30 lipca 2013

Krzyżowiec – to brzmi dumnie!

Czarna historia krucjat pojawiła się stosunkowo niedawno i od początku miała zabarwienie ideologiczne. Muzułmanie krucjat nawet nie odczuli. To liberalne środowiska Zachodu wymyśliły rzekome „barbarzyństwo” chlubnej koncepcji wypraw krzyżowych – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Marian Małecki, pracownik Katedry Historii Powszechnej Historii Państwa i Prawa UJ.

 

Podczas wielu dyskusji, nie tylko z ludźmi niechętnymi Kościołowi pojawia się praktycznie zawsze argument: Kościół ma na sumieniu Krucjaty. Temat ten stał się dyżurną kwestią w prawie każdej rozmowie o Kościele. Czy rzeczywiście musimy się wstydzić za Krucjaty?

Wesprzyj nas już teraz!

 

– Tu nie tyle chodzi o wstyd, ile o prawdę. Krucjaty pojawiły się jako odpowiedź świata zachodniego na ówczesną islamizację świata. Islam rozpościerał się wówczas pomiędzy dwoma oceanami: Atlantyckim i Indyjskim. Chrześcijaństwo musiało przeciwstawić się takiej ekspansji. Znane były – zwłaszcza na Półwyspie Iberyjskim – przykłady bestialstwa ze strony muzułmanów, dokonywanego na ludności chrześcijańskiej. Muzułmanie przekroczyli Pireneje i zmierzali w kierunku samego centrum kultury frankońskiej. Powstrzymał ich Karol Młot pod Poitiers w 732 r. Potem widoczny był heroizm świata bizantyńskiego, przypieczętowany klęską pod Manzikertem w 1071 r.

 

Dla świata muzułmańskiego – o czym w swoim czasie przypominał także żydowski historyk-publicysta Gad Lerner – krucjaty były jak ukłucie szpilki – nic nie znaczącym epizodem. Tymczasem kręgi liberalne świata zachodniego odgrzały „starą pieczeń” i to one – nie zaś muzułmanie – podkreślały „barbarzyństwo” swych przodków. Pojawia się pytanie, czy rzeczywiście było to barbarzyństwo?

 

Wiek XI, to czas, kiedy powstają ostatnie państwa chrześcijańskiej Europy. Nie ma jeszcze rycerzy – tych stworzy dopiero właśnie duch krucjat. Są natomiast wojownicy: Wikingowie, Frankowie, Słowianie, których przesłaniem jest walka i okrucieństwo. Krucjaty zaczną ten obraz zmieniać. Pojawi się rycerskość jako cnota ogółu wojowników chrześcijańskich, a z nią takie cechy jak: wierność danemu słowu, walka w uczciwej sprawie, niedobijanie leżącego, dworne traktowanie kobiet, honor, cześć, szacunek dla tradycji, miłość ojczyzny, umiłowanie Kościoła. Byłoby naiwnością twierdzenie, że cechy te były przez wszystkich przestrzegane, niemniej stały się kanonem, bez którego nie sposób zrozumieć renesansu, a nawet współczesności. Ta przemiana ludzi była możliwa dzięki Kościołowi, który nawoływał do ograniczania przemocy, a w każdym razie kanalizował najbardziej obłędne ludzkie instynkty w stronę form bardziej cywilizowanych.

 

Odnalazło to również miejsce w założeniach filozoficznych.

 

– Nie sposób zrozumieć np. św. Bernarda z Clairvaux bez odniesienia do czasów, w których przyszło mu żyć. św. Bernard zakazywał przemocy w złej sprawie, a dopuszczał jedynie w słusznej i godnej. Dziś każdy cywilizowany kraj przyjmuje ją jako słuszną i właściwą. Czy potrafimy sobie wyobrazić sytuację, że jeden z krzyżowców pasował na rycerza sułtana Saladyna? To jest właśnie sens przesłania św. Bernarda – prawość charakteru i słuszność sprawy o którą się walczy. Z drugiej strony, muzułmanie również podziwiali męstwo krzyżowców i wspomniane cechy.

 

Co musiało wydarzyć się od XIX w. – kiedy podróżujący po Bliskim Wschodzie cesarz niemiecki Wilhelm II był witany w miastach palestyńskich i stawiano na jego cześć bramy triumfalne, ustawiano się na drodze przejazdu cesarskiego orszaku – do czasów współczesnych? Jak dalece liberałowie wypaczyli obraz krucjat w oczach samych muzułmanów, skoro dziś mówi się o wzajemnym „języku nienawiści” pomiędzy światem islamu a tzw. cywilizacją zachodnią? Obraz krucjat został zideologizowany i dopiero dziś, choć jeszcze nieśmiało, mówi się o plusach tej ludzkiej migracji. Kto dziś wie, że kolonizacja przejawiająca się w zakładaniu nowych wsi i miast  na tym terenie była w czasach wypraw krzyżowych największa od czasów króla Salomona? A prawo, medycyna, uniwersytety?

 

Co dla współczesnych oznaczało zdobycie Jerozolimy przez Krzyżowców w 1099 roku?

 

– Z całą pewnością było to wydarzenie polityczne, przede wszystkim jednak religijne. Od czasu, kiedy legło w gruzach bolszewickie ujęcie krucjat, wskazujące na czynnik ekonomiczny jako sprawczy, właśnie charakter religijny najbardziej pasuje do zrozumienia istoty wypraw krzyżowych. Zdobycie Jerozolimy było ukoronowaniem dążeń pątników zmierzających do Ziemi Świętej. Pojawia się jednak szereg pytań, także dotyczących rzezi ludności miejscowej. Trudno zaprzeczyć, by nie miała ona miejsca, ale choć brzmi to mało przekonująco, ani nie była rozmiarami tak wielka jak się ją przedstawia, ani nie była czymś wyjątkowym, co próbują podkreślać zideologizowani historycy, zwłaszcza zachodni. Wynika to z faktu, że kolejne zdobycie Jerozolimy przez sułtana Saladyna odbyło się na zupełnie innych zasadach.

 

Tymczasem Jerozolima w 1099 r. padła podczas szturmu, w 1187 r. po negocjacjach. Rycerski Saladyn dał się jednak poznać tak swoim, jak i chrześcijanom, jako bezwzględny przywódca karząc między sektę assasynów, bunt wojska w koszarach kairskich czy wymordowanie jeńców po bitwie na Rogach Hittinu. Nawet u muzułmanów miał niezbyt dobrą reputację jako wódz i przywódca, ale pasował do pewnego ideologicznego wizerunku kreowanego przez potomnych. Był potrzebny dla laicyzującego się Zachodu jako bohater, a skorzystali na tej zmianie wizerunku sami muzułmanie.

 

Czy Krucjaty były ogłaszane wyłącznie przez papieży?

 

– Krucjat było wiele i nie powinny się one kojarzyć ani wyłącznie z papiestwem, ani tylko z tymi siedmioma najbardziej znanymi – do Ziemi Świętej. Są to wyłącznie uproszczenia, które nauka uznała za dopuszczalne, jednak z pewnymi zastrzeżeniami. Wyprawy na Półwyspie Iberyjskim, walki zakonów niemieckich na Wschodzie, krucjaty przeciwko katarom, a nawet pogańskim jeszcze Słowianom, są tego przykładem. Dziś owych Słowian chwali się zaś katarów uważa za bardziej cywilizowanych niż całe królestwo Francji. Prawda nie jest jednak tak oczywista. Krucjata antykatarska spowodowana była reakcją na mutylację rąk i nóg dokonaną przez katarów na misjonarzach a Słowianie, także Prusowie i Jaćwingowie byli do tego stopnia uciążliwi, że w walkach z nimi ginęli książęta, jak chociażby Henryk Sandomierski. Spokojne życie Słowian i toksyczna ekspansja chrześcijan na te tereny to bardziej pobożne życzenia niż realizm tamtych czasów. Pamiętać należy, że Konrad Mazowiecki po to sprowadził Krzyżaków na swoje ziemie, by zabezpieczyć granicę Mazowsza przed poganami.

 

Podobnie było z powołaniem polskiego zakonu braci dobrzyńskich. Część wypraw „wymykała się” spod kontroli. Tak było w czasie czwartej krucjaty, kiedy zdobyto Bizancjum – papieże demaskowali takie działania i ostro piętnowali ich uczestników. Warto przed krytyką ówczesnego Kościoła zrozumieć cały kontekst średniowiecza, meandrów polityki, ideologii, twórczej roli tej epoki. To tak jakbyśmy dziś godzili się na osądzanie naszych czasów z perspektywy mieszkańca naszej planety za 300 lat bez zrozumienia dla naszej współczesnej mentalności czy problemów. Tymczasem na temat krucjat wypowiadają się osoby przypadkowe, o niewielkiej wiedzy lub ideologicznie zaangażowani. Ludzie ci nie zastanawiają się nad przedstawianymi tezami, bo to wymaga wiedzy jak i intelektualnej refleksji, powielają jednak stereotypy, bo to im pasuje w kreowaniu wizji współczesnego Kościoła jako od wieków nietolerancyjnego i konserwatywnego.

 

Skąd wzięła się „czarna legenda krucjat” i jej ponadczasowa żywotność, podtrzymywana także i dziś? Dotyka ona także pamięć wielu wspaniałych rycerzy, o których pamięć jest zakłamywana (np. Gotfryda z Bouillon).

 

– Czarna historia krucjat pojawiła się stosunkowo niedawno i od początku miała zabarwienie ideologiczne, a skoro tak, to trudno przypisać jej szczególny walor poznawczy. Jeśli jakiś współczesny dogmat społeczny próbujemy ugruntować odwołując się do korzeni historycznych, to jeśli taka możliwość się pojawi, chętnie z niej korzystamy. Skoro więc chrześcijanie mordowali innych i to stanowi samą w sobie prawdę, zręcznie jest tę prawdę podtrzymywać, znacznie bardziej niezręcznie zastanawiać się nad przyczynami tego stanu rzeczy, bo może się okazać, że „inni” mordowali więcej lub ci niesforni chrześcijanie po prostu bronili się przed Półksiężycem.

 

Czy ktoś dziś zdaje sobie sprawę, że Barbakan powstał w Krakowie po to, by bronić miasto przed Turkami, że największe obciążenia finansowe stanów śląskich kierowano na utrzymanie twierdzy na Przełęczy Jabłonkowskiej, gdyż obawiano się (zresztą słusznie) ataku podjazdów muzułmańskich? Czy zdajemy sobie sprawę z tego wszystkiego, co się stało, kiedy krucjaty do Ziemi Świętej definitywnie się skończyły? Czy w naszej europejskiej świadomości pojawia się pytanie o islamizację Półwyspu Bałkańskiego, czy wiemy po co Rzeczpospolita uchwalała podatki na wojsko kwarciane, czy wiemy z jakimi lękami żyli ludzie nie tylko w średniowieczu, ale i epoce wczesnonowożytnej?

 

O historycznej roli Turcji przeciętny Polak wie niedużo. Czasami kojarzy mu się jedynie wiktoria wiedeńska.

 

– Kiedy Sobieski gromił Turków pod Wiedniem, zmieniał się ówczesny świat polityczny, a złamanie potęgi Turcji było kluczowym momentem dla pojawienia się nowych potęg europejskich. Dziś Turków oceniamy jako tych, którzy nie uznali rozbiorów Polski, pomagali Polakom w XIX wieku. Zgoda, ale czynili to jako sami potrzebujący pomocy przed zachłannością państwa carów. Kto zdaje sobie dziś sprawę, że prawo prywatne sami muzułmanie uznawali za lepsze od swojego, że krzyżowcy założyli prawdziwe miasta i wsie z samorządem i autonomią mieszkańców?

 

Środowiska laickie i wrogie Kościołowi, zwłaszcza masoneria, wolały jednak inny wizerunek krucjat, obnażający rzekomą mściwość Kościoła i nie zaniedbały żadnego epizodu znanego z historii krucjat, by o tym przypominać. Wystarczy podać jeden – ostatnie lata zakonu templariuszy. W powszechnym przeświadczeniu zakon został skasowany przez papieża Klemensa V z powodu herezji na początku XIV w. Tymczasem aresztowań samych braci zakonnych dokonała władza świecka, która też templariuszy spaliła na stosie. To król Francji wydał rozkaz o wysłaniu na stos Jakuba de Molay i to w sytuacji, gdy trybunał sądowy otrzymując zapewnienie o niewinności zakonu ze strony jego przywódcy, wysłał posłów do papieża, by ten zajął własne stanowisko. Legenda o rzekomej klątwie wielkiego mistrza przyjmowana jest bezkrytycznie jako dogmat.

 

Takich przykładów „uproszczeń” w historii krucjat można wymieniać dziesiątki. Niepolitycznie jest też dziś uważać liderów ówczesnej europejskiej polityki za zaangażowanych w dzieło walki z niewiernymi. Lepiej podkreślać rolę Zawiszy Czarnego pod Grunwaldem, wyeliminować z świadomości historycznej poszczególnych krzyżowców, bo oto mogłoby się okazać, że osoby te życie swoje podporządkowały wierze i to ona ostatecznie prowadziła ich na wyżyny ich ludzkiej egzystencji.

 

Kto dziś pielęgnuje dziedzictwo krzyżowców? Istnieją jakieś zajmujące się tym zgromadzenia zakonne lub świeckie stowarzyszenia i instytucje?

 

– W szczególności istniejące zakony rycerskie, ponadto różne instytucje kościelne i świeckie. Przybywa ich z każdym rokiem. Cele tych organizacji są różne; zakony rycerskie działają przede wszystkim na niwie charytatywnej, powstają liczne bractwa rycerskie a do idei zakonów rycerskich przyznają się bez mała wszyscy. Idea zakonów rycerskich jest paradoksalnie tak popularna, że wykorzystują ją przeciwni krucjatom protestanci, a nawet krańcowo oddaleni od chrześcijaństwa masoni. Rzecz godna podkreślenia: organizacje te wyciągają z epoki krucjat tylko to, co jest im wygodne, zapominając o całej reszcie.

 

Wobec postępującej laicyzacji życia, feminizacji świata obecność świata krzyżowców dla wielu chrześcijan jest drogą prowadzącą do Boga. Jakby na to nie spojrzeć – krucjaty zbudowały ideał rycerza Chrystusa, prawego mężczyzny, oddanego Bogu, szanującego kobiety i oddającego im należną cześć, człowieka nieobłudnego i niezakłamanego, a przy tym wymagającego wobec siebie. Cechy te, tak odległe dla współczesnego świata są marzeniem wielu, stąd tak ogromne zainteresowanie krucjatami.

 

Prof. Roberto de Mattei nazwał prof. Plinio Correa de Oliveirę „Krzyżowcem XX wieku”, traktując to jako najwyższy komplement. Czego dzisiejsi katolicy mogliby się nauczyć od krzyżowców?

 

– Tak, to powód do dumy. W czasach krucjat krzyżowcy wracający do swych rodzinnych miejscowości witani byli jak bohaterowie, chętnie brano ich za chrzestnych, okazywano im wiele szacunku. Wynikało to z faktu, iż w tamtych czasach znano cenę męstwa i poświęcenia, znano siłę muzułmańskiego miecza. Polski król Jan III Sobieski swoją nieśmiertelność zdobył nie tyle wielkim panowaniem, bo był raczej przeciętnym królem i słabym politykiem, ale dzięki wiktorii wiedeńskiej. Ówczesna Europa żyła siłą wiary i wartości, stąd wielka solidarność w zwalczaniu wspólnego wroga.

 

Współczesnemu światu potrzebne są wartości, ich nowa definicja jako wartości uniwersalnych, dla których żołnierz holenderski, polski czy amerykański przeleje krew. Póki co tych wartości nie widać, są one traktowane jako prawo naturalne o zmiennej treści. Krzyżowcy niezależnie od dorobionego im oblicza wartości te wyznawali i byli z grubsza biorąc im wierni. Obrona wartości chrześcijańskich jest zatem obroną wartości europejskich o czym Europa współczesnych elit politycznych zaznaczam (nie całych narodów europejskich) zapomina.

 

Dlaczego w dzisiejszym katolicyzmie tak mało jest odniesień – które kiedyś przecież były liczne – do tematyki rycerskiej? Wszak, choć i dziś natrafimy na sformułowania jak np. „Bóg jest nam tarczą”, czy „rycerze Chrystusa”, to widać ewidentny odwrót od tego typu zacnej i na wskroś katolickiej retoryki.

 

– Ludzie boją się artykułować swoje poglądy, boją się, że narażą się na ośmieszenie, ostracyzm w mediach, krytykę wielkich tego świata. Niepotrzebnie. Zgodnie z ewangelicznym przekazem „prawda was wyzwoli” chrześcijanie powinni mocno manifestować swoją wiarę. To zasada demokracji. Czasy „letnich” katolików odchodzą w niebyt, a przecież nie chodzi o ilość, lecz o jakość chrześcijaństwa.

 

Ponadto brakuje poparcia innych grup chrześcijańskich. Podkreśla się często, że chrześcijanie popełniają wiele zła, więc nie powinni się odzywać w debatach nad wolnością i wartościami. Jest to jednak cały czas Kościół pielgrzymujący, święty Kościół grzesznych ludzi. W społeczeństwie źle pojętej feminizacji mężczyźni stają się coraz bardziej zniewieściali, nie walczą, jak dawniej, o wartości, o rodziny, o Kościół. Stąd tak mało mówi się o idei rycerza, bo to świat „nierealny” i „nieistniejący”, poza tym zbyt trudny, o czym świadczy przyrzeczenie rycerza: „Bądź bez lęku w obliczu nieprzyjaciela, bądź mężny i prawy, by podobać się Bogu, mów prawdę, szanuj kobiety i nie krzywdź nikogo”.

 

Rozmawiał Łukasz Karpiel

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie