Parlamentarzyści zasiadający w polskim Sejmie, a także przedstawiciele rządu konsekwentnie traktują wczesnoporonną pigułkę „po” na równi z lekarstwami. Spór, który toczy się wokół preparatów tego typu – jeżeli w ogóle wybucha – dotyczy ich mniejszej bądź większej dostępności, a nigdy całkowitego wyeliminowania z rynku. Tak było również podczas dzisiejszego posiedzenia komisji zdrowia.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak mówią badania naukowe, starannie omijane we wszechobecnej propagandzie sterowanej przez koncerny farmaceutyczne, pigułki reklamowane jako antykoncepcyjne charakteryzują się podwójnym działaniem. W większości przypadków nie dopuszczają do zagnieżdżenia się w macicy zapłodnionej już komórki jajowej. Rzadziej natomiast powstrzymują zapłodnienie. Mimo to nie tylko są sprzedawane w aptekach – chociaż nominalnie w polskim prawie obowiązuje zakaz tzw. aborcji, z trzema wyjątkami. Przez decyzję podjętą jeszcze w okresie rządów Platformy Obywatelskiej i PSL, śmiercionośna pigułka dostępna jest bez recepty.
Rozpatrywany obecnie w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach medycznych zakłada, że preparaty wczesnoporonne będą nadal dostępne, tyle, że będzie przepisywał je lekarz. Takie właśnie rozwiązanie poparła w środę komisja zdrowia.
Radosław Lubczyk z Nowoczesnej w imieniu swojego ugrupowania złożył poprawkę utrzymującą stan obecny, czyli dostępność preparatów bez ograniczeń. Większość członków komisji była przeciwko.
Wiceminister zdrowia Zbigniew Król wskazał, że wszystkie hormonalne specyfiki nazywane antykoncepcyjnymi, z wyjątkiem tabletki„dzień po”, kupić można na receptę. Zwolennikom dalszej liberalizacji sprzedaży pigułki postkoitalnej przypomniał, iż może przepisać ją każdy lekarz, a nie tylko ginekolog.
Źródło: onet.pl
RoM