W przeciągu roku na wschodniej granicy Polski pojawią się co najmniej trzy brygady obrony terytorialnej. Z czasem plutony jednostek formowanych po tym sztandarem mają znaleźć się w każdym powiecie. Obrona terytorialna będzie wzmacniać działania operacyjne armii, jak i stanowić element obronny „na miejscu”. Resort będzie też optować za zwiększeniem obecności sił NATO w Polsce.
Mająca powstać w dość szybkim tempie obrona terytorialna kraju ma być immanentną cześcią polskiej armii. Na początki Ministerstwo obrony chce doprowadzić do „zorganizowania i uruchomienia na granicy wschodniej co najmniej trzech brygad”. Ma stać się to w przeciągu roku.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak zapewnił Antoni Macierewicz, szef MON, obrona terytorialna kraju jest „z punktu widzenia obrony Rzeczypospolitej jednym z istotniejszych zadań”.
– Obrona terytorialna kraju nie jest przedsięwzięciem, które zastąpi zarówno dozbrojenie polskiej armii, jak i sojusze, i realizacje zwłaszcza głównego zadania, związanego z polskimi sojuszami, mianowicie doprowadzenie do tego, by szczyt NATO, który ma się odbyć w Warszawie podjął kierunkową decyzję o możliwości stacjonowania na terenie Rzeczypospolitej oddziałów naszych sojuszników i ich baz – podkreślił minister.
Szczegóły rozwoju obrony terytorialnej MON przedstawiło podczas posiedzenia sejmowej komisji obrony narodowej.
Jak wyjaśnił ppłk rez. Krzysztof Gaj, obrona terytorialna kraju będzie opierała się na dwóch filarach. To komponent wzmacniający wojska operacyjne (na wzór Gwardii narodowej USA czy Armii Terytorialnej Wielkiej Brytanii) oraz komponent pozostający na miejscu, który służy temu, by „przestrzeń operacyjna nie była ogólnodostępna dla ewentualnych zgrupowań przeciwnika zamierzających wedrzeć się w głąb terytorium Rzeczypospolitej”.
Ppłk Gaj zgodził się z tezą, że wojsko czasu pokoju nie może być utrzymywane w wysokim stopniu gotowości. Dlatego tu siły obrony terytorialnej mają być tym elementem, który przy „względnie niskich stanach pokojowych” pozwoli na szybkie osiągnięcie przez Siły Zbrojne zdolności prowadzenia operacji obronnej.
Komponent pozostający na miejscu, to różnego typu bataliony, kopanie, plutony ochrony, których ilości i dyslokacji MON z oczywistych względów nie ujawnił. Szacunkowo są to prawie trzy plutony na powiat, co daje jeden pluton na około 11 tys. obywateli zdolnych do służby wojskowej.
– Musimy sobie uświadomić, że wojsko to nie wszystko. Obrona militarna kraju, to zaledwie ok. 10 proc. całości spraw związanych z obroną. W związku z tym nie możemy pozwolić sobie na wydrenowanie jakiejś wielkiej ilości ludzi na potrzeby tylko i wyłącznie Sił Zbrojnych – wskazał.
Jak wyjaśnił, komponent ten, w czasie wojny, mógłby liczyć ok 46. tys żołnierzy w rożnych typach jednostek. Rozwijany będzie też komponent wzmacniający wojska operacyjne, tak że w ogólnym rozrachunku liczebność wojska wzrosłaby „radykalnie”.
– Jednostki obrony terytorialnej kraju, to nie ubogi krewny, nie młodszy brat dla jednostek operacyjnych, tylko pełnoprawny partner dysponujący nie tylko bronią strzelecką, ale pełnym spektrum broni wsparcia – zapewnił ppłk Gaj.
Według wyliczeń MON rozwój obrony terytorialnej może pochłonąć ok. 300-350 mln zł (400 mln zł przy założeniu konieczności zakupu pełnego niezbędnego uzbrojenia).
– W związku z tym, że Wojsko Polskie posiada pewne zapasy uzbrojenia, wyposażenia, sprzętu, szacujemy że rzeczywisty koszt sięgałby 200-250 mln zł, a biorąc poprawkę na nieprzewidziane okoliczności, jestem skłonny założyć, że 300 mln to byłaby kwota w której powinniśmy się zmieścić – dodał ppłk Gaj.
Według założeń MON, obrona terytorialna kraju nie będzie tworem w praktyce nieistniejącym, rozwijanym dopiero „w razie potrzeby”.
– Jeżeli jednostka nie istnieje przynajmniej jako szkielet kadrowy w czasie pokoju, to ma niewielkie szanse, by zaistnieć na wypadek wojny – wyjaśnił ppłk Gaj.
Dlatego w czasie pokoju obrona terytorialna liczyłaby kilkanaście tysięcy żołnierzy oraz „wielokrotnie więcej” na wypadek wojny.
Według ogólnych założeń polska armia powinna liczyć 140-180 tys. żołnierzy. Obecnie jest ich 105 tys., a celem MON jest osiągnięcie pułapu 150 tys. żołnierzy.
Marcin Austyn