6 maja 2013

Prawa majowe – przeciw „mowie nienawiści” i „upolitycznionemu klerowi”

(Fot.Gunnar Ries/commons/creative)

Sto czterdzieści lat temu pruski parlament (Landtag) uchwalił pakiet ustaw wymierzonych w Kościół katolicki w państwie Hohenzollernów. Przedłożone przez rząd Ottona von Bismarcka i uchwalone w parlamencie w dniach 11-14 maja 1873 roku ustawy stanowiły sam rdzeń zainaugurowanej przez Bismarcka i sekundujących mu liberałów antykatolickiej polityki Kulturkampfu.

 

Jak pisze znawca tematu, ks. prof. Zygmunt Zieliński, te tzw. prawa majowe (Maigesetze) „obrazują główny kierunek uderzenia rządu pruskiego w Kościół w czasie Kulturkampfu. […] Kościół w tej sytuacji nie mógł liczyć na możliwość obejścia któregoś z istotnych przepisów, jednocześnie rzeczą nie do pomyślenia było podporządkowanie się nowemu ustawodawstwu”. Zważywszy na fakt, że Prusy rozciągające się od Renu po Pregołę, dominowały nad zjednoczonymi przez siebie Niemcami, „prawa majowe” miały również kluczowe znaczenie dla ogólnoniemieckiej „walki o kulturę”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Już pierwsze z „praw majowych” – ustawa uchwalona 11 maja 1873 roku – było głęboką ingerencją w autonomię Kościoła. Oddawała ona formację kleryków pod całkowitą władze państwa wprowadzając obligatoryjne trzyletnie studium teologii na jednym z niemieckich uniwersytetów oraz obowiązek zdania egzaminu państwowego przed komisją wyznaczoną przez pruskie ministerstwo oświecenia publicznego i wyznań.

 

Zagrożenie dla Kościoła polegało w tym przypadku nie tylko na samym fakcie ingerencji władzy państwowej w wewnętrzną domenę Kościoła (formacja seminaryjna), ale również na czytelnej intencji, która jej towarzyszyła, a która sprowadzała się do chęci zapanowania rządu pruskiego nad Kościołem. Jak wskazywał Ludwig Windthorst, przywódca katolickiej partii „Centrum”, uniwersytety należy widzieć właśnie jako instrumentum dominationis, skoro na szeregu nominalnie katolickich fakultetach teologicznych nie brakuje – za sprawą poparcia ze strony władz państwowych – uczonych niekryjących swoich „starokatolickich” sympatii (a więc negujących dekrety Vaticanum I potwierdzających prymat papieża oraz jego nieomylność w sprawach wiary i moralności). Podobnie nie było żadnych gwarancji, że „starokatolicy” nie znajdą się w ministerialnych komisjach egzaminujących kandydatów do kapłaństwa.

 

Ustawa z 11 maja 1873 była również zamachem na autonomię Kościoła w zakresie obsadzania godności kościelnych. Odtąd rozstrzygający głos w tej kwestii rezerwowały dla siebie władze państwowe. Z możliwości piastowania na obszarze Prus „urzędów duchowych” ustawa wykluczała od razu jezuitów, redemptorystów oraz misjonarzy Ducha Świętego. Te zgromadzenia zakonne już wcześniej zostały zidentyfikowane przez rząd pruski i liberalną prasę jako niereformowalni wrogowie Prus i postępu. Jednak szans pozbawieni byli – wedle tej ustawy – również ci katoliccy duchowni, którzy swoim postępowaniem „grozili zakłóceniem spokoju i ładu publicznego”, a to poprzez „namawianie do sprzeciwu wobec ustaw państwowych lub wobec rozporządzeń władz państwowych”. Słowem, wykluczano wszystkich siewców mowy nienawiści oraz tych, którzy nie rozumieli logiki funkcjonowania w nowoczesnym państwie prawa (Rechststaat).

 

Uchwalona 12 maja 1873 roku ustawa negowała autonomię władz duchownych do stosowania kar kościelnych regulowanych kodeksem prawa kanonicznego. W ten sposób władze pruskie zaprzeczały obowiązującemu wciąż (od 1794 roku) Powszechnemu Pruskiemu Prawu Krajowemu (Allgemeines Landrecht), które taką autonomię szanowało. Od 1873 roku te kwestie oddano w gestię państwa, a konkretnie powołanego na mocy tej ustawy Trybunału Królewskiego do spraw Kościelnych, który pełnił wobec sądów kościelnych rolę instancji odwoławczej i rozstrzygającej.

 

Kwestię kar kościelnych regulowała również ustawa z 13 maja 1873 roku, w myśl której Kościół mógł stosować tylko takie kary, które dotyczyły forum internum (czyli nie wykraczały poza wewnętrzny teren społeczności religijnej). Rząd Bismarcka zezwalał więc na kary pokutne nakładane w konfesjonale podczas spowiedzi, ale już nie na karę ekskomuniki (tzw. ekskomuniki wielkiej), która – według pruskich legislatorów – miała „zniesławiający charakter”. Jak zwraca uwagę cytowany wcześniej ks. prof. Z. Zieliński, „paragraf ten nabiera właściwego znaczenia dopiero wówczas, gdy się go konfrontuje z całokształtem ustawodawstwa Kulturkampfu. Miał on stanowić tarczę ochronną dla tych katolików, w tym również duchownych, którzy czynnie wystąpią po stronie państwa, narażając się w ten sposób na kary kościelne”.

 

Wreszcie ustawa z 14 maja 1873 roku wprowadzała do pruskiego prawodawstwa nowe, wcześniej nieznane pojęcie „wystąpienia z Kościoła”. Ustawa o apostazji regulowała cały szereg przepisów prawa cywilnego (majątkowego), które do tej pory utrudniały tego typu akty.

 

Pakiet „praw majowych” jak w soczewce ukazuje prawdziwe intencje bismarckowskiego Kulturkampfu. Propagandowa walka z „ekspansją ultramontanizmu” w istocie polegała na chęci całkowitego podporządkowania Kościoła państwu. Pruski episkopat już 26 maja 1873 roku oficjalnie oprotestował „majowe ustawy”. To samo uczynił papież bł. Pius IX. Protest wobec uroszczeń państwa kosztował katolickich biskupów w Prusach karę banicji lub więzienia. Za kraty trafił nie tylko nasz arcybiskup Gniezna i Poznania Mieczysława Halka Ledóchowski, ale również arcybiskup Kolonii oraz hierarchowie z Trewiru, Monastyru i Paderborn.

 

Entuzjastycznie „prawa majowe” przyjął sprzyjający Bismarckowi świat liberalny i postępowy. Jak zawsze w tego typu sytuacjach żadnych wątpliwości nie miała masoneria. Zredagowany w sierpniu 1873 roku okólnik do wszystkich niemieckich wolnomularzy głosił: „Prastara walka ciemności ze światłem rozgorzała mocniej niż kiedykolwiek, a wynik nie jest jeszcze przesądzony. Masoneria z całą świadomością i ze wszystkich swoich sił powinna walczyć o swój najistotniejszy czynnik życiowy – o światło, a tym samym, o swój byt”.

 

Od chwili uchwalenia „ustaw majowych” nad rozświetlaniem mroków zalegających gdzieniegdzie (np. w katolickiej Nadrenii czy w zaborze pruskim) w państwie Hohenzollernów miał czuwać pruski żandarm i prokurator, chroniący pospołu lud nad Renem, Sprewą i Wartą przed „mową nienawiści” i „upolitycznionym klerem”.

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij