8 sierpnia 2012

Związki partnerskie wrócą do Sejmu. Tylko po co?

(fot.comons/GNU/creative)

Jeśli PO przedłoży Sejmowi bliźniaczo podobny do projektu SLD i Ruchu Palikota plan regulacji tzw. związków partnerskich, warto pamiętać z jaką miażdżącą krytyką prawników Sądu Najwyższego spotkała się ta inicjatywa ustawodawcza.

Kilka tygodni temu szeroko cytowaliśmy na PCh24.pl jedną z opinii Sądu Najwyższego dotyczącą projektu ustawy o tzw. związkach partnerskich. Dziś chcemy Państwu opisać kolejną analizę prawników Sądu Najwyższego – podobnie jak poprzednia, jest ona wstrząsająca dla zwolenniików legalizacji związków homoseksualnych i partnerskich. 

Wesprzyj nas już teraz!

Przywileje bez ponoszenia odpowiedzialności. Tak w jednym zdaniu można opisać filozofię jaka stała za projektem ustawy o związkach partnerskich przedłożonej polskiemu parlamentowi przez Ruch Palikota i SLD. Abstrahując od moralnej oceny zjawiska legalizacji związków homoseksualnych, która jest skrajnie negatywna i pozostając na gruncie prawa stanowionego, tak hołubionego przez duchowych spadkobierców rewolucji francuskiej, można stwierdzić, iż projekt ten uderzał w zasady, na których ufundowana jest Rzeczypospolita Polska. Taki wniosek można sformułować na podstawie analiz Biura Studiów i Analiz Sądu Najwyższego.

Już na wstępie analizy jej twórcy zwracają uwagę na to, iż nowy stan cywilny, który tworzy wprowadzenie do polskiego prawa propozycja ustanowienia „związku partnerskiego” jest bardzo zbliżone odnośnie zawarcia i skutków do związku małżeńskiego. I rzeczywiście jest widoczna chęć stworzenia całkiem nowej uprzywilejowanej mikrostruktury społecznej, czerpiącej korzyści ze swego umocowania prawnego a nie ponoszącego praktycznie żadnych kosztów. Przepisy wprowadzające do ustawy o związkach partnerskich  przewidywały zmiany wielu ustaw, których celem jest nadanie osobom pozostającym w związku partnerskim uprawnień analogicznych do tych, które aktualnie są przewidziane w różnych działach prawa dla małżonków. Już po tym widać, że zmiany te miały mieć charakter rewolucyjny, nie tylko uderzając w zasady prawa naturalnego, ale też zmieniając w daleko posunięty sposób porządek prawny.

Mimo usilnych starań by ukryć prawdziwe intencje projektodawców, analitycy Sądu Najwyższego stwierdzają z całą mocą, że „podobieństwa między małżeństwem a związkiem partnerskim mają większy ciężar gatunkowy od różnic, które w większości (pomijając łatwość rozwiązania związku w trybie <> przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego) dotyczą rozwiązań szczegółowych”. Zatem „dokonując pewnego uogólnienia i uproszczenia można traktować projektowany związek partnerski jako odpowiednik małżeństwa dla osób tej samej płci oraz odmianę małżeństwa (zdecydowanie łatwiejszą do rozwiązania od wersji podstawowej, unormowanej w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym) dla osób różnej płci”. Dla Sądu Najwyższego jest więc ewidentne dążenie projektodawców do takiej rewizji prawa, by stworzyć byt małżeńsko podobny. Gdzie podobieństwa tyczą się głównie profitów, na jakie może liczyć małżeństwo.

Kluczowym zagadnieniem jest zgodność projektów z art. 18 konstytucji, w którym czytamy, że „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. Został on zamieszczony w pierwszym rozdziale Konstytucji zatytułowanym „Rzeczpospolita”. Oznacza to, że zawarte w nim unormowanie należy do głównych zasad porządku prawnego w państwie i jest zasadą ustrojową. Dla prawników Sądu Najwyższego oczywiste jest, że „koncepcja instytucjonalizacji związku partnerskiego, w kształcie zawartym w opiniowanych projektach ustaw, pozostaje w sprzeczności z normatywnym modelem małżeństwa i rodziny wynikającym z art. 18 Konstytucji RP i zgodnego z nim ustawodawstwa zwykłego”.

Artykuł 18. tworzy sytuację „preferencyjnego traktowania heteroseksualnego małżeństwa” z powodu korzyści jakie odnosi państwo z jego właściwego funkcjonowania. Do cech normatywnego modelu małżeństwa pozostającego pod szczególną ochroną państwa należy jego trwałość. Winno ono pozostawać związkiem trwałym a warunki jego rozwiązania są rygorystyczne i ich wypełnienie podlega osądowi prawnemu. Co ciekawe, kiedy projekt po raz kolejny, po rzekomych poprawkach, był przedmiotem analizy prawników Sądu Najwyższego, został on zliberalizowany właśnie w kwestii trwałości związku. W „poprawionej” wersji zaproponowano rezygnację z sądowej formy rozwiązywania związku partnerskiego na rzecz jednostronnego wypowiedzenia związku w formie oświadczenia złożonego przed kierownikiem USC.  Analiza nie zostawia suchej nitki na tej zmianie, która jeszcze mocniej ukazuje filozofię kryjącą się pod płaszczykiem dostosowania prawa do zmieniających się rzekomo realiów. Oznacza to, miedzy innymi, że treść umów partnerskich mogłaby być bardzo zróżnicowana, oraz zmieniana podczas trwania związku (np. tylko zgodna wola partnerów wyrażona w treści umowy może przesądzić o obowiązku wzajemnej pomocy, wierności, zaspokajaniu uzasadnionych potrzeb materialnych związku partnerskiego). Związek oparty o taki kontrakt nie może zdaniem prawników liczyć na wsparcie ze strony państwa.

Jak czytamy w analizie „małżeństwo, w sytuacjach typowych, oczekiwanych przez ustawodawcę ma realizować funkcję prokreacyjną i opiekuńczo-socjalizacyjną. Służyć powinno rodzinie powstałej wskutek jego zawarcia, co potwierdza, między innymi, brzmienie art. 23 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego nakładającego na małżonków obowiązek współdziałania „dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli”. Związek partnerski, nawet zawarty między mężczyzną a kobietą ze względu na swoją nietrwałość nie może wypełniać tych funkcji. Układy jednopłciowe ze względu na brak możliwości posiadania potomstwa tym bardziej nie zasługują na wsparcie ze strony państwa, które to jest niejako nagrodą za realizowania tych funkcji.


 – Art. 18 wymienia jako przedmiot ochrony małżeństwo, rodzinę, macierzyństwo, rodzicielstwo. Kolejność ta nie jest przypadkowa i stanowi konstytucyjną wskazówkę dla tworzonego przez ustawodawstwo zwykłe normatywnego modelu małżeństwa i rodziny. Preferowane konstytucyjnie jest tworzenie rodziny przez małżeństwo, traktowane jako „trwały związek mężczyzny i kobiety, nakierowany na macierzyństwo i odpowiedzialne rodzicielstwo – czytamy w analizie.

Tak często przywoływane przez projektodawców, a należąca do ulubionych przez lewicę podpórek w forsowaniu rewolucyjnych zmian, pojęcie dyskryminacji również zostało uwzględnione w analizie. Twórcy projektu powołują się na art. 32 Konstytucji i zasadę równości oraz zakaz dyskryminacji jako uzasadnienie dla planów legalizacji homozwiązków, zdaniem Sądu Najwyższego robią to w sposób zupełnie nieuzasadniony. „Dlatego, że z art. 18 Konstytucji wynika (i jest to zasada ustrojowa!) przyznanie heteroseksualnej parze małżeńskiej ochrony i udogodnień, jakie nie przysługują parom, które nie chcą lub nie mogą zawrzeć małżeństwa”.


W dalszym toku analitycy zwracają uwagę na fakt, że „możliwość rozciągnięcia na związki partnerskie przywilejów, z których mogą skorzystać małżonkowie (w szczególności przewidzianych w prawie spadkowym i podatkowym) jest jedną z podstawowych przyczyn dążenia do ich instytucjonalizacji (gdy chodzi o związki osób różnej płci, które mogą zawrzeć związek małżeński, jest to zapewne przyczyna najważniejsza)”. Ukazuje to, że za okraszaną ckliwymi komentarzami i udawaną wolą pomocy ludziom w trudnej sytuacji osobistej kryje się chęć nabycia wymiernych korzyści finansowych bez ponoszenia nawet minimalnych kosztów. Wpisuje się to w tak silnie akcentowany przez współczesnych liberałów egoizm i nieoglądanie się na nic innego prócz zysku i „własnego interesu”.

 

Analiza zawiera ciekawą konkluzję dotyczącą zmian prawnych powstałych „na życzenie” różnych grup społecznych. Zdaniem prawników ustawodawca nie ma obowiązku bezkrytycznego dostosowywania unormowań do takich oczekiwań. Oby ustawodawca polski znalazł siłę w przeciwstawianiu się wpływowemu lobby homoseksualnemu i ewidentnemu atakowi mediów liberalnych.

Nieprawdziwa jest też przywoływana przez partie stojące za projektem bliżej nieokreślona konieczność regulacji kwestii związków partnerskich i układów jednopłciowych wynikająca z pozostawania Polski w strukturach UE. Biuro Analiz i Studiów jasno stwierdza, że taka konieczność nie istnieje.

Omawiane analizy z dnia 10 maja i 5 lipca 2012 kończą się sentencja wzywającą do nienadawania projektom ustaw dalszego biegu ustawowego. Jak wyglądają w świetle opinii Sądu Najwyższego posłowie, którzy głosowali za procedowaniem tych projektów? Negatywnie należy też ocenić postawę marszałek Kopacz, która dopuściła do konieczności głosowania nad usunięciem tego projektu z porządku obrad. Frapujące jest podobieństwo projektu posła Artura Dunina z PO do projektów RP i SLD. Jeśli zostanie on wprowadzony pod obrady Sejmu, sytuacja będzie tragikomiczna. Na podobieństwo tych propozycji zwracał uwagę poseł RP, znany homoaktywista Robert Biedroń, oskarżając niemal Dunina o kradzież projektu. Tym ciekawszy jest dalszy los tej „ bliźniaczej” propozycji, zwłaszcza w świetle analiz Sądu Najwyższego, wskazujących na jej rewolucyjność i chęć zmian zasad ustrojowych. Kwestia związków partnerskich ma powrócić po wakacjach. Ważne jest by pamiętać o miażdżącej dla projektów RP i SLD opinii prawników Sądu Najwyższego.

Poznaj inną równie krytyczną opinię Sądu Najwyższego nt. projektu RP i SLD, o której pisalismy na pch24.pl

 

Łukasz Karpiel

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij