12 stycznia 2018

Totalitarne zakusy chińskich władz: pomoże sztuczna inteligencja

Sztuczna inteligencja budzi zaniepokojenie nie tylko twórców z Hollywood czy autorów science-fiction. Przed konsekwencjami jej rozwoju przestrzegają także znani fizycy, jak Stephen Hawkings. Specjalista od zagrożeń egzystencjalnych, Nick Bostrom pisze zaś naukowe teksty o możliwości zakończenia egzystencji człowieka przez działania sztucznej inteligencji (SI). Pamiętajmy jednak, że kwestia rozwoju tej technologii to nie science-fiction! Szczególnie w Chinach.

 

Według raportu firmy konsultingowej PwC z czerwca 2017 roku, branża sztucznej inteligencji zacznie generować ponad 59 bilionów dolarów rocznie w skali globu (stanie się to maksymalnie do 2025 roku). To więcej, niż obecny PKB Indii i Chin razem wziętych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Liderem pod względem rozwoju sztucznej inteligencji pragnie zostać Chińska Republika Ludowo-Demokratyczna. Zgodnie z ujawnionymi w lipcu 2017 roku planami chińskich władz rozwój sztucznej inteligencji zostanie kołem zamachowym chińskiej gospodarki do 2020 roku. Oparty na wytwarzaniu sztucznej inteligencji przemysł ma generować ponad 59 miliardów dolarów rocznie. Cel ten powinien zostać osiągnięty do 2025 roku. Jak donosi Bloomberg, chodzi tu o inteligentne oprogramowanie, myślące roboty i pojazdy, rzeczywistość poszerzoną i wirtualną.

 

„Sztuczna inteligencja stałą się (…) obiektem międzynarodowej konkurencji” – czytamy w komunikacie chińskiej Rady Stanu (english.gov.cn / 20.07.2017). „Musimy przejąć inicjatywę i odważnie wykorzystać następny etap rozwoju SI, do stworzenia nowej konkurencyjnej przewagi, otwarcia rozwoju nowego przemysłu i udoskonalenia ochrony bezpieczeństwa narodowego” – dodają Chińczycy.

 

Jak podał Bloomberg.com (21 lipca 2017), samo ogłoszenie planów chińskich władz doprowadziło do wzrostów giełdowych spółek technologicznych. Zresztą to właśnie inwestycje w spółki giełdowe rozwijające sztuczną inteligencję generują największe wzrosty na chińskim rynku akcji. Na przykład firma „Iflytek Co” rozwijająca system rozpoznawania głosu zanotowała od stycznia do 18 grudnia 2017 roku wzrost o 117 procent. Z kolei pod względem popularności akcje „BOE Technology Group Co” Zajmującej się „internetem rzeczy” pokonują amerykańskich gigantów, takich jak Wal-Mart.

 

Eksperci mówią tu o szaleństwie, a nawet sugerują istnienie bańki spekulacyjnej. Yeanny Yu i Cindy Wand z Bloomberg.com (20.12.2017) porównują obsesję Chińczyków na punkcie inwestowania w SI do obsesji reszty świata na punkcie bitcoina. Jedno i drugie wiąże się z potężnym ryzykiem. Wszak nie wiadomo czy konkretne przykłady zastosowania sztucznej inteligencji okażą się trafne w dłuższym terminie. Chińczycy się tym jednak nie przejmują.

 

Poważne szanse na sukces

Zatem zarówno chińskie władze, jak i społeczeństwo wydają się zafascynowane sztuczną inteligencją. I wiele wskazuje na to, że ChRL odniesie zwycięstwo w technologicznym wyścigu. Jak bowiem zauważa Gil Press na łamach Forbes.com istnieje sześć powodów, sprawiających, że to właśnie Chiny obejmą pozycję światowego lidera sztucznej inteligencji.

 

Pierwszy nasuwa się sam: w kraju tym znajduje się wiele mózgów. A więc statystycznie rzecz biorąc też wielu „mózgowców”, zdolnych przyczynić się do rozwoju SI.

 

Drugi powód również wiąże się z liczebnością populacji: sprzyja ona generowaniu ogromnych pokładów danych, jakie mogą zostać następnie wykorzystane w rozwoju SI.

 

Po trzecie zaś, trwająca lata strategia oparcia przemysłu technologicznego na kopiowaniu doprowadziła do uzyskania niezbędnej wiedzy. Obecnie Chińczycy idą jednak dalej. Ich produkty stanowią niekiedy udoskonaloną wersję amerykańskich. Pojawiają się też nowe. Dlatego też, jak zauważa ekspert od SI Kai-Fu Lee, wkrótce to świat zacznie kopiować od Chin, a nie odwrotnie.

Rozwojowi chińskiego przemysłu sztucznej inteligencji sprzyja także przewaga konkurencyjna wynikająca choćby z efektu skali, dotacje rządowe oraz mentalność skłonna do ryzyka, eksperymentów, innowacji.

 

Strach się bać

Obecny i prognozowany rozwój SI w Państwie Środka budzi jednak nie tylko podziw, ale i lęk. Krótko mówiąc: dla świata to raczej zła wiadomość. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę totalitarne zakusy włodarzy tego państwa.

 

Wszak teraz setki milionów kamer „wspiera” działania policji. Sztuczna inteligencja analizuje pochodzący z nich obraz, co służy oficjalnie walce z przestępczością. To jednak pół biedy. Chińscy komuniści poszli bowiem o krok dalej. Zamierzają zwalczać nie tylko obecne przestępstwa. Chcą zająć się przyszłymi.

 

Temu właśnie służyć ma system rozpoznawania twarzy opracowywany przez firmę Cloud Walk. Wykorzystuje on dane dotyczące zachowania poszczególnych osób w celu oceny możliwości popełnienia przez nich przestępstwa. Gdy ryzyko staje się poważne, o sprawie dowiaduje się policja. Co świadczy o zaistnieniu takiego ryzyka? Choćby uczęszczanie do sklepów z nożami i centrów transportowych (sic!).

 

Realizacja scenariusza rodem z „Raportu Mniejszości” wydaje się więc bardzo bliska. Czy jednak pozwoli na to chińskie prawo? Wszak obecnie nie umożliwia ono skazania za przestępstwo kogoś, kto jeszcze go nie dokonał. Na to jednak może znaleźć się sposób i to całkiem prosty: skazanie za usiłowanie przekroczenia prawa.

 

Niedostatki chińskiego systemu sądowego wiążą się z ryzykiem, że wyroki bez dowodów rzeczywiście dojdą do skutku. Co jednak, jeśli algorytm błędnie uzna dane zamiary za przestępcze? Wszak z definicji bazować będzie on na danych dotyczących zachowania innych osób opartych na nich analizach statystycznych. Trudno więc mówić tu o niezbitych dowodach.

 

Co więcej, planowanie popełnienia przestępstwa nie jest równoznaczne z jego usiłowaniem. Wszak dany osobnik może w międzyczasie zmienić zdanie. Myślozbrodnia w tym przypadku może jednak zostać niemal zrównana realną zbrodnią!

 

Jeśli zależy nam na ograniczeniu liczby przestępstw, to trzeba przyznać: rozwiązanie to zapewne okaże się skuteczne. Jednak prawa obywatelskie (jeśli w ogóle istnieją w Chinach) trafią do śmieci. To, co jest nie do pomyślenia w kręgu cywilizacji zachodniej, jawi się jednak dopuszczalne w cywilizacji chińskiej, a w zasadzie chińsko-komunistycznej. Tamtejsza władza zdaje się podzielać słowa Włodzimierza Majakowskiego i podobnie jak on twierdzić, że „jednostka – zerem, jednostka – bzdurą, sama – nie ruszy pięciocalowej kłody, choćby i wielką była figurą”.

 

Reidentyfikacja

Chińska technologia może znaleźć zastosowanie także przy tak zwanej reidentyfikacji. Chodzi tu o powtórne ustalanie tożsamości osób starających się uciec spod czujnego oka władzy na przykład chowając się za maską. Chińskie systemy nadzoru sprzedawane są rządom obcych państw. Dlatego też organizacje broniące praw obywatelskich ostrzegają, że nie jest to wyłącznie chiński problem. Państwo Środka udostępnia bowiem swoją technologię innym krajom.  

 

…i kredyt społeczny

Wykrywanie przestępstw przed ich popełnieniem, reidentyfikacja, to nie wszystko. Kolejny „genialny” wymysł chińskiego Wielkiego Brata nosi miano „kredyt społeczny”. To swego rodzaju rozszerzenie stosowanego już dziś w wolnych krajach systemu badania zdolności kredytowej. W tym przypadku chodzi jednak nie tylko o przyznanie lub nie środków bankowych. Osoby z wysokim „ratingiem” mogą liczyć także na awans zawodowy czy pierwszeństwo w kolejce po mieszkanie. Ludzie zdyskredytowani mogą spodziewać się ograniczenia ich możliwości.

 

Planowane ukończenie systemu to 2020 rok. Wówczas to, jak twierdzą chińscy oficjele, wiarygodni otrzymają prawo do „wędrowania wszędzie pod słońcem, podczas gdy dla zdyskredytowanych uczynienie pojedynczego kroku okaże się trudne”. Projekt ten jawi się jako antidotum na spadek zaufania w instytucje publiczne i przedsiębiorstwa. Jak zauważa „The Economist” (17.12.2016) w dobie skandali związanych ze sprzedażą przeterminowanych szczepionek, zaniku wiary w instytucje publiczne oraz w firmy, tego typu drastyczne rozwiązania mogą okazać się skuteczne w zwiększeniu odpowiedzialności społecznej. 

 

Czarne listy

W sercu projektu, jak zauważa autor wspomnianego tekstu, znajdują się rozmaite czarne listy. Na przykład wykaz ludzi zwlekających z uiszczeniem wymaganej przez sąd opłaty (na przykład odszkodowania, alimentów), pomimo przegranej w procesie. Na tej liście „sądowych dłużników” pod koniec 2015 roku figurowało 3,1 miliona osób. Listy te urzędnicy przekazują licznym instytucjom. Figurujący na nich nie zaznają wiele swobody. Na przykład sierpnia 2016 roku w oparciu o wspomniane wykazy zakazano wykupywania biletów lotniczych w około 5 milionach przypadków.

 

Plany obejmują integrację danych z dokumentów hukou (określającego, gdzie dany obywatel może korzystać z usług publicznych) i dangan (zawierającego raporty ze szkół czy zakładów pracy). Na tym jednak nie koniec. Mówi się także o karach za łamanie zasad w grach wideo. A także, w dłuższej perspektywie, o wykorzystaniu danych o aktywności 700 milionów chińskich internautów.

Pozostawiane przez nich ogromne ilości danych dotyczących transakcji w sieci, odwiedzanych stron czy wpisywanych w wyszukiwarkę haseł (na przykład niepoprawnych politycznie) wywołają konkretne konsekwencje. Innymi słowy: uważaj na każdy ruch.    

 

Co z chrześcijanami ?

Najwyraźniej więc dochodzi do podziału społeczeństwa na prawomyślnych i nieprawomyślnych. Do tych ostatnich trafią zarówno zalegający z opłatami za mieszkanie, jak i ludzie niepewni politycznie. W tym zapewne też chińscy chrześcijanie. Wszak według Światowego Indeksu Prześladowań organizacji Open Doors z 2017 roku, Chiny znajdują się na 39 pozycji wśród krajów najbardziej prześladujących wyznawców Chrystusa. Za główną przyczynę prześladowań uznano opresję post-komunistyczną. Dyskryminacja nie ogranicza się do jednej denominacji.

 

Jak bowiem zauważają autorzy Światowego Indeksu Prześladowań 2017 (opendoors.pl) „pierwsze cztery lata sprawowania władzy przez prezydenta Xi Jinpinga to czas ograniczania wolności we wszystkich sektorach społeczeństwa. Z dużą dozą prawdopodobieństwa wpłynie to na przyszłość kościoła. (…) Ten trend najprawdopodobniej nie zmieni się, na co wskazują nowe regulacje prawne dotyczące działalności NGO oraz projekty regulacji dotyczących religii”.   

 

Z masowym wykorzystaniem Big Data do celów kontroli wiąże się także ryzyko wycieku danych, cyber-przestępstw, handlu nimi et cetera. Wszak w Chinach prawo chroniące dane przed złym wykorzystaniem w zasadzie nie istnieje. Brakuje ograniczeń dla firm i rządów. Władza posiada niemal nieograniczony dostęp do wrażliwych danych. Chińczycy projektują system Big Data specjalnie w celu kontroli obywateli. Jego szybki rozwój to spełnienie marzeń każdego totalitarysty. Absolutna kontrola stanie się dzięki niemu możliwa.

 

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij