13 lutego 2016

500 plus – zbędny koszt czy ratunek dla polskiej demografii?

(fot.Adam Chelstowski/FORUM)

Program „Rodzina 500+” wzbudza liczne kontrowersje. Zdaniem niektórych wystarczającym powodem zdaje się być stojący za nim bête noire dla polskiej lewicy – Jarosław Kaczyński. Inni wysuwają argumenty gospodarcze i ubolewają nad zaburzającymi wolność konkurencji podatkami finansującymi program. Prawda jest jednak nieubłagana – 500 zł na dziecko to ostatnia deska ratunku dla polskiej demografii.

 

Rząd oraz Sejm przyjął program „Rodzina 500+”. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to wypłaty ruszą w drugim kwartale roku. Zasady są proste: na drugie i kolejne dziecko każda rodzina otrzyma 500 zł netto. W przypadku pierwszego wsparcie otrzyma też każda rodzina z dochodem poniżej 800 zł na osobę – lub 1200 zł w razie niepełnosprawności potomka.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Demograficzna katastrofa

 

Do przyjęcia programu Polska została poniekąd zmuszona. Przyrost naturalny w Polsce w 2015 r. wyniósł według szacunkowych danych CIA World Factbook 1.33 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym. Plasuje to nas na 216 miejscu na 224 badanych krajów świata!

 

Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest fatalna polityka prorodzinna III RP, choć należy raczej napisać o jej braku. Według raportu PwC z 2015 r. pod względem średniej kwoty bezpośredniej pomocy państw UE w zakresie ulg na dzieci i świadczeń rodzinnych Polska plasuje się na 24 miejscu na 28 krajów UE. Pod względem stosunku wsparcia państwa do przeciętnej płacy znajdujemy się na niewiele lepszej 20 pozycji.

 

Problem dostrzegła też Najwyższa Izba Kontroli. W swoim raporcie z 2015 r. określiła sytuację demograficzną naszego kraju mianem dramatycznej. Spadek liczby ludności następuje od 20 lat. „Przy utrzymywaniu się obecnych trendów, w 2060 roku liczba ludności Polski z blisko 39 mln zmniejszy się do ok. 32 mln osób. Zmieni się również struktura ludności: wzrośnie udział osób w wieku poprodukcyjnym, a zmniejszy udział dzieci. Spowoduje to, że jedna trzecia społeczeństwa w wieku produkcyjnym będzie pracowała na pozostałe dwie trzecie: dzieci i emerytów” – czytamy na stronie NIK.

 

Instytucja ta wskazała także na brak efektywnej, spójnej, skoordynowanej polityki prorodzinnej. Dochodzi na tym tle do istnych „bareizmów” – na przykład w 2013 r. wspieranie rodziny usunięto z zadań priorytetowych Wieloletniego Planu Finansowego Państwa. Stało się tak pomimo, że rok ten ogłoszono mianem Roku Rodzin.

 

Podstawowym „zastrzeżeniem” do obecnego programu powinno być zatem pytanie: dlaczego wprowadza się go dopiero teraz? Dlaczego poprzednie ekipy rządzące biernie patrzyły na proces wynaradawiania się Polaków? Jednak problem dostrzeżono gdzie indziej. Chodzi oczywiście o pieniądze – wszak realizacja polityki prorodzinnej wymaga nakładów finansowych.

 

Co sfinansuje program?


Jednym ze źródeł finansowania programu będzie tzw. podatek bankowy. Zapłacą go również SKOK-i, firmy pożyczkowe i towarzystwa ubezpieczeniowe. Wysokość to 0,44 procent całości aktywów. Jego wprowadzenie, jak przekonują przeciwnicy rządu i wszelkiej maści liberałowie, odbije się przede wszystkim na klientach. Instytucje finansowe odbiją sobie dodatkowy koszt zawyżając opłaty czy ceny kredytów.

 

Tak rzeczywiście może się stać, ale wcale nie musi. Nawet styczniowe podniesienie opłat przez kilkanaście banków nie miało – wbrew oponentom podatku – nic wspólnego z jego wprowadzeniem. Stanowiło rutynową operację, przeprowadzaną na początku każdego roku. Taka w każdym razie jest opinia Jerzego Bańki, wiceprezesa Związku Banków Polskich, cytowanego 1 lutego przez polskieradio.pl.

 

Kolejny podatek mający przyczynić się do sfinansowania programu Rodzina 500+ to „podatek sklepowy”, którego dokładne założenia niestety wciąż nie są znane. Wiadomo jedynie, że chodzi głównie o opodatkowanie sklepów wielkopowierzchniowych. Prezes Konfederacji Lewiatan Jeremi Mordasewicz cytowany przez portal „Polska The Times” twierdzi, że danina ta stanowi karę za rozwój, zaburzy normalne funkcjonowanie rynku oraz odbije się na konsumentach i pracownikach. Argumenty te nie są całkiem pozbawione słuszności. Pamiętajmy jednak o „odwiecznym” problemie wyprowadzania zysków za granicę przez niepolskie w większości sieci handlowe. Rozsądne zwalczanie tego procederu byłoby niezbędne, nawet gdyby nie istniała konieczność finansowania „Rodziny 500+”.

 

Koszty trzeba ponieść

 

Nie uciekniemy jednak od oczywistej prawdy – program Rodzina 500+ kosztuje i niektórym przyjdzie za niego zapłacić. Każda redystrybucja tworzy wygranych i przegranych. Nie oznacza to jednak – jak chcieliby liberalni dogmatycy – jakoby zawsze i wszędzie była ona niesprawiedliwa. Ponadto niekiedy może ona przyczynić się do długofalowego dobra wszystkich.

 

Powoływanie na świat i wychowywanie dzieci wiąże się wszak z korzyścią dla całego społeczeństwa. Jest ono niezbędne nie tylko dla utrzymania przyszłych – w tym bezdzietnych emerytów – ale i dla przetrwania narodu. W systemie pozbawionym polityki prorodzinnej osoba oddająca się wyłącznie pracy zawodowej i gromadzeniu pieniędzy i z tych przyczyn nie zakładająca rodziny stoi na lepszej pozycji. Rynek wynagradza bowiem pracę zawodową, nie wynagradza zaś innego, także pożytecznego trudu – wychowania dzieci. Polityka prorodzinna koryguje tę dysproporcję, stanowi więc raczej przejaw sprawiedliwości, niż grabieży.

 

Ponadto trudno mówić, jakoby – pomijając nieliczne przypadki – program „Rodzina 500+” doprowadził do tego, co Janusz Korwin-Mikke był łaskaw określić jako wspieranie „meneli”, którzy dla pieniędzy „zaśmiecą naród śmieciem ludzkim”. Skuteczność polityki prorodzinnej nie polega na tym, że ludzie decydują się na dzieci licząc na zarobienie na nich. Polega na tym, że pary pragnące mieć potomstwo, jednak zbyt na to ubogie, będą mogły sobie na nie pozwolić. Pieniądze od państwa stanowią pomoc, jednak nie pokryją ani wszystkich kosztów utrzymania (nawet minimum egzystencji jest wyższe) ani czasu i wysiłku włożonego w opiekę nad dziećmi.

 

Potencjalne zagrożenia

 

Jakie jest więc największe zagrożenie związane z programem „Rodzina 500+”. Jeśli stworzy się mylne wrażenie, jakoby pokrywał on wszystkie szeroko rozumiane koszty związane z wychowaniem dzieci, skutkiem będzie rozluźnienie więzi rodzinnych. Nietrudno przecież wyobrazić sobie nastolatka Anno Domini 2030 mówiącego matce, że nie ma za co jej szanować i kochać, skoro ona i tak na nim zarabia. A być może w ogóle urodziła go dla pieniędzy.

 

Podobna argumentacja może być też wykorzystana przez państwo. Jego przedstawiciele mogą łatwo wykorzystać dotowanie rodziny jako argument za etatyzacją dzieci – „płacimy to decydujemy”. Czy pierwszym symptomem nie jest tu obniżka subwencji dla uczniów korzystających z domowej edukacji? Co zaś stanie się, gdy do władzy dojdą partie rewolucyjne obyczajowo? Oto realne zagrożenia związane z programem Rodzina 500+. I powód do trzymania ręki na pulsie, ale nie do odrzucania programu ostatniej szansy na uratowanie naszej demografii.

 

Marcin Jendrzejczak



 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij