W niedzielę oraz w poniedziałek na ulicach wielu polskich miast dojdzie do kolejnych protestów środowisk feministycznych oraz proaborcyjnych. W związku z tym, że projekt „Stop Aborcji” został odrzucony przez Sejm, feministki postanowiły tym razem zaprotestować przeciwko „pogardzie i przemocy wobec kobiet”. Zdaniem organizatorek tzw. Strajku Kobiet, „państwo polskie podważa własną wiarygodność i kreuje politykę zdrowotną, w której godność, bezpieczeństwo, życie i zdrowie kobiet są na ostatnim miejscu.”
Poprzedni protest środowisk proaborcyjnych i feministycznych z pewnością odniósł pewien skutek w postaci skonsolidowania środowiska antyklerykalnego, które od czasu odejścia z parlamentu partii Janusza Palikota, sprawiało wrażenie nie zagospodarowanego i mało aktywnego. Feministki na fali debaty publicznej na temat pełnej ochrony życia dzieci nienarodzonych, a tym samym zakazu aborcji, udanie zwarły szyki. Trudno jednak powiedzieć jak długo „Czarny Protest” będzie miał realne podstawy do funkcjonowania. Obserwując pomysły feministek oraz śledząc treści płynące z protestów można odnieść wrażenie, że rośnie nam druga, alternatywna wersja Komitetu Obrony Demokracji. Jakkolwiek kwestia zakazu aborcji rzeczywiście mogła polaryzować opinię publiczną i wywoływać znaczące protesty, tak stworzenie wyimaginowanego problemu jakim ma być rzekoma pogarda i przemoc wobec kobiet, nie może wróżyć dla Strajku niczego dobrego.
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas niedzielnej prezentacji „manifestu kobiet”, aktywistki podniosły sprawę przyzwolenia na agresję i dyskryminację. – Kobiety żyją w lęku i strachu, codziennie przygotowane na najgorsze. Nie są bezpieczne w przestrzeni medialnej i publicznej, w pracy i w domu, w szpitalu czy w szkole – wskazały inicjatorki II edycji „Czarnego Protestu”. Wydaje się, że oderwane od rzeczywistości problemy, które nie dotyczą przeciętnych kobiet nie porwą na ulicę tłumów manifestantów.
Swoją drogą warto wspomnieć także osoby dwóch liderek II Strajku Kobiet, które prezentowały w niedzielę swoje stanowisko oraz treść zbliżających się protestów. Jedną z nich jest Bożena Przyłuska, koordynatorka projektu inicjatywy „Świecka szkoła”, mającego za zadanie usunięcie ze szkół lekcji religii. Drugą szczególnie zaangażowaną w „Czarny Protest” osobą jest Agata Czarnacka, redaktor naczelna portalu lewica24.pl, opisująca siebie jako „ekspertka do spraw demokracji”. Dotychczasowe zaangażowanie społeczno – polityczne, a także dziennikarskie obu pań wskazuje na to, że w przypadku II Strajku Kobiet mamy do czynienia z tym samym lewicowo – liberalnym środowiskiem, które na skutek polaryzacji społecznej, chce poszerzyć swoje wpływy i pozyskać nowych sympatyków.
Na koniec warto przywołać również inny fragment treści manifestu, w którym o dziwo, mowa jest o niskiej dzietności w Polsce.
– Strajk kobiet w Polsce nie zaczął się 3 października. Strajk kobiet trwa od dobrych kilkunastu lat. Naukowcy – historycy, socjologowie – strajkami kobiet nazywają okresy, gdy warunki życia dla nas, kobiet, są tak ciężkie, że przestajemy rodzić dzieci. Obecnie w Polsce rodzimy najrzadziej w Europie – brzmi komunikat. Mam wrażenie, że Panie utożsamiające się ze środowiskami feministycznymi zatraciły równowagę w pewnych kwestiach. Nie dalej jak w sobotę nowy autorytet „Gazety Wyborczej” piosenkarka Natalia Przybysz, utożsamiając się z „Czarnym Protestem” wyznała, że dokonała aborcji, m.in. dlatego, że nie chciała dokładać pracy swojemu narzeczonemu, oraz z powodu niewystarczającego metrażu mieszkania (ok. 60 m2 – przyp. red). Dzień później, liderki tego samego „Czarnego Protestu” zwracają uwagę na niski poziom dzietności i szukają rozwiązania jak temu zaradzić.
Wydaje się, że aby zrozumieć postępowanie środowisk feministycznych trzeba przywołać klasyka, który mawiał: „Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu, która mówi: „Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”.
Paweł Ozdoba