– Ludzie robią co mogą, wielu ludzi, aby przesunąć, oddalić od siebie jakąkolwiek decyzję wiążącą. To właśnie sprawia, że bardzo często decyzja o małżeństwie, w ogóle o znalezieniu kandydatki na żonę i matkę są albo przesuwane, albo zastępowane życiem „na próbę” etc., a jeżeli już ktoś się na to decyduje, to właśnie przez tego typu podejście, przez tego typu niejednokrotnie wychowanie. Przypominam, że w Polsce co roku mamy do czynienia z ogromną, sięgającą 200 tysięcy liczbą rozwodów. Coś, co jeszcze niedawno było wezwaniem do odpowiedzialności, stabilizacji, wierności, miłości etc. – a tym jest właśnie małżeństwo – wielu dziś przerasta – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz.
Kolejne badania potwierdzają smutną tendencję wśród młodych Polaków – co trzeci obywatel RP w wieku 18-30 lat nie chce brać ślubu i w ogóle nie myśli o małżeństwie. Dlaczego tak się dzieje?
Odpowiem na to pytanie z dużą nieśmiałością, ponieważ tego typu pytania powinno się zadawać przede wszystkim psychologom i socjologom. W mojej ocenie jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy jest kryzys odpowiedzialności. Widać to na bardzo wielu płaszczyznach, że wymienię tylko sprawę dla mnie stosunkowo najbliższą, mianowicie: do seminariów wstępują coraz częściej ludzie „dojrzali” – po studiach, po jakimś okresie pracy etc. Coraz rzadziej jest tak, że wśród wstępujących do seminariów są maturzyści.
Wesprzyj nas już teraz!
Bardzo często obserwujemy, że ludzie, którzy decydują się wstąpić do seminarium podejmują tę decyzję kilkakrotnie. Wstępują do seminarium, potem z niego występują, powtórnie wracają etc. Proszę mi wierzyć, w przypadku niektórych zdarza się po kilka takich prób.
Brak stałości, brak stabilności, brak odpowiedzialności w podejmowaniu decyzji – to jest moim zdaniem jeden z głównych problemów ludzi młodych szukających swojego powołania czy to kapłańskiego, czy małżeńskiego. Bardzo często wolą oni tzw. życie na próbę, które nie wiąże się z odpowiedzialnością. Boją się oni odpowiedzialności sakramentalnej, boją się publicznego powiedzenia „TAK” i trwania przy tym.
Druga ważna przyczyna, jeśli chodzi o samo małżeństwo sakramentalne to ogólny kryzys znaczenia Kościoła i życia religijnego w życiu współczesnego człowieka oraz niezrozumienie piękna i siły, jaką daje sakrament małżeństwa.
Przez wiele lat mogliśmy usłyszeć: weź się za siebie, ustabilizuj sobie życie – mówiąc wprost weź ślub, załóż rodzinę etc. Co takiego się stało, że małżeństwo zaczęło być postrzegane jako coś niestabilnego, coś co nie zobowiązuje człowieka do odpowiedzialności, coś z czego, tak jak w przywołanym przez Księdza profesora przykładzie niektórych seminarzystów, można zacząć, potem skończyć, potem znowu zacząć i tak do skutku?
Raz jeszcze podkreślam, że w moim przekonaniu ludzie robią co mogą, wielu ludzi, aby przesunąć, oddalić od siebie jakąkolwiek decyzję wiążącą. To właśnie sprawia, że bardzo często decyzja o małżeństwie, w ogóle o znalezieniu kandydatki na żonę i matkę są albo przesuwane, albo zastępowane życiem „na próbę” etc., a jeżeli już ktoś się na to decyduje to właśnie przez tego typu podejście, przez tego typu niejednokrotnie wychowanie. Przypominam, że w Polsce co roku mamy do czynienia z ogromną, sięgającą 200 tysięcy liczbą rozwodów. Coś, co jeszcze niedawno było wezwaniem do odpowiedzialności, stabilizacji, wierności, miłości etc. – a tym jest małżeństwo – wielu dziś przerasta.
Efektem jest próba zmiany definicji małżeństwa, próba dyskredytacji instytucji małżeństwa i przedstawienia jej jako czegoś złego, czegoś z czego nie ma odwrotu w negatywnym znaczeniu tych słów, czegoś, co ma rację bytu tylko w niektórych, bardzo nielicznych, żeby nie powiedzieć skrajnych przypadkach.
Kryzys małżeństwa w postaci rozwodów nie wziął się znikąd i cały czas postępuje. Chciałbym zwrócić uwagę, że proces stwierdzania nieważności sakramentu małżeństwa w Kościele, w moim przekonaniu, mocno przyczynia się do takiego stanu rzeczy. Banalizacja zarówno małżeństwa w charakterze cywilnym, społecznym jak i duchowym, sakramentalnym jest faktem…
Czy niedługo możemy doświadczyć tego wszystkiego, co obserwujemy np. na Półwyspie Iberyjskim, gdzie coraz popularniejsze, żeby nie powiedzieć dominujące, jest wspólne życie „na kocią łapę” bez zobowiązań, a średni wiek osób biorących ślub to 36-40 lat?
Modlę się o to, aby tak się nigdy nie stało, ale z bólem muszę przyznać, że niestety zmierzamy w tym kierunku. Ludzie chcą skończyć studia, chcą mieć ustabilizowaną pracę, chcą jeszcze trochę, jak to określają, skorzystać z życia etc., co można zrozumieć, bo do tego wzywa ich współczesny świat, w związku z czym decyzja o małżeństwie, jeśli w ogóle zapada, jest przesuwana, odkładana na później.
Ten proces jest faktem i musimy mu przeciwdziałać, ponieważ takie podejście pociąga za sobą szereg konsekwencji. Oprócz wyrzeczenia się odpowiedzialności konsekwencją takiego podejścia jest chociażby zagrożenie dzietności. Niejednokrotnie jest przecież tak, że najpierw opóźnia się decyzję o małżeństwie, a potem decyzję o potomstwie, bo znowu – kariera, mieszkanie, wakacje etc. Efekt jest taki, że samo myślenie o dzietności jest przesuwane na jakiś moment graniczny, a często może wręcz wywołać pewną blokadę u samych małżonków, zdominowanych przez mentalność antynatalistyczną, która może zablokować psychikę oraz procesy biologiczne.
Inną konsekwencją jest to, że dokonuje się okaleczenie wewnątrz hierarchii cnót i wartości. Jeżeli człowiek nie jest skłonny do tego, aby podjąć odpowiedzialną decyzję, wyrazić swoją miłość, wierność i uczciwość drugiemu człowiekowi oraz, że go nie opuści aż do śmierci, to jak to nazwać, jeśli nie okaleczeniem hierarchii cnót i samego człowieczeństwa?
Przez wiele lat w mediach liberalno-lewicowych obserwowaliśmy operację obrzydzania, bo tak to trzeba nazwać, małżeństwa – że lepszy jest związek partnerski; że lepiej żyć „na kocią łapę”; że życie bez zobowiązań daje człowiekowi więcej możliwości; bo „jeden partner na całe życie” to relikt przeszłości etc. W ubiegłym roku obserwowaliśmy nowe rozdanie w tej operacji, mianowicie wysyp publikacji o tym, że niektórzy rodzice żałują, iż mają dzieci. Bo nie mogą jechać na wakacje; bo nie mogą niczego zaplanować; bo jak chcą gdzieś wyjść, to muszą prosić, aby ktoś zajął się dzieckiem; bo nieprzespane noce; bo dziecko „dużo kosztuje” etc. Jakby Ksiądz profesor to skomentował?
To kolejny etap ataku, czy też kolejny atak na naszą kulturę, tożsamość i cywilizację. Atak ten jest wielopostaciowy. Wyraża się w potężnych, antykatolickich, antyludzkich wręcz prądach ideologicznych oraz popkulturze czy kulturze codzienności. Są to procesy świadome i w jakimś stopniu sterowane, a ich celem jest zniszczenie ostatniej w miarę zdrowej komórki społecznej, jakim jest tradycyjna rodzina.
Niedawno przeczytałem relację z „siódmych adopcin kota”, którą zorganizowało młode małżeństwo, które nie chce mieć dzieci, aby ratować „Matkę-Ziemię”…
Adopciny kota?
Tak.
Aha… Ciągle się czegoś uczę i bardzo dziękuję Panu za podanie mi nowego terminu i nowej świeckiej uroczystości.
I co ja mam Panu powiedzieć. Przypomina mi się w tym miejscu historia kota, który miał przejść z imigrantami z Afganistanu na granicę polsko-białoruską w 3 dni kilka tysięcy kilometrów. To właśnie ten kot przez kilka dni był bohaterem lewicowo-liberalnych mediów. Niedawno media i ich odbiorcy ubolewały z powodu śmierci kota jednego z polskich polityków.
Przepraszam, ale jest to mówiąc najdelikatniej niepoważne biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej przyszło nam żyć. Widać wyraźnie, że coraz więcej ludzi mając do wyboru relację ludzko-zwierzęce i po prostu ludzkie woli wybrać te pierwsze.
Tylko czekać aż w Polsce zostaną wprowadzone prawa, jakie od grudnia 2021 roku obowiązują w Hiszpanii, gdzie psy, koty, kanarki, chomiki i inne pupile zyskały w Hiszpanii nowe „prawa” i „ochrony” podobne do tych, jakimi objęte są… dzieci. W przypadku rozwodu to sąd będzie rozstrzygał, z którym z rozwodników zwierzę ma zostać, a decyzję podejmie biorąc pod uwagę „interes członków rodziny” oraz „dobrostan zwierzęcia”. Z kolei osoba, której sąd nie da prawa do „opieki nad zwierzęciem” będzie płacił na nie, tak jak w przypadku dzieci, alimenty na utrzymanie i opiekę.
Tylko czekać, aż ziści się to, o czym mówiła prof. Środa, aby przyznać zwierzętom np. prawa uchodźców…
Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii „niechęci do małżeństwa” u młodych Polaków. Wymienił Ksiądz profesor, jako głównym powód takiego stanu rzeczy, nieodpowiedzialność czy może raczej brak poczucia odpowiedzialności. Przeglądając różne badania na ten temat możemy na przykład dowiedzieć się, iż młodzi Polacy przekładają ślub, bo nie stać ich na „huczne wesele”…
Nie wątpię, że takie odpowiedzi mogły padać, ponieważ sam kilkukrotnie je słyszałem.
Moim zdaniem jest to tylko potwierdzenie, iż mamy do czynienia z niedojrzałością. Wesele potrwa jedno popołudnie i noc. W niektórych przypadkach 2 czy 3 dni. I co? Wesele się skończy, to gasimy światło, kończymy małżeństwo, każdy idzie w swoją stronę? Fajnie było, świetnie się bawiliśmy, ale nie żartujmy – odpowiedzialność? Obowiązki? Nie, nie – to nie dla nas.
To jest naprawdę bardzo poważny problem. W mojej ocenie należałoby zbadać zdrowie psychiczne młodego pokolenia. Ja nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie skąd ten brak dojrzałości, odpowiedzialności.
A czy nie jest może też tak, że na decyzję o tym, iż młodzi nie chcą zawierać małżeństw wpływ ma również polityka państwa? Podam przykład: mój najlepszy przyjaciel zapytał mnie czy powinien wziąć rozwód. Zrobiłem wielkie oczy i zdziwiłem się o czym on mówi. Usłyszałem, że chodzi tylko o rozwód cywilny, a dalej będzie z żoną jako małżeństwo sakramentalne. Chodzi o to, że jego żona jako samotna matka dostanie kilka dodatków socjalnych, ich dzieci w pierwszej kolejności dostaną się do żłobka etc.
Polityka państwa odgrywa ogromną rolę w kształtowaniu świadomości społecznej dotyczącej małżeństwa i rodziny. Państwo nie może prowadzić polityki w której wartość sakramentu małżeństwa będzie przeliczana na wartość ekonomiczną. To po pierwsze.
Po drugie sednem zawsze są ludzkie decyzje i tutaj powiem krótko: w Ewangelii czytamy, aby „Oddać, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest bożego Bogu” (Mt 22, 21).
Pozwolę sobie wrócić jeszcze do kwestii roli Kościoła, który jednak powinien bardzo mocno zintensyfikować swoje wysiłki w celu ukazywania piękna małżeństwa, jego wartości i tego, że małżeństwo jest wspólnotą życia i miłości, która jest ponad wszelkimi wartościami ekonomicznymi. Ani życia, ani miłości nie da się zrównoważyć żadnymi walorami ekonomicznymi.
To jest kwestia ogromnej pracy nad małżeństwem, bo małżeństwo jest dzisiaj wartością szczególnie zagrożoną obok ludzkiego życia. Niestety w tej kwestii dokonuje się stosunkowo niewiele, jeśli chodzi o duszpasterstwo.
Nie chcę tutaj uogólniać, bo są instytucje, są konkretne grupy, są rekolekcje i inne inicjatywy, które wspierają małżeństwa i prowadzą w tej kwestii różne wysiłki.
Wydaje mi się jednak, że nie widać jakiejś zorganizowanej akcji całokościelnej dotyczącej promowania, nie tylko obrony, ale PROMOWANIA małżeństwa.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek