16 kwietnia 2013

Siedem powodów szczęścia

(fot.CWMGary/sxc.hu)

Nie będę przepraszał za wspieranie cywilizacyjnego i rozwojowego potencjału naszej Ojczyzny. Moje dzieci będą pracowały także na emerytury, tych którzy najgłośniej krytykują rodziny wielodzietne – mówi w rozmowie z PCh24.pl Piotr Podlecki, nauczyciel, ojciec siedmiorga dzieci, założyciel Akademii Obrońców Życia.


Zawarł Pan związek małżeński mając lat…

Wesprzyj nas już teraz!

Dwadzieścia jeden.

 

Pana żona?

Dwadzieścia trzy.

 

Kiedy urodziło się pierwsze dziecko?

Pięć lat po ślubie. Pobraliśmy się, gdyż tego chcieliśmy, a nie dlatego, że „musieliśmy”, co, niestety, jest dość powszechne teraz, jak i w wtedy, gdy braliśmy ślub. Przed urodzinami pierwszego dziecka miałem naturalny niepokój, zadawałem sobie pytania – jak to będzie, czy podołam i utrzymam rodzinę?

 

Ile lat ma Pana najmłodsze dziecko?

Dwa i pół roku.

 

Przedstawi Pan resztę swego potomstwa?

Najstarsza Ewelina ma 19 lat, potem 18-letnia Ilona, Adrian kończy gimnazjum, Gosia jest w czwartej klasie szkoły podstawowej, Emanuel w drugiej, Petra chodzi do zerówki, a ten, o którym już wspomniałem, ma na imię Michał i liczy dwa i pół roku.

 

O wahaniach i pytaniach przed urodzinami pierwszego dziecka już Pan wspominał, przy drugim było podobnie?

Miałem dużo pytań, ale chciałem tego dziecka, choć znów nie wiedziałem jak to będzie. Zastanawiałem się, czy będzie tak samo, jak przy pierwszym, czy już wiem dostatecznie dużo…

 

A przy trzecim?

Już byłem spokojny. Zapewniam, że tak od czwartego czy piątego dziecka człowiek przestaje się bać. Pan Bóg tak działa, że zawsze znajdzie się przysłowiowa miska zupy dla dziecka. Choć nie jesteśmy majętną rodziną, żadne z naszych dzieci nigdy nie chodziło głodne. Nic się nie da porównać z chwilą, gdy wracam do domu, a dzieci rzucają mi się na szyję i krzyczą, że tatuś wrócił! Wiele bogatych rodzin nie doświadcza tego, co to znaczy być naprawdę szczęśliwym rodzicem.

 

Jak wygląda poranek w Pana rodzinie?

Ja wstaję około 5:00, w pracy muszę być na 8:00. Od około 6:00-6:30 budzą się dzieci. Rano jest dość spore zamieszanie, dzieci budzą się czasem raz w lepszych, raz w gorszych humorach. Jest i walka o zajęcie łazienki. Normalnie, jak w każdej rodzinie. W rozwożeniu najmłodszych dzieci do szkoły pomaga nam czasem nasz przyjaciel, któremu się chce wcześniej wyjechać z domu, za to jestem mu wdzięczny. Dla nas jest to bardzo pomocne.

 

Zawsze dążymy do tego, by dzieci jak najdłużej były w domu. Nie chcemy zabierać dzieci ze świetlicy, traktowanej  przez wielu rodziców jako swoista przechowalnia, z chwilą jej zamknięcia.

 

A wieczór?

Dobrym obyczajem w naszym domu jest usypianie najmłodszego dziecka przeze mnie. Mam wtedy niepowtarzalną okazję do stworzenia z nim więzi. Patrząc na zasypiającego syna, leżąc koło niego widzę bezinteresowną miłość, czerpię z niej przez jej doświadczenie. W żadnym wypadku nie mam poczucia straconego czasu, czasem podczas usypiania pogłębiam swoje życie duchowe słuchając np. konferencji lectio divina na płytach, ale celem dla mnie jest syn.

 

Wiele osób deklaruje, że ich po prostu nie stać na więcej dzieci.

W ludziach jest sporo lęku. Generują go m.in. media, pisząc np. że wychowanie dziecka kosztuje tyle, co mercedes. Mnie nie stać na takie auto, a tym bardziej na siedem, a dzieci tyle właśnie mam. Wśród ludzi jest też wiele dobra, o czym warto pamiętać. Także i nasza rodzina doświadcza tej dobroci i pomocy ze strony innych ludzi. Zatem nie warto się bać. Lęk pochodzi od diabła, który boi się życia i Bożego błogosławieństwa. Dlatego podsyca strach pokazując to, co może się stać, sieje zwątpienie.

 

Czy dzieci nie zapytały Pana, dlaczego jest nas tak dużo? Może pojawiły się sugestie, że gdyby było nas mniej, bylibyśmy zamożniejsi?

Jeśli chodzi o liczbę osób w naszej rodzinie, to nie wyobrażam sobie, by kogoś mogło nie być. Dzieci podchodzą do tego podobnie, zawsze wiedziały, że nas jest tyle i nie miały poczucia zbędności kogokolwiek. Najmłodsze dzieci są otoczone największą miłością i opieką przez „starszaków”. Zdaję sobie sprawę, że liczebność naszej rodziny przekłada się na nasz status materialny. Ważna jest w tej sprawie rozmowa z dzieckiem, ukazanie mu, że nieposiadanie nowego telefonu czy komputera w rzeczywistości nie jest stratą. A zyski płynące z posiadania rodzeństwa są nieprzeliczalne, i wielu z tych, którzy mają np. nowszy rower, nie doświadczają tego, co ty masz.

 

Jak ludzie reagują, gdy zaczyna Pan wymieniać imiona dzieci, po którym słuchaczom robią się okrągłe oczy?

Reakcje są różnorodne. Nasza sytuacja jest szczególna. Mamy siedmioro dzieci, dwójka z naszych dzieci jest przysposobiona. Gdy córka miała 5 lat, pomyśleliśmy o możliwości adopcji dziewczynki w jej wieku. Po przejściu odpowiedniej procedury okazało się, że jest dziewczynka, którą moglibyśmy się zaopiekować, ale ma brata. Wystarczyła jedna sekunda na decyzję – adoptujemy oboje. Teraz to już zamierzchła przeszłość i wszystkie dzieci są nasze.

 

Często spotykamy się z serdecznością ludzi. Interesujące są dla mnie reakcje kobiet, które deklarują, że też chciałyby mieć dużo dzieci. Jest to w wyraźnej opozycji do stereotypu lansowanego przez media. Dostrzegam, zwłaszcza w oczach kobiet 30- i 40-letnich tęsknotę, gdy mówię o swoich dzieciach. Nie mam żadnych wątpliwości, że w kobiecej naturze leży pragnienie posiadania jak największej ilości dzieci.

 

Czy becikowe i tzw. polityka rodzinna mogą być zachętą do posiadania dzieci?

Obecnie nie ma żadnej polityki prorodzinnej w Polsce. W mojej opinii polityka obecnego rządu jest wymierzona przeciwko rodzinie. Jest antynatalistyczna i zniechęcająca do posiadania dzieci. Becikowe uważam za dobrą inicjatywę, te pieniądze stanowiły zastrzyk finansowy dla wielu rodzin. Jednak nie przypuszczam, że ktoś w Polsce rodził dzieci, by mieć ten tysiąc złotych. Argumenty krytyków becikowego, zwłaszcza tych z PO, mówiące, że przecież nikt nie będzie rodził dla tysiąca złotych, są absurdalne. Proszę niech pokażą kogoś, kto tak myślał.

 

Inną odsłoną tej antyrodzinnej polityki jest pomysł wcześniejszego posyłania dzieci do szkoły. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem tej koncepcji. Uważam, że jest to wbrew naturze dzieci i rodziny. To jest kradzież dzieciństwa! To jest apelowanie do najgorszych instynktów, jakie mogliby mieć rodzice. Namawia się ich do tego, by poszli wcześniej do pracy, zarabiali, kupili nowy telewizor i nie zawracali sobie głowy dzieckiem oddanym do przedszkola. To jest zbrodnia przeciwko psychice dzieci. Celem tej akcji jest jak najwcześniejsze wyrwanie dzieci z domu. Nie bez przyczyny wiele z pośród antyrodzinnych środowisk popiera ten pomysł twierdząc wprost, że im wcześniej się dziecko wyrwie z domu tym łatwiej można nim manipulować i dowolnie urabiać.

 

Antyrodzinnego krzyku, szczególnie przeciwko rodzinom wielodzietnym w Polsce nie brak.

Nie będę przepraszał za wspieranie cywilizacyjnego i rozwojowego potencjału naszej Ojczyzny. Moje dzieci będą pracowały także na emerytury, tych którzy najgłośniej krytykują rodziny wielodzietne. Nie mam zamiaru się przed nikim tłumaczyć ze swoich dzieci, jestem szczęśliwy i dumny z mojej rodziny. Boli mnie jednak antyrodzinna dywersja ze strony polityków. Wielodzietność jest traktowana jako patologia! Wielodzietność np. funkcjonuje obok alkoholizmu i narkomanii jako podstawowa przesłanka otrzymania przez ucznia stypendium szkolnego. Widać, co ustawodawca myśli o dużych rodzinach.

 

Zauważył Pan, że większość antynatalistycznego przekazu jest skierowana do kobiet?

To oczywiste, bowiem to one rodzą dzieci, które są przedstawiane jako intruzi wyciągający pieniądze z portfela oraz jako przeszkody na drodze samorealizacji. Antyrodzinna ofensywa bazuje na naturalnym lęku kobiet przed porodem, wychowaniem, możliwej utracie urody. Wszystko sprowadza się do tego, czy człowiek jest otwarty na prawdę, że dziecko jest darem Boga, który powierza rodzicom wychowanie potomstwa. Na rodzicach spoczywa odpowiedzialność za zbawienie swoich dzieci, za ich duszę. Jakaż to wielka odpowiedzialność, ale i wyróżnienie ze strony Pana Boga.

 

Czy żona nie powiedziała: dość, ja już nie chcę więcej dzieci?

Moja żona jest otwarta na dar życia i dzieci. Oczywiście, odczuwała naturalny lęk choćby w kwestiach zdrowotnych. Z dziećmi bowiem bywa różnie, jedne są zdrowsze inne mniej. Sypiają gorzej lub lepiej, co przekłada się na wysypianie się rodziców.

 

Czy chciał Pan mieć tak liczną rodzinę?

Odpowiedź tkwi w tym, czy przyjmujemy naukę Kościoła w tej materii. Jest to kwestia otwarcia na życie. Pan Bóg nie posługuje się ludzką logiką, dla Niego, tak jak w naszym przypadku, jeden plus jeden równa się dziewięć. Ja byłem przy wszystkich porodach mojej żony. Wszystkich przekonuję, jak jest to ważne dla budowania więzi z dzieckiem. To doświadczenie ojcowskie przemienia spojrzenie.

 

Czy udało się zaszczepić takie prorodzinne nastawienia u dzieci?

Wiem na pewno, że moje córki nie boją się opiekować dziećmi. Są wychowane wśród dzieci i z dziećmi. Potrafią się zająć młodszym rodzeństwem. To naturalnie zmniejsza ich lęk przed macierzyństwem. Oboje z żoną pochodzimy z wielodzietnych rodzin, dla nas obecność większej liczby dzieci była czymś naturalnym. Myślę, że dla moich dzieci także.

 

Rozmawiał Łukasz Karpiel

 

Świadectwa rodziców walczących o życie swoich dzieci

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij