W niedzielę 30 grudnia po raz czwarty zorganizowano demonstracje przeciwników prezydenta Aleksandara Vučića. Opozycja domaga się jego dymisji i zakończenia polityki zastraszania, symbolem której stały się czarne koszule sprawców listopadowego napadu na Borko Stefanovicia – lidera niewielkiej opozycyjnej partii Lewica Serbii.
Od czasu napadu na Stefanovicia w Kruszevacu 23 listopada minął już ponad miesiąc. Sprawców ujęto dość szybko, ale stronnictwa opozycyjne od tego czasu zorganizowały już cztery razy demonstracje, domagając się dymisji prezydenta, stojącego na czele państwa od 31 maja 2017 roku. Pierwsze wiece odbyły się trzy tygodnie temu – 8 grudnia, a ich skalę porównuje się do manifestacji w 2000 roku, które organizowano przeciwko ówczesnemu prezydentowi – Slobodanowi Miloszevičowi.
Wesprzyj nas już teraz!
Według przeciwników obecnej władzy – prezydenta Vučića oraz Serbskiej Partii Postępowej wraz z koalicjantami – odpowiedzialność za sytuację w kraju (ataki na opozycję i dziennikarzy oraz blokowanie wolności mediów) odpowiada głowa państwa i jego ludzie. Jakby na potwierdzenie tych oskarżeń, o antyprezydenckiej demonstracji w Belgradzie prorządowy „Danas” nie pisał zbyt wiele, za to w poniedziałkowym serwisie radośnie obwieścił, że wbrew opozycji przyjęto budżet państwa na 2019 rok.
W czasie niedzielnej demonstracji, która zaczęła się pod budynkiem Wydziału Filozofii Uniwersytetu Belgradzkiego, wśród haseł antyprezydenckich krzyczano m.in. „Vučić – złodziej”, „Wystarczy kłamstw” i „Zatrzymać krwawe koszule”. Argumentem strony opozycyjnej jest również fakt, że już latem tego roku liczba ofiar mafijnych porachunków, w tym znanego prawnika Dragoslava Ognjanovića, liczyła 19 osób.
Źródła: B92, Danas.rs, Argumenty i Fakty, Nasza Niwa.by, N1info
Jan Bereza