14 maja 2022

Zwycięzca Orban. Kim jest premier, który wypowiedział wojnę globalistom? [OPINIA]

(fot. BERNADETT SZABO / Reuters / Forum)

Viktor Orban z całą pewnością znajduje się w czołówce najbardziej wyrazistych polityków współczesnej Europy. Niewielu budzi podobne jak on emocje po przeciwnych stronach światopoglądowego sporu. Dla lewicowych elit to zmora: Nemezis Komisji Europejskiej, który wyrwał banki i media z rąk międzynarodowej plutokracji. Dla konserwatystów idol i jedna z niewielu figur darzonych uznaniem. Kim zwycięzca ostatnich wyborów na Węgrzech może być dla katolickiego kontrrewolucjonisty?

Mit tradycjonalistycznego premiera, toczącego wojnę z błędami nowoczesności kazałby jednoznacznie rozstrzygnąć te kwestię: Orban jest politykiem z krwi i kości, który wywalczył Węgrom niezależność medialną, finansową, ocalił przed zalewem migracyjnymi falami, a teraz wypowiedział wojnę zagrażającym narodowi ideologiom. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona. Pierwsza komplikacja ma charakter ściśle konfesyjny: Orban nie jest katolikiem. Choć poruszona jego działaniami katolicka opinia publiczna wieszczyła nawet swego czasu rychłe przylgnięcie madziarskiego przywódcy do Kościoła Świętego, w pogłoskach tych nie było ani joty prawdy. Wyznaniowa różnica nie pozostaje bez skutków politycznych: Premier Węgier trwa w obiegu kalwińskiej etyki i mentalności. Jego działania względem aborcji, które z perspektywy katolickiej pachną koniukturalizmem, mogą wynikać właśnie z tego rozdźwięku. Drugim oczywistym skutkiem jest to, że Orban nie będzie nigdy dążył do zapewnienia katolicyzmowi szczególnej pozycji w życiu publicznym, czy do rekatolicyzacji wspólnoty narodowej. Dla kontrrewolucjonisty, wiążącego przemiany ideowe Europy z rewolucją protestancką to naturalnie rozczarowanie… Konkludując, jeśli katolicka prawa strona będzie poszukiwać punktów w których rozbiega się z szefem budapesztańskiego rządu, znajdzie je na pewno. Sęk w  tym, że na tych różnicach skupiać się nie należy. Ściągający sen z powiek brukselskich elit premier ma bowiem Europie wciąż wiele do zaproponowania.

Być może najwięcej ze wszystkich osobistości „liczących się” politycznie na Starym Kontynencie. Spośród będących „w siodle” rządzących o nim jednym można chyba bez zastanowienia powiedzieć, że jest idealistą. Już początek kariery politycznej przyszłego premiera rozpoczął się od rzucenia postulatu wydalenia wojsk rosyjskich za granice Węgier. W roku 1989 była to propozycja bardzo radykalna, której zgłoszenie zapewniło przywódcy Związku Młodych Demokratów (FIDESZ) rozpoznawalność. Początki działalności ruchu, w którego władzach Orban znalazł się już od chwili jego zawiązania, nie zapowiadały jego dzisiejszego kształtu. Jak mówi sama nazwa, FIDESZ u zarania był organizacją typowo liberalno – demokratyczną. Sam Viktor skorzystał ze stypendium Fundacji Sorosa, by podjąć studia na Oksfordzie. Objął także funkcję sekretarza liberalnej międzynarodówki. Zwrot w kierunku ludowo – prawicowym nastąpił w roku 1993. Zdaniem części komentatorów i badaczy było to posunięcie motywowane wyłącznie zimną kalkulacją: Liberałowie mieli niewielkie szanse na wyborczy sukces, zatem mający ambicję na rządy FIDESZ zmuszony był na ruch w kierunku prawicy i porzucenie dotychczasowej agendy… Są powody by zachować dystans wobec takich interpretacji.

Wesprzyj nas już teraz!

Przetasowania światopoglądowe tuż po przemianie ustrojowej zdaje się tłumaczyć sam fakt lepszego zapoznania z kształtem zachodniej polityki. Jak w każdym kraju postkomunistycznym, tuż po obaleniu dotychczasowego ustroju, to odniesienie do aparatu władzy i działań partii dzieliło stronnictwa na prawicę i lewicę. Przynależność Orbana i jego FIDESZU do opcji liberalnej w tamtym czasie odzwierciedla radykalną chęć odcięcia się od komunistów i zupełnego przemodelowania państwa, a nie wiarę w dogmaty liberałów. Analizując postulaty polskiej opozycji antykomunistycznej również możnaby określić je mianem „liberalnych”. Czy to stoczniowcy, czy późniejsza solidarność, domagali się w końcu zniesienia cenzury, szanowania wolności obywatelskich, obalenia wszechwładzy partii. Współcześnie nikt przy zdrowych zmysłach nie zestawi jednak solidarnościowca z postępowcem przyobleczonym we flagę LGBT. Zza żelaznej kurtyny podziały polityczne wyglądały zgoła inaczej, niż po kilku latach włączenia w krwioobieg zachodniej Europy. Nic zatem szokującego w zmianie, jaka zaszła w propozycjach FIDESZ-u.

Jakimi wartościami kieruje się zwycięzca ostatnich wyborów nad Balatonem? Listę ideałów, do których realizacji dąży on konsekwentnie, otwiera z pewnością suwerenność. Węgierski polityk stale odwołuje się do tej kategorii, walcząc z ingerencją eurokratów w podejmowane przez siebie decyzje. Jest przy tym wyjątkowo, jak na szefa rządu państwa zrzeszonego w UE, szczery. Podczas kampanii wyborczej otwarcie wskazuje, że jego przeciwnicy mają swoją siedzibę w Brukseli.

Madziarski lider, odkąd odzyskał urząd premiera w 2010 roku, podporządkował sobie najważniejsze instrumenty wpływania na społeczeństwo, przede wszystkim ustanowił rządową kontrolę nad węgierskim bankiem centralnym, oraz krajowymi mediami. Państwowa Rada ds. Mediów uzyskała możliwość kontroli „politycznego zrównoważenia” przedsiębiorstw medialnych, oraz nakładania kar finansowych za prezentowanie w nich treści uznanych za brutalne, czy drastyczne. Specjalna ustawa nałożyła na „piątą władzę” także obowiązek promocji wartości narodowych, moralnych i patriotycznych. W ten sposób wpływ globalnej elity finansowej na Węgrów został skutecznie zmniejszony.

Spór o niezależność kraju przybrał na sile szczególnie w czasie pamiętnego kryzysu migracyjnego sprzed 7 lat. Gdy w 2015 roku eurokraci próbowali zmusić państwa członkowskie do przyjęcia wyznaczonych kwot migrantów ekonomicznych z państw arabskich, Orban postawił sprawę jasno: To Węgrzy będą decydować kogo zamierzają gościć we własnym państwie. Na granicy z Serbią stanęła zapora, a szef rządu w Budapeszcie nie zamierzał zmienić zdania. Zaogniony od tamtego czasu konflikt Węgrów z Brukselą trwa w najlepsze, choć aktualnie kontrowersja dotyczy w największym stopniu lobby LGBT. Eurokraci oskarżają Orbana o łamanie praw tęczowego środowiska, domagają się zgody na promocję wynaturzonej ideologii przez środki masowego przekazu. Przeprowadzone 3 kwietnia br. wraz z wyborami referendum, dotyczące opinii Węgrów w tym zakresie zapewne ich rozczaruje. Już sama zapowiedź gabinetu Orbana, że obywatele będą mogli wypowiedzieć się, czy życzą sobie Genderowej edukacji seksualnej i demoralizacji dzieci w szkołach wywołały wściekłość Brukseli. Miażdżący triumf wyborczy FIDESZ-u pozwala zakładać, że opcja konserwatywna w referendum również będzie „górą”.

Flagowym postulatem Orbanowskiej opcji jest przekształcenie Węgier w „Demokrację Nieliberalną”. Projekt ten można opisać również używając zdemonizowanego mina „populizmu”. Demokracja nieliberalna ma polegać bowiem na prawie obywateli do samostanowienia o swojej organizacji politycznej i podejmowaniu również tych wyborów, które ograniczają swobody jakiejś z mniejszości, o ile wymaga tego racja stanu. Dla brukselskich eurokratów „rządy ludu” mają się najlepiej, kiedy władza wykonawcza niepodzielnie spoczywa w rękach elit, do których maluczcy nie mają dostępu. To składy trybunałów i gremiów eksperckich mają wytyczać polityczne plany. Mogą także ograniczać dopuszczalny zakres debaty publicznej i wolności słowa, używając pałki „mowy nienawiści”. Wizja Orbana jest inna. Chce on reprezentować naród węgierski, dbać o realizację jego interesu, w jakimś sensie powracając do koncepcji demokracji, która ma cokolwiek wspólnego ze swoim źródłosłowem. Silna centralizacja służąca za narzędzie do realizacji tego celu to jednak miecz obosieczny. Zdaniem niektórych rząd ucina w ten sposób oddolne inicjatywy i odchodzi od zasady pomocniczości. To być może przykra konieczność, z którą trzeba się liczyć w starciu z grubymi portfelami globalistycznej elity.

Sposób w jaki obecny premier Węgier doszedł do władzy w dużej mierze odpowiada jego „populistycznemu” stanowisku. Viktor Orban przedstawiał się bowiem jako reprezentant „zwykłych ludzi” przeciwko skorumpowanym elitom dzierżącym ster rządów. Głównym paliwem politycznym FIDESZ-u były kolejne afery korupcyjne poprzedniej partii formującej rząd, nagrania na których przedstawiciele elity politycznej obrażali naród węgierski, pokazywali pogardę dla rządzonych przez siebie ludzi. Naprzeciwko antywęgierskim elitom FIDESZ zaproponował mocno socjalny program gospodarczy z dużymi zasiłkami prorodzinnymi. W jego centrum stanęło także opodatkowanie ponadnarodowych koncernów i budowanie ułatwień dla rodzimych firm. W kwestii tożsamości zamiast plucia na własnych wyborców Orban zaprezentował renesans dumy narodowej, łączność z Węgrami pozostającymi na ziemiach wchodzących w skład Słowacji i Rumunii, oraz szacunek dla dziedzictwa Św. Stefana. Podobny kształt kampanii wyborczej znamy doskonale z polskiego podwórka. Dojście do władzy PIS-u w 2015 roku to kalka tych samych posunięć.  

Obecnie największe kontrowersje wokół postaci węgierskiego premiera wywołują oskarżenia o pro-rosyjskość prowadzonej przez niego polityki. Elity zachodniej Europy ciskają gromy wobec Orbana, nazywając go „sojusznikiem Putina” i przekonując o osobistej sympatii pomiędzy oboma przywódcami. Nic dziwnego: Dla rządów liberalnych, uprawiających łudzącą podobną do Orbanowskiej politykę partnerstwa z Rosją, Węgry spełniają rolę alibi. Zamiast rozliczyć własne układy handlowe z Kremlem wystarczy wskazać „tego złego” i mieć nadzieję, że prasa nie zacznie się interesować, np. francuskimi kontraktami zbrojeniowymi z Putinem. Piecze się przy okazji dwie pieczenie na jednym ogniu, dyskredytując poważnego przeciwnika na forum UE.

Czy gabinet Orbana rzeczywiście jest pro-rosyjski? Część znawców stosunków międzynarodowych odnosi się do takiej diagnozy z dystansem. O ile bowiem same działania Budapesztu można określić tym mianem, to z całym prawdopodobieństwem nie sympatie, ale wyłącznie kalkulacje interesów są motywacją rządzących. W przeciwieństwie do typowo polskiej postawy, Orban odrzuca kierowanie się w sprawach międzynarodowych ideologią. – Polityka zagraniczna motywowana ideologią została wynaleziona przez mądre narody dla głupich – mówił zwycięzca ostatnich wyborów na Węgrzech w 2014 roku. Chodzi więc tylko o interesy. Sam Viktor Orban przejawiał zresztą przez znaczną część kariery politycznej nastroje zgoła nie-rusofilskie. Jeszcze w 2008 roku obecny premier krytykował socjalistyczny rząd za zbyt bliskie kontakty z Gazpromem a uprzejme nastawienie wobec Kremla pozostawało domeną lewicy. Orban aż do 2012 roku utrzymywał się na pozycjach antyrosyjskich, odziedziczonych w spadku po anty- komunistycznej działalności.

Zmianę przyniósł rok 2013, kiedy szef budapesztańskiego rządu zdecydował się oprzeć na partnerstwie z Moskwą energetykę kraju. Wybór wschodniego mocarstwa był na wskroś pragmatyczny: Surowce oferowane przez Rosjan były tańsze od dostępnych alternatyw. Programy budowy infrastruktury energetycznej, która umożliwiłaby Węgrom ściąganie ich z Europy zachodniej kilkakrotnie spełzły na niczym, a sytuacja energetyczna państwa pozostawała kiepska. Ale w relacjach pomiędzy Kremlem a Budapesztem rolę równie znaczącą jak gaz i ropa odgrywa atom. To z rosyjskimi podmiotami związała się przyszłość jednej z największych elektrowni nuklearnych na Węgrzech, a wszystkie cztery funkcjonujące nad Balatonem pozyskują od wschodniego mocarstwa paliwo atomowe.  

Dla Węgier pogorszenie relacji z Rosją oznaczałoby więc niewygodne konsekwencje. Konsekwencje, których Orban nie zamierza ponosić w imię sojuszu z zachodem. Ryzykowanie stabilnością energetyczną własnego państwa dla Komisji Europejskiej, która robi co może by przeszkodzić premierowi w realizacji programu wyborczego może nie wydawać mu się rozsądną kalkulacją. Perspektywa partnerskiego zbliżenia z zachodem obecnie dla Budapesztu nie istnieje, pragmatyczny związek z Rosją pozostaje więc trudny do zastąpienia.

Jednym z centralnych elementów kompasu politycznego premiera Węgier stała się również wiara chrześcijańska. Orban wkłada wiele wysiłku w to, by być widzianym jako „defensor fidei”. Przychylnie odnosi się do kościołów działających na terenie Węgier, zachowuje przyjazne relacje także z katolikami i podkreśla znaczenie Kościoła Powszechnego dla narodowej tożsamości. Podkreśla przy tym, że aby Węgrzy przetrwali jako naród muszą być „budować Kościoły” i przeciwstawiać się sekularyzacji. Swoisty „ekumenizm” szefa rządu, polegający na okazywaniu szacunku każdemu wyznaniu wynikać może również z jego relacji rodzinnych. W przeciwieństwie do Orbana jego żona, a także 5 dzieci są katolikami. 

Szef węgierskiego rządu nie poprzestaje w tym zakresie na słowach. Madziar zaangażował się w ochronę chociażby egipskich Koptów i poprzez starania dyplomatyczne usiłował zagwarantować im bezpieczeństwo od prześladowań. Węgierska ambasada w Kairze ma według deklaracji stale przyglądać się losowi tamtejszych wyznawców Chrystusa. W 2016 roku po zamachach Orban pisał do egipskiego premiera i „papieża” Tawadarosa II, składając kondolencje i zapewniając, że podejmie starania dla naprawienia szkód.

Kwestię wiary Orbana komplikuje zagadnienie aborcji, którą wciąż pozostaje legalna nad Balatonem, mimo miażdżącej przewagi politycznej FIDESZ-u. Najnowsze statystyki mówią, że na sto żywych urodzeń na Węgrzech zdarza się aż 25 aborcji. Zaznaczyć należy, że częstotliwość z jaką popełnianie są dzieciobójstwa systematycznie spada. W 2017 roku rząd Orbana dokonał też zmiany konstytucji, wprowadzając zapis o prawnej ochronie życia poczętego. Władze finansują także kampanie podkreślające godność nienarodzonych… Wszystko to jednak nie przekłada się na bardziej zdecydowane działanie prawne. Przyczyna? Być może w szafkach polityków FIDESZ-u znajdują się badania opinii publicznej, mówiące, że „ruszenie” tej kwestii byłoby poważniejszym ryzykiem politycznym, prowadzącym do złamania się status quo. Być może Orban odwleka tę kwestię, żeby nie stracić rządów i nie ustąpić miejsca u władzy lewicowcom.

Mimo wątków budzących kontrowersję premierowi Węgier nie można odmówić, że elementy swojego programu wyborczego, a przynajmniej te dotyczące suwerenności narodu i obrony jego tożsamości realizuje konsekwentnie. Na tle centro- pawicy to zupełny wyróżnik. W całej Europie, również w Polsce, ruchy ludowe dały się poznać jako pozbawione kręgosłupa politycznego. PIS-owi i chadecji europejskiej sprzeniewierzanie się własnym ideałom przychodzi bezwysiłkowo i bezboleśnie: Retoryka sprzeciwu wobec totalnej władzy eurokratów ustępuje zgodzie na wszystkie ich programy. Konserwatywna agenda rozczarowuje biernością wobec antykulturowych rewolucjonistów. Viktor Orban zdaje się być chlubnym wyjątkiem. W realizowaniu interesu Węgrów stać go było dotychczas na działania wytrwałe i radykalne. Zdaje się, że w zestawieniu z resztą politykierów kontynentu czyni go to postacią wybitną. Ostatnim idealistą u steru europejskich rządów.

 

Filip Adamus

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(15)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 141 069 zł cel: 300 000 zł
47%
wybierz kwotę:
Wspieram