Mark Zuckerberg podjął arbitralną decyzję o zablokowaniu konta Donalda Trumpa na Facebooku i Instagramie. Tym samym technologiczne mega-korporacje osiągnęły niespotykany w historii poziom władzy.
„Szokujące wydarzenia ostatnich 24 godzin pokazują jasno, że Prezydent Donald Trump zamierza wykorzystać pozostały mu na stanowisku czas do podważania pokojowego i legalnego przekazania władzy jego następcy, Joe Bidena” – oświadczył właściciel Facebooka, Mark Zuckerberg. Z platformy usunięto też środowe wpisy Trumpa, ponieważ „uznaliśmy, że ich efekt – i prawdopodobnie także zamiar – sprowokuje do dalszej przemocy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Tym samym Facebook, a także podległy mu Instagram zablokował konta Donalda Trumpa przynajmniej na dwa tygodnie, do czasu „pokojowego przekazania władzy” w kraju. Oświadczenia prezydenta, który rozumie „rozczarowanie” i „ból” swoich zwolenników, ale jednocześnie wzywa do pokojowego rozejścia się do domów i respektowania policji uznano za wzywanie do „antydemokratycznej insurekcji”. Na decyzję władz mediów społecznościowych nie ma wpływu nawet ostateczne pogodzenie się Trumpa z wyborczą porażką.
Drodzy Państwo, stało się. Niegdyś student Uniwersytetu Harvarda spędzający czas głównie przed komputerem, który dzięki publikacji prywatnych danych w połączeniu z wykorzystaniem „momentu dziejowego” osiągnął niebywały sukces, dzisiaj wyrósł do rangi wszechpotężnego nadczłowieka, wielkiego sędziego, niemal ojca-założyciela i strażnika współczesnej demokracji. Oto Mark Zuckerberg wraz ze swoją świtą w paternalistycznym tonie skarcił prezydenta Stanów Zjednoczonych, niczym krnąbrnego, ale nie do końca świadomego swoich działań staruszka, zapewniając o jego neutralizacji do czasu bezpiecznego przekazania władzy. Zablokowanie kont Donlada Trumpa w mediach społecznościowych to największy policzek, najbardziej bezczelna zemsta Big-Techu na człowieku, który nie bał się wydać im wojny.
Uświadommy sobie teraz wszyscy co tak naprawdę się stało. To szef Facebooka – cyfrowej platformy społecznościowej, a nie CIA, FBI, armii czy innej liczącej się instytucji w kraju, za pomocą arbitralnej decyzji pozbawił głosu URZĘDUJĄCEGO PREZYDENTA U.S.A. To bez wątpienia największy moment jego tryumfu w historii. Skoro szef informatycznej korporacji posiada możliwość osobistej ingerencji w proces przekazania władzy w największym kraju świata, to czy można wyobrazić sobie jeszcze większą władzę?
Wczorajsze wydarzenia na dobre zakończyły transformację Facebooka z firmy będącej jedynie pośrednikiem w wymianie danych, do podmiotu kształtującego masową świadomość. Facebook już jakiś czas temu włączył się w walkę o „rząd dusz”. Jego właściciele na serio uwierzyli, że mają do spełnienia jakąś dziejową misję. Problemy w tym, że w kreowaniu tego świata na nowo kierują się określonym światopoglądem.
Powiedzmy sobie szczerze; Trump nie jest święty. Odpowiada za to co się stało, ale nie mniej niż druga strona, która przy poparciu mediów głównego nurtu, armii propagandystów, hollywoodzkich gwiazd, dawno-już-nieśmiesznych komików, organizacji pozarządowych i właśnie wielkich korporacji technologicznych od pięciu lat nakręcała spiralę wzajemnej nienawiści. Dlaczego burmistrz Dystryktu Kolumbii nie zdecydowała się na zwiększenie ochrony gmachu Kapitolu, co sugerowali jej niektórzy? Przecież spodziewano się masowych manifestacji. Dlaczego policja praktycznie otwierała przejście zwolennikom Trumpa do budynku? Odpowiedzialność leży także po drugiej stronie. Imperium amerykańskie, jakie znamy, wali się na naszych oczach. To co zaczęło się wraz ze śmiercią George’a Floyda, skończyło się wraz z zamordowaniem Ashli Babbit. Projekt Donald Trump został pogrzebany. Nie bez znaczącej pomocy cyfrowego Wielkiego Brata.
Być może wielkie korporacje technologiczne wygrały najważniejszą bitwę swoich czasów. Człowiek pragnący ukrócić technologiczny dyktat, mający jeszcze jakieś poparcie społeczne, właśnie na dobre pożegnał się z polityką. Republikanom zostało mniej lub bardziej efektowne grillowanie Zuckerberga i spółki podczas różnych komisji senackich. Potrzeba jednak cudu aby wprowadzić ograniczenia samowolki społecznościowych gigantów. A technologiczni monopoliści, wzorem mafijnych bossów z przeszłości wiedzą, że są nie do ruszenia. Donald Trump wygrał wybory w 2016 r. m.in. dzięki mediom społecznościowym, umożliwiającym alternatywną dla głównego ścieku wymianę informacji. Zuckerberg, John L. Hennessy (właściciel Alphabet Inc) czy Jack Dorsey nauczeni tym doświadczeniem nie popełnią podobnego błędu w przyszłości.
Więc albo jako polityk „idziesz ramię w ramię ku słońcu świata nowego”, albo zostaniesz na dobre zakneblowany. Rok 2021 nie mógł zacząć się gorzej.
Piotr Relich