14 stycznia 2015

Francuzi, maszerujcie! Ale do sklepu z bronią…

„Nie jestem Charlie Hebdo” – to słowa, z którymi utożsamia się obecnie każdy kto nie zamierza owczym pędem podążać za tłumem prowadzonym pod rękę przez decydentów liberalnej polityki. Zamach terrorystyczny dokonany w Paryżu przez islamskich fanatyków pokazuje, że Zachód traci kontrolę nad sytuacją we własnych państwach. Liberalny świat dokonałby jednakże aktu apostazji od własnych zasad, gdyby przyznał, że w toczącej się wojnie cywilizacji najwyższy czas porzucić demokratyczne slogany, a chwycić za broń skuteczną – ładowaną prawdziwymi nabojami.

 

Znamy z historii określenie „Marsz na Rzym”. W roku 1922 faszyści w czarnych koszulach maszerowali ku władzy w stolicy Italii. Dziś określenie to powraca, ale już w zupełnie innym kontekście. Ci, którzy A.D. 2015, bądź w latach późniejszych, zamierzają maszerować na Rzym, nie są już krewkimi Włochami wyznającymi ideologię lewackiej statolatrii. Co więcej, ci, którzy w naszych czasach pomaszerują (nie daj Boże) na Rzym bynajmniej nie będą skłonni do podpisania konkordatu z Watykanem, jak zrobił to onegdaj towarzysz Benito.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Łopoczący przed oczami współczesnej Europy sztandar z półksiężycem jest znacznie groźniejszy, niż kilka wieków temu – w czasach tryumfującego katolicyzmu, tak zawzięcie zwalczanego przez liberalną dyktaturę. Wtedy bowiem rządzona męską dłonią Europa potrafiła przedsiębrać stosowne do celu środki. Na miecz islamu odpowiadała mieczem Rycerzy Krzyża Świętego i ostrzałem armatnim pod Lepanto, do czego mobilizował nikt inny, tylko sam Namiestnik Chrystusa na ziemi – Biskup Rzymu – oraz podległe mu duchowieństwo (żeby wspomnieć choćby św. Bernarda z Clairvaux). Wiele jednak wody upłynęło w rzekach Europy, a wraz z nią przepadło gdzieś męstwo naszych przywódców – łącznie z tymi, którzy noszą birety i purpurowe szaty.

 

„Chodniki Europy spływają liberalną krwią” – grzmiał Mariusz Max Kolonko w swoich MaxTV News. W ten sposób potwierdzają się przepowiednie wszystkich – piętnowanych znamieniem nienawiści – „islamofobów”. A co w odpowiedzi na przelewaną krew swoich ludzi robi Europa? Ano z zapałem głosi liberalne slogany, wyraża oburzenie i wznosi larum o pogwałcenie demokratycznych „wartości”, a na koniec… maszeruje. Maszeruje bynajmniej nie tak, jak w roku 1922, lecz z pustymi rękami i z głowami napchanymi demokratyczną papką… Maszeruje w masowym wyrazie kuriozalnego paroksyzmu toczącej ją poprawności politycznej.

 

Doskonale wyszkoleni bojownicy Allaha wyżynają z zimną krwią obywateli cywilizowanego (niegdyś) świata, a czym ów świat odpowiada? 2,5-milionowym marszem jedności z zamordowanymi obrazoburcami z lewackiego tygodnika. Niedorzeczność? To mało powiedziane. Przywódcy państw stwierdzają, że Europa jest niegotowa do odparcia ofensywy islamu, tymczasem w stolicy atakowanej przez fanatyków Francji liberałowie wychodzą na ulice, by „maszerować” przeciwko terroryzmowi.

 

Zaślepieni poprawnością polityczną święcie oburzeni Europejczycy zmierzają w ten sposób nigdzie indziej, tylko pod lufy karabinów radykalnego islamu, a każda zdroworozsądkowa reakcja zostaje zmieciona z powierzchni ziemi, ośmieszona albo zepchnięta na margines „prawicowego ekstremizmu” i „ksenofobii”. Tak stało się między innymi ze słowami amerykańskiego milionera Donalda Trumpa, który ośmielił się stwierdzić to, co oczywiste, czyli powiedział, jak jest. Zaatakowany przez opinię publiczną biznesmen napisał na Twitterze – parafrazując – że gdyby redaktorzy „Charlie Hebdo” posiadali broń i nie ograniczone przez totalitarne państwo prawo do jej użycia, możliwe, że dziś by żyli, a fanatycy byliby powstrzymani przed zamordowaniem dwunastu osób, w tym dwóch policjantów.

 

Państwo, które pozwala cudzoziemcom, w imię obcych i wrogich zasad religijnych, mordować swoich funkcjonariuszy publicznych na ulicach własnych miast i odpowiada na to ludowymi „marszami” – jest na skraju upadku. Upadku moralnego, który jest pierwszym krokiem do upadku faktycznego i popadnięcia w niewolę silniejszej, bardziej spójnej – choć obcej i wrogiej – cywilizacji.

 

Gdyby to dwa i pół miliona osób, zamiast tracić czas na demokratyczne manifestacje, poszło kilka razy na strzelnicę, a biorący udział w marszu politycy zaczęliby w trybie przyspieszonym pracować nad zliberalizowaniem prawa do posiadania broni – już można by powiedzieć, że Francja jest lepiej przygotowana do odparcia ataków. Bo obok akcji wywiadowczej, jaką prowadzą rządy zagrożonych przez ekstremizm państw pojawiłaby się broń znacznie skuteczniejsza – zdolność obywateli do samodzielnej, bezpośredniej obrony przed niebezpieczeństwem. Poprawność polityczna ma jednak to do siebie, że woli operować pięknymi słowami, niż przedsiębrać rzeczywiste działania na rzecz rozwiązania problemów.

 

Tego niestety nie chcą rozumieć współcześni liberałowie. Nie chcą rozumieć, że w całej sprawie już dawno nie chodzi o obronę demokratycznych mrzonek o „wolności” słowa, czy wyznania, ale o obronę własnego bytu przed cywilizacją, która posiada wszystkie potrzebne środki i cechy, aby zdominować i pochłonąć owego karła, który powstał w wyniku kontestacji naszej własnej – katolickiej, chrześcijańsko-klasycznej, opartej na sojuszu Tronu i Ołtarza – zachodniej cywilizacji. Pytaniem decydujący staje się – bardziej, niż dotychczas – pytanie o to, czy zdołamy wrócić do własnego dziedzictwa, własnego rozumu, własnej tożsamości i siły? Bo tylko w taki sposób będziemy w stanie odeprzeć tych, którzy od tego wszystkiego nigdy nie odeszli.

 

Filip Obara

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie