26 października 2022

„Życie seksualne płodów obala myślenie o masturbacji jako patologii”. Czemu służy promocja takich tez?

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Zachęcające do przeczytania tekstu nagłówki typu: „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać”, są już dzisiaj reliktem przeszłości. Czytelnika wabi się obecnie bardziej dosadnymi tytułami. I tak w niedawnym numerze magazynu reporterów Gazety Wyborczej „Duży Format” opublikowano wywiad pt. „Życie seksualne płodów. U 78 procent dostrzeżono ruchy wokół narządów płciowych dokonywane jedną lub dwoma rękoma”, w którym ekspert tego medium, prof. Maria Beisert, posiłkując się badaniami, dowodzi naturalności autoerotyzmu. „Płód nie jest indoktrynowany: ani przekonaniami religijnymi, ani normami obyczajowymi czy wzorcami seksualności. To obala myślenie o masturbacji jako patologii” – mówiła. W czym zatem tkwi problem?

„Masturbacja to najnormalniejsza rzecz na świecie i występuje we wszystkich fazach rozwoju seksualnego człowieka. Niestety, dorośli, gdy chodzi o dzieci, często wiążą ją z przedwczesnym pobudzeniem seksualnym. Wydaje im się, że to pobudzenie będzie się odtąd liniowo rozwijać, doprowadzając do zaburzeń w dorosłym życiu” – mówiła w rozmowie z Katarzyną Włodkowską szefowa Zakładu Seksuologii Klinicznej i Społecznej Wydziału Psychologii i Kognitywistyki UAM w Poznaniu. Według prof. Marii Beisert autoerotyzm nie jest ani chorobą, ani zaburzeniem. Nie jest też patologią. Jest naturalnym etapem rozwoju seksualnego człowieka. U dzieci pełni funkcję poznawczą.

Za naturalnością tego zjawiska, zdaniem seksuolog, przemawiać mają obserwacje zachowań nienarodzonych dzieci. Zgodnie z badaniami, na które powołała się Beisert, tego rodzaju aktywność dostrzec można było wśród monitorowanych ultrasonografem dzieci stu ciężarnych kobiet. Dotyczyło to 78 procent przypadków. Badania prowadził w 2019 r. zespół bułgarskich lekarzy. Za praktyką zgodną z ludzką biologią przemawiać mają również obserwacje niemowląt, które poprzez dotyk intymnych okolic „dowiadują się, że mają różne rodzaje odczuć”. Przeprowadzone przez studentów współpracujących z Beisert sondaże pozwoliły na bardziej szczegółową analizę zjawiska, jaką jest masturbacja dziecięca, którą uczona skategoryzowała jako rozwojową i nierozwojową.

Wesprzyj nas już teraz!

Pod pierwszą należy rozumieć eksperymenty z własnym ciałem, przy czym narządy płciowe traktowane są tak samo jak ucho czy nos. Druga jest rodzajem zachowań autoerotycznych sygnalizujących problem, z którym dziecko nie potrafi się uporać. „Może wskazywać na poczucie porzucenia, zaniedbania, brak zainteresowania”. I jako taka wymaga interwencji specjalisty. Gdy zaniepokojony zachowaniem dziecka rodzic przychodzi do rozmówczyni dziennikarki Gazety Wyborczej, ta rozpoczyna działania zmierzające do rozpoznania przyczyny. Jeśli nie ma podejrzeń, że dzieje się coś złego, stara się uspokoić zmartwionych opiekunów. Takie postępowanie seksuolog wydaje się być jak najbardziej właściwe i rozsądne.

W czym zatem tkwi problem? W afirmatywnym podejściu do tego zjawiska!

Jak czytamy na łamach „Dużego Formatu”, „Jeśli chodzi o masturbację dziecięcą, dzięki edukacji seksualnej rodzice powoli zyskują świadomość, że chodzi nie o to, by dziecko przestało w ogóle się masturbować, ale żeby to był taki rodzaj masturbacji, który nie narusza norm seksuologicznych. Żeby nie działo się to w przestrzeni publicznej (szkole, tramwaju, na placu zabaw), bo to zachowanie narusza prywatność innych ludzi. Ale im bardziej religijne środowisko, tym mniejsza akceptacja. Niestety, wciąż pojawiają się publikacje, powiedzmy naukowe, które mówią, że to zachowanie szkodliwe i w związku z tym zakazane. To są stwierdzenia bardzo groźne z punktu widzenia rozwoju seksualnego i emocjonalnego dzieci. Gdy nastolatki się masturbują, obniżając w ten sposób napięcie seksualne, co jest zachowaniem normalnym, i słyszą, że w ten sposób niszczą swoją seksualność, wzrasta u nich poziom lęku, czynnika rzeczywiście skutecznie niszczącego radość z własnej seksualności”.

Uczona w dalszej części wypowiedzi wspomina historię chłopca z młodszych klas podstawówki, który w takiej sytuacji został przyłapany przez rodziców. Kazali mu więc się z tego wyspowiadać. W konfesjonale usłyszał od księdza, że masturbacja będzie miała dla niego fatalne następstwa. U dziecka pojawiły się lęki. Z tego powodu rodzina postanowiła sprawę skonsultować ze specjalistą. „Terapia koncentrowała się na rozmowach z rodzicami, którzy okazali się wyrozumiali i kochający. Przyjęli do wiadomości wiedzę medyczną i skupili się na tym, by ich syn nie odczuwał poczucia winy” – mówiła Beisert.

Na pytanie prowadzącej rozmowę, kiedy autoerotyzm może być problemem, seksuolog wskazała, co następuje: „Gdy nie pozwala dziecku swobodnie funkcjonować z powodu wysokiej częstotliwości. Typowym przykładem jest kompulsywna poranna masturbacja. Dziecku przynosi ulgę przez rozładowanie napięcia, ale rutynowa jej obecność opóźnia rozpoczęcie dnia, wyjście do szkoły. Rodzice się denerwują, dziecko ma opinię spóźnialskiego, ale nie chce z tej czynności zrezygnować, bo pozwala opanować lęk związany z obowiązkami”. Potem okazało się, że to zachowanie było odpowiedzią na nadmierne oczekiwania rodziców.

Czy wobec tego nie należałoby zapobiegać zamiast leczyć? Wydaje się, że takiego związku nie zauważa Beisert. Z jednej strony słyszymy, że takie zachowania ludzi są naturalnie i nie należy im przeciwdziałać, z drugiej, że mogą być dysfunkcyjne. Czy zatem aprobowanie tych pierwszych nie przyczynia się do zwiększenia skali tych drugich? Nie będzie żadnym epokowym odkryciem, gdy stwierdzimy, że specyfika dzisiejszych czasów rodzi ogromne napięcia zarówno w życiu najmłodszych, jak i całkiem starych. Nie można wykluczyć więc założenia, że sporadyczna masturbacja może stać się z czasem sposobem na rozładowanie napięcia.

Wypowiadająca się dla Gazety Wyborczej „ekspertka” zadaje się tego związku nie dostrzegać, gdyż podchodzi do tematu z pozycji ideologicznych. Widzimy to w jej wieńczącej rozmowę wypowiedzi: „Zezłościła mnie także dyskusja wokół szkolnej edukacji seksualnej, którą decydenci traktują jako szkodliwą, zafałszowując jej użyteczną funkcję. A już absolutnym skandalem jest twierdzenie, że edukacja ta seksualizuje oraz uczy – 4-latki – jak się masturbować. W odróżnieniu od osób, które te bzdury opowiadają, znam ten krytykowany program zalecany przez WHO i uważam go za kompetentną i właściwą ścieżkę rozwijania oraz wspomagania seksualności człowieka na etapie dzieciństwa i dorastania. Mało tego, edukację seksualną, w tym wiedzę o ekspresji seksualnej dziecka, uważam za efektywny sposób promowania zdrowia seksualnego i przeciwstawiania się patologii. Między innymi dlatego nawet małe dziecko powinno mieć wiedzę o sobie, swoim ciele i jego funkcjach, po to by czerpać radość ze swojej cielesności i seksualności. A także po to, by rozumieć i protestować, kiedy jej ktoś nadużywa”.

Jak należy zatem podchodzić do tego zagadnienia? Młodzieńczy autoerotyzm nie jest postrzegany już dzisiaj tak kategorycznie jako zjawisko patologiczne. Wedle opinii wielu seksuologów jest praktyką powszechną, nie niosącą ze sobą szkody biologicznej, uczy jak funkcjonuje ludzkie ciało. Uznaje się też negatywne strony takich zachowań. Niekontrolowana masturbacja prowadzi bowiem do zachowań obsesyjno-przymusowych. Człowiek jest wówczas tak pochłonięty, że opanowuje on jego umysł i wszelką aktywność.

Nie wszyscy jednak postrzegają to zjawisko jako fizjologiczne i normalne, jako że fizjologia w tej dziedzinie domaga się partnerstwa heteroseksualnego. Niezależnie od stopnia jego rozpowszechnienia odbiega od sygnalizowanej normy, a więc nie może być uznane jako coś normalnego i prawidłowego. Według opinii przeciwstawnej strony masturbacja może stać się nałogiem, tak jak np. picie alkoholu.

Wiąże się to z zagrożeniem dla prawidłowego rozwoju osoby, ponieważ znacznie osłabia wolę oraz silnie absorbuje uwagę i wyobraźnię. Powoduje rozkojarzenie, rozlazłość psychiczną tak w dziedzinie intelektualnej, jak i wolitywnej, z racji iż obniża energię i zdolność do podejmowania decyzji. Skutkiem mogą być ujemne wyniki w nauce.

Pozostanie w nałogu utrudnia ponadto dochodzenie do pełnej dojrzałości uczuciowej i tym samym powoduje zaburzenia w kontaktach z płcią odmienną. Niebezpieczeństwo polega bowiem na koncentrowaniu się na przeżywaniu cielesnej przyjemności w oderwaniu od związku z drugą osobą. Naturalne pragnienie bycia kochanym nie wiąże się tu z wysiłkiem budowania międzyosobowej relacji opartej na miłości i odpowiedzialności. Źródłem seksualnej satysfakcji jest własne ciało. Fakt ten odcina możliwość ekspansji uczuciowej w otaczającą rzeczywistość.

Zamykający się w świecie iluzji młody człowiek traci więc umiejętność życia w realnym świecie, a także zdolność kochania ludzi i służenia im takimi, jakimi są naprawdę. Gdy nałóg ten wdrukuje się w system nerwowy jako wzór uzyskania satysfakcji seksualnej, przy którym nie ma miejsca na drugiego człowieka ani żadne do niego uczucia, zagrożone jest pożycie małżeńskie. Istnieje ryzyko, że współmałżonek zostanie sprowadzony do roli narzędzia, które cenione będzie tylko wówczas, kiedy dostarczy więcej satysfakcji seksualnej. Masturbacja wywołuje również ipsację, czyli zamknięcie się w sobie. Prowadzi to egoistycznego patrzenia na świat i przeciwnego miłości odnoszenia się do ludzi. Obniżona zostaje też samokontrola poprzez działanie silnych emocji, co w następstwie wiąże się z napięciem psychicznym, poczuciem winy i niepokoju, jak też negatywnym postrzeganiem siebie.

W istniejącym sporze o ocenę tego zjawiska, nie tylko pomiędzy seksuologami, psychologami czy psychiatrami, warto więc dostrzec jego wymiar społeczny. Dorastającej młodzieży należy okazać zrozumienie, jednocześnie ucząc, iż miarą dojrzałości jest umiejętność zarządzania sobą. Rozwój człowieka oznacza bowiem coraz wyższy stopień panowania nad swoimi odruchami, instynktami i emocjami.

Charakterystyczne dla lewicy podejście do tego tematu wynika z przyjętej przez nią wizji nieograniczonej niczym „wolności” człowieka. Stąd na łamach jej prasy pojawiają się omówione powyżej treści. Jednak, jak przenikliwie zauważył Platon: „Z wolności bez granic – niewola najzupełniejsza i najdziksza”. I o to właśnie lewicy chodzi. Żeby człowieka znieprawić, a potem zniewolić. Szkoda, że tak niewielu już to widzi.

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

Moda na niebinarność. Psycholog o genderowej fali zalewającej „pokolenie internetu”

Moda na niebinarność. Psycholog o genderowej fali zalewającej „pokolenie internetu”

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij