Działaczka amerykańskiej organizacji Studenci dla Życia podzieliła się świadectwem szykan i gróźb, z jakim spotyka się w środowisku akademickim ze względu na swoją działalność. Agresja i akty nienawiści spadają na młodą kobietę tylko dlatego, że głośno opowiada się za prawem każdego dziecka do życia i krytykuje bezkarne zabijanie nienarodzonych przez przedstawicieli przemysłu aborcyjnego.
Lydia Taylor to studentka Uniwersytetu Karoliny Północnej, piastująca funkcję rzecznika organizacji Students for Life. Na łamach portalu LifeNews podzieliła się swoim świadectwem walki o uznanie świętości życia nienarodzonego w środowisku akademickim oraz traktowania, z jakimi spotyka się codziennie ze strony zwolenników dzieciobójstwa.
Jak wyznała działaczka, jej aktywność w szeregach ruchu pro-life jest przyczyną codziennych szykan i napaści, zarówno w przestrzeni uniwersyteckiego kampusu, jak i mediów społecznościowych. Niedawno została zaatakowana przez „celebrytę transseksualnego”, Dylana Mulvaneya (znanego z głośnej reklamy piwa Bud Light), co sprawiło, że otrzymała 20 tysięcy nienawistnych wiadomości.
Wesprzyj nas już teraz!
„Zasługujesz na zgwałcenie i złapanie choroby wenerycznej, wtedy zobaczymy, czy to dziecko nadal będzie dla ciebie błogosławieństwem” – napisał jeden ze zwolenników dzieciobójstwa. Inni mówili, że studentka powinna zostać „poddana aborcji”, a nawet zabita. Zwolenniczki aborcji niezliczoną ilość razy mówiły mi, że zajdą w ciążę i nazwą dziecko moim imieniem, żeby móc dokonać aborcji. Jak mogę siedzieć bezczynnie, skoro akceptuje się taką niesprawiedliwość? – pytała działaczka.
Nie mogę – dlatego nadal odpowiadam z miłością i oferuję pomoc kobietom rozważającym aborcję. Jako rzecznik i stażysta organizacji Students for Life of America (SFLA) ciężko pracowałam, aby mój stan Karolina Północna stał się pro-life. Tego lata zorganizowałam i prowadziłam kilka protestów i wieców na rzecz ustawodawstwa pro-life. Udało nam się uchwalić 12-tygodniową ustawę o zapobieganiu aborcji, która zarówno ratuje życie nienarodzonych dzieci, jak i zapewnia finanse dla ośrodków pomocy kobietom w ciąży (a to dopiero początek) – relacjonowała młoda kobieta.
Jak wskazuje Lydia Taylor, aborcjoniści nienawidzą jej tylko dlatego, że chce chronić dzieci i matki przed horrorem, jakie gotuje im krwiożerczy i bezwzględny przemysł dzieciobójczy. Czy jest to postawa pro-kobieca? – pytała retorycznie . Kompas moralny zwolenników aborcji jest najwyraźniej zepsuty – komentowała.
Jednak na pytanie, dlaczego kontynuuję działalność pomimo całej reakcji, z jaką się spotykam, moja odpowiedź jest prosta. Chociaż jestem ofiarą proaborcyjnego zastraszania i przemocy, największą ofiarą aborcji zawsze będą nienarodzone dzieci zabijane każdego dnia. Ponieważ dzieje się to tak nieludzko, nie mogę zmusić się do milczenia – zwłaszcza, gdy tego typu działania są celebrowane – kontynuowała autorka artykułu.
Młodzież pro-life w Ameryce nie jest już zainteresowana tzw. kompromisem aborcyjnym i zaczyna rozumieć, że całkowity zakaz mordów prenatalnych nie podlega demokratycznej dyskusji, gdyż wynika z samego prawa naturalnego. Nie jest ona również zainteresowana ciągłymi przepychankami, a jedynie całkowitym zwycięstwem. Na tym polega bycie częścią Pokolenia Pro-Life: ignorowanie skrajnych prób lobby aborcyjnego, aby nas uciszyć i wytrwałość w dążeniu do zwycięstwa – podkreśliła Lydia.
Niezależnie od tego, jak długo będzie trwała ta wrogość (a ja nie wstrzymuję oddechu), nasza misja jako ruchu pro-life, polegająca na promowaniu kultury afirmującej życie, jest jasna. Dlatego nie przeszkadza mi, że każdego dnia budzę się i spotykam z groźbami i nienawiścią… ponieważ każdej nocy kładę się spać, wiedząc, że walczę po właściwej stronie historii – skwitowała.
Źródło: lifenews.com
FO
Dlaczego Ameryka wciąż jest wolna? Przypadek Clivena Bundy’ego