26 stycznia 2023

Życie z wiatrakiem „przez płot”? Nowa ustawa może być niebezpieczna dla ludzi i zwierząt

(pixabay.com)

Poluzowanie zapisów ustawy tzw. 10H, dotyczących dozwolonej odległości budowy elektrowni wiatrowej od domu czy obszaru cennego przyrodniczo, a  przyjętej przez Sejm w roku 2016, powinno być bardzo głęboko przemyślane i ustalane podczas dialogu ze społeczeństwem. Nie wolno przy tym zapominać do jakich krzywd ludzkich doszło podczas „dzikiego” stawiania wiatraków szczególnie w latach 2009 – 2013 (stanęło wówczas w Polsce 835 wiatraków). Szereg nieprawidłowości z tym związanych, w tym łamanie przepisów prawa i krzywdy ludzkie, opisano w raporcie Najwyższej Izby Kontroli pt. „Lokalizacja i budowa lądowych farm wiatrowych w latach 2009 – 2013”, zatwierdzonym w 2014 roku.

NIK właśnie w tym raporcie wnioskowała do ówczesnego prezesa Rady Ministrów m.in. o przyjęcie ustawy dotyczącej „określenia dopuszczalnej odległości lokalizacji farm wiatrowych od siedlisk i zabudowań ludzkich”, natomiast do ministra środowiska wnosiła o „zmiany rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 14 czerwca 2007 r. w sprawie dopuszczalnych poziomów hałasu w środowisku, poprzez określenie dopuszczalnych poziomów hałasu infradźwiękowego w środowisku”. Ten szkodliwy dla ludzi i zwierząt hałas wytwarzają turbiny wiatrowe podczas pracy.

Przypomnijmy, że ten raport NIK  był jednym z przyczynków do przyjęcia przez Sejm (20 maja 2016 roku) pierwszej ustawy wiatrakowej. Autorami tej ustawy byli posłowie PiS. Innymi powodami jej przyjęcia stały się tysiące skarg obywateli, którymi postawiono wiatraki „na progu” domu, co maksymalnie utrudniło im życie. Głównym celem tej ustawy było odsunięcie wiatraków od domów, na bezpieczną dla ludzi odległość, gdyż przed ustawą z roku 2016 żadne prawo nie regulowało tej odległości. Wiatraki stawiano nawet 200 metrów od domu. W ustawie z roku 2016 określono tę bezpieczną odległość na od 1,5 do 2 kilometrów. Na pewno nie ustalono tej odległości przypadkiem, a na podstawie badań specjalistów.

Wesprzyj nas już teraz!

Chodzi dokładnie o raport zamówiony przez kancelarię Senatu w kwietniu  2012 roku w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego. Ten raport dotyczy wpływu elektrowni wiatrowych na ludzkie zdrowie. Stwierdza się w nim m.in. „największe wątpliwości budzą zagadnienia związane ze szkodliwym oddziaływaniem generowanego przez elektrownie wiatrowe hałasu, infradźwięków, promieniowania elektromagnetycznego oraz efektów dotyczących migotania cieni i refleksów światła”. Zalecana w tym opracowaniu, Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, odległość w jakich powinny być budowane turbiny wiatrowe od siedzib ludzkich wynosi właśnie od 1,5 do 2 km. Zmiana tej odległości nawet do zalewie 500 metrów, co proponuje nowa ustawa wiatrakowa, jest więc decyzją sprzeczną z ustaleniami naukowców i złym doświadczeniem osób, przy domach których (często właśnie 500 metrów od ich domostw) od wielu lat stoją elektrownie wiatrowe.

Przed przyjęciem pierwszej ustawy wiatrakowej w 2016 roku, jako dziennikarz wiele pisałem na temat szkodliwości lokalizacji wiatraków blisko ludzkich osiedli. Opisywałem m.in. wypadki z udziałem wiatraków. W roku 2012 w Osiecznicy koło Krosna Odrzańskiego, od elektrowni wiatrowej oderwała się, ważąca około tony, 12,5 metrowa łopata, która przeleciało w powietrzu kilkaset metrów i spadła na pole. Dzięki Bogu, nie na pobliski teren niedaleko szkoły, gdzie właśnie bawiły się dzieci. Pod koniec października roku 2012 do podobnej w skutkach awarii wiatraka doszło na terenie gminy Korsze w województwie warmińsko – mazurskim. Ważąca kilkaset kilogramów, końcowa część łopaty, oderwała się od jednego z wiatraków, przeleciała około 500 metrów, od tragedii był tylko krok, bo część łopaty, jak pocisk, przeleciała tuż nad autokarem jadącym pobliską drogą. Lepiej nawet nie myśleć, co by się stało, gdyby taki pocisk trafił w autokar pełen ludzi.

Na temat ciskania przez rozpędzony wirnik odłamkami łopat lub innymi częściami, ciekawą opinię napisał prof. dr hab. Grzegorz Pojmański z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Opinia ta dotyczy zagrożeń związanych z eksploatacją i awariami turbin wiatrowych. Wiele miejsca tego opracowania naukowego poświęcone jest niebezpiecznemu zjawisku „rzucania” przez śmigła wiatraka nagromadzonego na nich lodu, lub oderwanej części z wirnika i śmigieł wiatraka. „W przypadku awarii polegającej na urwaniu się fragmentu łopaty lub rozpadu wskutek rozkręcenia się turbiny powyżej prędkości konstrukcyjnej – nie można wykluczyć ciskania odłamkami na odległości powyżej kilometra” – czytamy w opinii profesora  Grzegorza Pojmańskiego.

Wśród wielu nagranych przez ze mnie wypowiedzi osób dotkniętych klęską bliskiego sąsiedztwa wiatraków jest m.in. taka: – Na wiosnę i jesienią na śmigłach wiatraka zbiera się lód, który podczas jego rozruchu, razi nas jak jakieś pociski. Mój mąż został ugodzony takim kawałkiem lodu w plecy. Bardzo przez kilka dni cierpiał, nie mógł pracować, jeździł do lekarza – opowiadała mi Stanisława Wińska, której gospodarstwo znajduje się zaledwie 450 metrów od ogromnego wiatraka. – Co najgorsze, kilka wiatraków postawiono przy samej drodze, więc ci, którzy z niej korzystają narażeni są na ugodzenie lodem. Ten lód powoduje też cierpienia dla gnanych drogą krów. Kiedy w nie uderza, nie można ich potem uspokoić – mówił mi Andrzej Grażulis, sołtys jednej z wsi na Sejneńszczyźnie, gdzie wiatraków jest jak „skwarek w dobrej kaszy”. Na tym terenie i na Suwalszczyźnie wiatraki nie tylko dokuczają ludziom i zwierzętom, ale jeszcze popsuły przepiękny tamtejszy krajobraz, pełen polodowcowych wzgórz i cudownych jezior. Od wielu lat cierpi nad tym branża turystyczna, szczególnie rodzinne gospodarstwa agroturystyczne. Nie mówiąc już o tym, że ceny działek i posesji na terenach, na których stoją wiatraki drastycznie spadły. 

Bliskość wiatraków to również inne poważne uciążliwości dla ludzi. W gminie Jeleniewo stoi farma wiatraków. Jedna z nich, wysoka na ponad 70 metrów elektrownia wiatrowa o mocy 2,3 megawata (aby stabilnie stała w ziemi trzeba wlać około 2,5 tysiąca ton betonu) pracuje zaledwie 450 metrów od domu Zbigniewa Serafina. – Wiem co znaczy mieć taką elektrownię blisko domu. Od tego okropnego, monotonnego huku, jaki wydaje pracujący wiatrak, nie mogę spać. W nocy przechodzę z jednej sypialni do drugiej, przez cały czas mam szum w uszach. Staję się coraz bardziej nerwowy. Pytałem lekarzy, co z tym robić. Odpowiadają „Jak najszybciej się wyprowadzić”. Tylko, że nie mam dokąd. Poza tym, kto ode mnie kupi nieruchomość znajdującą się w takim miejscu? – powiedział mi Józef Serafin.

Praca elektrowni wiatrowej wiąże się też z tzw. „efektem migotania świateł”. Wywoływany jest on przez prześwitujące przez łopaty pracującego wiatraka słońce. – Najgorzej jest, w słoneczne dni, w południe, kiedy pracuje w domu, to jakby ktoś ciągle zapalał i gasił światło, to okropnie działa na nerwy – opowiadała mi Stanisława Wińska, która „sąsiaduje” z wiatrakiem. Negatywne skutki dla zdrowia ludzi bliskiej obecności elektrowni wiatrowych opisał m.in. prof. dr. hab. med. Jerzego Jurkiewicz. Według ustaleń dokonanych przez Jurkiewicza szkodliwy wpływ dźwięków tworzących się podczas pracy turbiny wiatrowej rozprzestrzenia się nawet do 8 km. Skutkiem tego jest m.in. choroba wibroakustyczna lub inaczej syndrom turbin wiatrowych, choroba znana od dawna w USA. „Rozwija się ona stopniowo. Początkowe objawy to zaburzenia nastroju, irytacja, agresywność, depresja czy infekcje dróg oddechowych. Przy dłuższym oddziaływaniu hałasu czy wibracji na organizm ludzki dochodzi do zaburzeń w układzie krążenia, padaczki, nasilenia bólów stawowych, wrzodów żołądka dwunastnicy, obniżenia ostrości wzroku. Obserwowane jest również zmniejszenie zdolności poznawczych, obniżenie możliwości pamięci, a nawet choroby Parkinsona. Skutków negatywnych jest znacznie więcej i są one udokumentowane” – pisze prof. Jurkiewicz. Pozostaje więc pytanie, czy 500 metrów dzielących wiatrak od domu jest rzeczywiście odległością bezpieczną?

Na koniec warto jeszcze raz sięgnąć do raportu NIK, który opisuje skrajny przypadek z gminy Żurawica. Tam „wiatrak” stanął w odległości 55 m od schroniska dla zwierząt. Jak czytamy w raporcie NIK, „kierownik schroniska poinformował m.in., że: (…) na terenie całego obiektu słyszalny jest głośny, monotonny i nieustający hałas o niskim natężeniu dźwięku oraz szum powodowany przez działający wiatrak zarówno w dzień jak i w nocy. Wpływa to negatywnie na zachowanie i zdrowie zarówno zwierząt – pensjonariuszy schroniska, jak i obsługi. Jednostajny hałas działa niepokojąco i rozdrażniająco na zwierzęta, które z tego powodu są nadaktywne, nie odpoczywają, nie mogą spać, gdyż ich organizmy są stale w stanie gotowości, w stanie pobudzenia i utrzymującego się napięcia nerwowego. Kierownik dodał także, iż w porze zimowej, w godzinach porannych zarówno parking znajdujący się przed wejściem do schroniska, jak i dziedziniec obiektu oraz przestrzenie wśród kojców dla zwierząt pokrywają gęsto usiane białe kuleczki lodu. Określił to zjawisko, jako tzw. rozsiewanie gradu przez obracające się łopaty wiatraka, co  w niesprzyjających warunkach atmosferycznych może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia, zarówno ludzi jak i zwierząt”.

Adam Białous

5 elementów Zielonego Ładu, za które zapłacimy najwięcej!

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(41)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 311 671 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram