Świat przyzwyczaił się, że królestwo Arabii Saudyjskiej to ostoja bogactwa i stabilności. Przywykł, że to pustynna kraina mlekiem i miodem płynąca. Nic jednak nie jest dane na zawsze i ten stereotyp szybko może przejść do historii.
W kraju, w którym wszystko opiera się na eksporcie ropy naftowej bezrobocie wśród młodzieży sięga 30 proc., ale tak naprawdę wielu młodych Saudyjczyków w ogóle nie pracuje korzystając z państwowych subsydiów. W roku 2014 władze zobowiązały prywatnych przedsiębiorców, by ci w swoich firmach zatrudniali co najmniej 20 proc. arabskich pracowników. Tak się jednak nie dzieje. Powód? Saudyjscy pracownicy są coraz gorzej wykształceni i wyszkoleni.
Wesprzyj nas już teraz!
Rezerwy finansowe topnieją z dnia na dzień. Cena 50 USD za baryłkę rujnuje opartą na ropie gospodarkę pustynnego kolosa na „piaskowych nogach”. Nie może być inaczej, skoro 90 proc. dochodów Rijadu to zyski ze sprzedaży ropy. 80 proc. inwestycji budżetowych pokrywanych jest z eksportu „czarnego złota”.
Zyski topnieją, a wydatki związane z finansowaniem interwencji zbrojnych (Jemen czy Irak) – wzrastają. Co miesiąc Rijad traci 30 mld USD z rezerw wynoszących 750 mld – środków teoretycznie przeznaczonych dla zabezpieczenia przyszłości królestwa, gdy wyczerpią się złoża ropy. Do tego jeszcze dochodzi realna groźba konfliktu z rosnącą potęgą Teheranu.
Zdaniem specjalistów niezbędne są znaczące reformy strukturalne. Powinny one zdywersyfikować i zliberalizować gospodarkę, a także zmniejszyć ogromne wydatki w sferze socjalnej.
Saudyjczyków może czekać też inny dotkliwy problem – brak wody! Eksploatacja supernowoczesnych odsalarni kosztuje. Kosztują też zagraniczni specjaliści gwarantujący ich istnienie.
Narastające problemy gospodarcze niosą ze sobą poważne zagrożenie niekontrolowanego społecznego wybuchu, a co za tym idzie szybki wzrost sympatii dla ISIS, Al-Kaidy i podobnych ugrupowań terrorystycznych.
Źródło: atlantico.fr
ChS