Na najbliższym posiedzeniu Sejm zajmie się poselskim projektem ustawy o uzgodnieniu płci. Projekt dotyczy stworzenia odrębnej procedury sądowej umożliwiającej uznanie tożsamości płciowej jako podstawy określenia płci osób, u których występuje niezgodność między tożsamością płciową a płcią metrykalną. Ten na wskroś genderowy i skrajnie niebezpieczny projekt referować Wysokiej Izbie będzie poseł Anna Grodzka dawniej Krzysztof Bogdan Bęgowski.
Już pobieżna lektura projektu ukazuje jego ideologiczne cele. Cała filozofia projektu jest bowiem oparta na kluczowym dla ideologii gender definiowaniu płci, która staje się kwestią uznaniową i podlegającą uzgodnieniu. To bowiem, czy rodzimy się kobietą czy mężczyzną, nie ma dla promotorów genderowego obłędu znaczenia. Istotne jest zaś to, jak my sami postrzegamy naszą płeć.
Wesprzyj nas już teraz!
Poselski projekt ma wprowadzić w życie procedurę „uzgodnienia płci”. Celowo nie używane jest określenie „zmiana płci” bowiem w myśl proponowanych regulacji uzgodnienie „nie wymaga, aby wnioskodawca był uprzednio poddany jakiejkolwiek interwencji medycznej, zwłaszcza terapii hormonalnej lub zabiegom chirurgicznym, zmierzającym do korekty zewnętrznych lub wewnętrznych cech płciowych, a także wprowadzenia zmian w budowie i funkcjach organizmu związanych z płcią”. Zatem mężczyzna posiadający wszelkie cechy zewnętrzne stanowiące o jego płci według genderowego projektu uzyskałby prawo do „uzgodnienia” swojej tożsamości zgodnie ze swoim postrzeganiem własnej seksualności.
Przysłowiowy pan Jan Kowalski, by stać się np. Janiną Kowalską według wnioskodawców powinien: posiadać obywatelstwo polskie, mieć ukończone 18 lat – choć projekt dopuszcza także taką możliwość dla osób powyżej 13 roku życia – oraz złożyć oświadczenie o „o tożsamości płciowej odmiennej od płci metrykalnej”. Do wniosku, którego rozpatrzeniem zajmować się mają sądy okręgowe, osoba zainteresowana „uzgodnienie” musi dołączyć „orzeczenie wydane przez dwóch lekarzy ze specjalizacją w zakresie psychiatrii lub w zakresie seksuologii albo orzeczenie wydane przez jednego lekarza z taką specjalizacją i psychologa ze specjalizacją w zakresie seksuologii, stwierdzające utrwalone występowanie tożsamości płciowej odmiennej od płci metrykalnej”.
Co pociąga za sobą, przynajmniej według projektodawców „uzgodnienie”? Osobie uzyskującej odpowiednie orzeczenie sądu przysługiwać będzie w zamierzeniu projektodawców, wypisanie nowego aktu urodzenia oraz zmiany imion i nazwiska. A także „prawomocne postanowienie sądu o uzgodnieniu płci stanowi podstawę wydania nowych dokumentów dotyczących wnioskodawcy w tym świadectw i dyplomów potwierdzających ukończenie szkoły, studiów, kursów czy potwierdzających zdobycie określonych kwalifikacji, oraz świadectw pracy, wydanych przez instytucje publiczne i prywatne przed uprawomocnieniem się tego postanowienia”.
Wszelkie ślady zmienionej „tożsamości metrykalnej” ulegają utajnieniu. O czym mówi art. 10 projektu stanowiący, iż „po uprawomocnieniu się postanowienia sądu o uzgodnieniu płci, w wyniku którego została dokonana zmiana imienia i nazwiska, instytucje publiczne i prywatne posiadające dane wnioskodawcy nie mogą bez jego zgody ujawniać płci metrykalnej lub imienia i nazwiska noszonych przed wydaniem postanowienia, chyba że wymaga tego szczególny interes publiczny lub interes prawny”.
„Uzgodnienie” otwiera także możliwość uzyskania rozwodu, bowiem „unieważnienia małżeństwa z powodu orzeczenia przez sąd uzgodnienia płci jednego z małżonków może żądać każdy z małżonków. Orzekając unieważnienie małżeństwa z tej przyczyny, sąd nie może orzec złej wiary małżonka z powodu istnienia rozbieżności między jego tożsamością płciową a płcią metrykalną w chwili zawarcia małżeństwa”. Projektodawcy wnoszą także o zmianę definicji płci. Proponowany przez nich tekst ustawy, stanowi emanację genderowego postrzegania płciowości jako kwestii wyboru i odczuwania.
Wprowadzanie pod obrady Sejmu tak skrajnie zideologizowanego projektu, niosącego brzemienne w skutkach konsekwencje w okresie wakacyjnym jest krańcowo oburzające. Czyżby pod osłoną kanikuły chciano nadać dalszy bieg tym genederowym enuncjacjcjom, nie narażając się na społeczną kontrolę i reakcję? Mamy tu do czynienia z mechanizmem oswajania opinii publicznej z kolejnymi etapami rewolucji seksualnej. Po ewentualnym odrzuceniu projektu już wkrótce do Sejmu wpłynie kolejny, przedstawiany jako mniej skrajny, jednakże w swej wymowie równie niebezpieczny. Opinia społeczna będzie wtedy karmiona medialnym przekazem mówiący o „konsensusie i zawarciu kompromisu”, który w gruncie rzeczy będzie realizacją postulatów promotorów genderyzmu.
Warto zwrócić uwagę na jedną z konsekwencji wprowadzenia tego prawa w życie. Otwiera ono bowiem szeroko drzwi do zalegalizowania homomałżeństw. Trzeba sobie uzmysłowić, iż gdyby szaleńcze plany posłów weszły w życie nie mielibyśmy, przynajmniej prawnie, do czynienia z homozwiązkiem, a osobami rzekomo różnej płci. Zatem widok dwóch mężczyzn, z których jeden ma „uzgodnioną” płeć (ergo w świetle prawa jest kobietą) biorących „ślub”, mógłby zagościć na stałe w naszym kraju. W tej koszmarnej sytuacji ów związek mógłby bez żadnych obaw składać wniosek adopcyjny i ze spokojem oczekiwać na pozytywną decyzję, która w świetle zmienionego prawa mogłaby być podjęta. Doprawdy obraz jak z najczarniejszego snu.
Powstaje pytanie kto oprócz wnioskodawców z Ruchu Palikota poprze dalsze porcedowanie projektu? Większość decyzji w kwestii stanowisk klubów zapadnie z pewnością dopiero w przyszłym tygodniu. Wtedy także przekonamy się, jakie stanowisko zajmą poszczególne ugrupowania. Sejm rozpocznie posiedzenie 23 lipca, potrwa ono do 26 lipca. Pierwsze czytanie projektu – jak wynika ze strony Sejmu – stanowi 14 punkt posiedzenia.
Łukasz Karpiel