Amerykański publicysta Jonah Goldberg, napisał swoją książkę niemal jak manifest. To opowieść o tym jak bardzo faszystowska jest lewica i jak bardzo niesłusznie ów faszyzm przypisuje się prawicy.
Neokonserwatysta Goldberg nie ukrywa, że nazywanie prawicy „faszystami” bardzo go irytuje. Tak bardzo, że postanowił raz na zawsze rozprawić się z tą propagandą i na blisko 600 stronach udowodnić, że jeżeli ktokolwiek ma „tradycje” faszystowskie czy – jeszcze mocniej – nazistowskie to właśnie lewica, a ściślej amerykańscy liberałowie.
Wesprzyj nas już teraz!
Ale kategorie polityczne „Lewicowego faszyzmu” spokojnie można przenieść na grunt europejski. Dlatego polski tytuł książki traktuje o lewicy a nie – jak oryginalny – o liberalizmie („Liberal Fascism”). Korzeni nowinkarskich ruchów należy jednak szukać na Starym Kontynencie. I Goldberg piorunującym, publicystycznym językiem je analizuje. Najważniejszy jest oczywiście Mussolini i Hitler, bo to oni zbudowali totalitarne państwa, których odrodzeniem straszy dzisiaj lewica. Ale Goldberg zahacza też o komunizm i rewolucję francuską, opisuje postępowe ruchy w całej ich rozciągłości z krwawym początkiem francuskiej rewolty i krwawym reżimem nazistowskim.
Amerykański publicysta uderza ostro i na odlew. Zaznacza co jakiś czas, że amerykańscy liberałowie nie są piewcami totalitaryzmu Mussoliniego ani zbrodni nazistowskich. Ale realizują faszystowski program kultu państwa, eugeniki, gardzenia tradycją i naturalnym porządkiem. Faszystowskie były więc nie tylko rządy obydwu Roosveltów i Wilsona, ale też Trumana, Kennedy’ego, Johnsona czy Clintona z lewicową małżonką-ideologiem u boku – Hilary. Wielkie „zasługi” na rzecz rozwoju faszyzmu w Stanach Zjednoczonych – i nie tylko tam – oddała Nowa Lewica, z jej „zdobywaniem” uniwersytetów i kontrkulturowym programem, a w końcu awanturnictwem i jawną bandyterką.
Goldberg w swojej analizie jest zgrabny. Po ideowo-historycznych meandrach porusza się z gracją godną narciarza slalomisty. Polski czytelnik zaglądając do „Lewicowego faszyzmu” może przy okazji poznać tajniki amerykańskiej polityki, wraz z całą jej specyfiką.
Jednak „amerykańskość” Goldberga jest nie tylko zaletą. Sposób myślenia autora może razić czytelnika europejskiego. Przede wszystkim swoim libertariańskim przechyleniem, zamiłowaniem do indywidualizmu. Słusznie krytykuje kolektywizm, ale przeciwstawia mu – jako największą wartość dodaną – skrajny indywidualizm, nie podając przy tym czytelnikowi żadnego modelu „po środku”. Wszak jednostka nie jest w stanie żyć samotnie, choćby nie wiem ile wolności miałaby jej dać owa samotność. Goldberg pokrótce zatrzymuje się na kwestii społeczeństwa obywatelskiego, realizacji jednostki w działaniach pro publico, ale czytelnik raczej nie jest przekonany co do tego, czy faktycznie publicysta – tocząc swoją zgoła słuszną walkę z faszyzmem – dobrze przemyślał kwestię tego, co zamiast kolektywizmu.
Mimo pewnych mankamentów książka Goldberga wciska w fotel. Szczególnie, że czyta się ją jednym tchem. Tym tchem Goldberg burzy misternie konstruowany obraz lewicowej propagandy. Z ironicznym uśmiechem na ustach zwraca lewicy należący do niej gorący ziemniak faszyzmu, który ta próbowała podrzucić konserwatystom.
Tomasz Figura
Jonah Goldberg „Lewicowy faszyzm”, wyd. Zysk i S-ka, 2013.
Książkę w promocyjnej cenie można zamówić w księgarni Multibook.pl: