzy zostali przesiedleni, przeżyli wojnę – do końca nie można było mówić całej prawdy o tej wojnie – to jest bardzo żywa sprawa.

 

Myślę, że nie było naszym zamiarem z Tomkiem rozbabrywać jakichś zaszłości. Zawsze powtarzam, jeżeli gram dla młodzieży, że w każdym systemie można spotkać takiego Zubowa. To są ludzie wypruci przez ideologię czy różne sprawy, które nawet w dzisiejszej Polsce możemy spotkać – którzy nie mają własnego zdania, po prostu nie potrafią być sobą. Jest to konformizm, ale tu jest trudność, bo sam żyłem w komunie i wiem, że nie wszyscy byli konformistami – niektórzy uwierzyli w tą ideologię.

 

Postać głównego bohatera jest specyficzna – bardzo ekspresywna, gwałtowna, wręcz zwierzęca. Czy pasowała Panu taka rola i czy dużo trzeba było się nad nią napracować?

 

Ja chyba jestem takim ekspresywnym aktorem. Reżyser mnie wybrał, więc chyba wiedział co robi – albo i nie? (śmiech) Ale przede wszystkim to było moje pierwsze zmierzenie z pracą nad monodramem, byłem dopiero cztery lata na scenie i bardzo wiedziałem „z czym to się je”. Może dlatego właśnie zgodziłem, że nie miałem wyobraźni, zgodziłem się na to, bo mnie to fascynowało, ale nie wiedziałem, że to jest taki trud, żeby utrzymać ludzi w uwadze – ale jest to niesamowita satysfakcja, bo tu muszę liczyć tylko na siebie i stwarzanie tego teatru nie rozkłada się już na innych kolegów. Jestem tylko ja i widz – wszystko zależy ode mnie i od widza oczywiście, bo przecież teatr tworzymy z widzem.

 

Czy Pańska popularność zdobyta w telewizji ma jakiś wpływ na odbiór tego spektaklu?

 

Muszę wspomnieć, jak kiedyś, będąc już u szczytu sławy serialowej, pojechałem do teatru w Tychach i kiedy tam stoję jako ten oficer armii radzieckiej i palę papierosa – i przyszła sama młodzież. Oczywiście poznają mnie niektórzy, chcą się zaprzyjaźnić i wołają „Ryśku! Ryśku!”. Wtedy myślałem, że ucieknę z tej sceny, ale z premedytacją i zacięciem powiedziałem sobie „teraz albo nigdy” – po prostu siadłem i od pierwszych chwil nastąpiła taka „chemia” między nami, że zaraz po spektaklu wszyscy wstali jak z katapulty i miałem owację na stojąco, a wcześniej były reakcje od śmiechu po kompletną ciszę.

 

Jakie były metody pracy nad sztuką?

 

Trudno mówić o metodach, staraliśmy się jak najlepiej to zrobić – czasem metodą prób i błędów – i zamknęliśmy to w pewnej całości. Ale myślę, że Tomek – choć jest rygorystycznym reżyserem – zostawił mi duże pole swobody, że grając to, można powiedzieć, „jazzuję”, bo nie zawsze da się zagrać identycznie, ale jak to „niesie”. Jest to kwestia wyczucia publiczności, ale też trzeba pamiętać, żeby nie grać „pod publikę”.

 

Co stanowi o komunikatywności tekstu Piaseckiego, który dociera zarówno do starszej jak i młodszej widowni?

 

Bardzo trudne pytanie. Różnie to bywa. Przecież samą literaturę Sergiusza Piaseckiego często się wychwala albo odżegnuje od czci i wiary. Myślę, że polega to na pewnym autentyzmie. Tekst jest niepowtarzalny i autentyczny. Mam takie marzenie, szukam kogoś, z kim mógłbym nagrać słuchowiska całej spuścizny Piaseckiego. Parę razy też z kolegami filmowcami zastanawialiśmy się nad ekranizacją. Jest to świetny materiał filmowy. Ale niestety to chyba jeszcze nie są te czasy. Jeszcze są to drażliwe i historie. Muszę powiedzieć, że Piaseckiego chce się przywłaszczyć – a to partie prawicowe, a to inne środowiska – a on nie jest przywłaszczalny. Myślę, że właśnie autentyczność i uniwersalizm tej literatury sprawia, że ludzie w różnym wieku czerpią z niej i emocje, i prawdę, i wyobraźnię. Był on – sądzę, że nie będzie to za duże słowo – kronikarzem tamtych czasów, które umiał autentycznym językiem opisać.

 

Minęło kilkanaście lat odkąd po raz pierwszy wcielił się Pan w rolę oficera Armii Czerwonej. Jak się Pan czuje z tą rolą po tak długim czasie?

 

Myślę, że coraz lepiej. (śmiech) Jest to jednocześnie pewne niebezpieczeństwo, spoczęcia na laurach, zadufania, ale zawsze pamiętam, jaki to jest materiał i jaka odpowiedzialność za tekst, za aktorstwo, kiedy jest się samym na scenie. Gram to teraz od święta do święta, jak to określam „dla honoru domu” i cieszę się, że jeszcze mogę w takiej formie moich widzów może nie tyle zabawić, co zaciekawić światem.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Filip Obara.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 300 725 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram