Powiedzieliśmy, że Jezusa Chrystusa wyszydzała hołota żydowska i żołdacy rzymscy, że się z Nim tak obchodzili, jak z teatralnym królem. Zarzucono Mu bowiem na plecy podły płaszcz szkarłatny, włożono do Jego ręki trzcinę jako berło, a na święte skronie wtłoczono cierniową koronę. Kohorta żołnierzy szydziła sobie z Chrystusa, znieważała Go, klękała przed Nim na kolana ze śmiechem. Wyrywano Mu z ręki trzcinę i uderzano Go nią w głowę. Ach, w jakim stanie znajduje się ten, przed którym drżą aniołowie niebiescy! Co za bolesny widok, jak ohydna bezbożność!…
Pomimo tego Jezus Chrystus jest spokojny, nie mści się na tych zuchwalcach, chociaż jako Bóg mógł obrócić ich w niwecz. Cierpi spokojnie i z ochotą umiera dla naszego zbawienia, bo nas nieskończenie miłuje.
Za naszych dni ogromna liczba chrześcijan podobnie wyszydza Jezusa Chrystusa. Przychodzą do kościoła na adorację i jak się tu zachowują? Zaledwie trochę zginają kolano, całkowicie uklęknąć nie chcą nawet w czasie podniesienia i błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Wobec utajonego Króla królów i Pana nieskończonego majestatu śmieją się młodzi i lekkomyślnie w kościele rozmawiają, rzucają na wszystkie strony oczyma. Nie chcę mówić o tym, co się dzieje w ich sercu, jakie tam wstrętne roją się myśli i pragnienia. Nie biorą ze sobą ani książki, ani różańca, nie wiedzą, co robić w czasie Mszy Świętej, i nudzą się.
Wesprzyj nas już teraz!
Jaką zniewagę i wzgardę wyrządzają Ci, Panie, ludzie właśnie „w tej chwili, kiedy im otwierasz wnętrze miłosierdzia? Żydów znieważających Boga-Człowieka usprawiedliwia przynajmniej nieświadomość: „Gdyby poznali, nigdy by Pana chwały nie ukrzyżowali” (1 Kor 2, 8). A co nas może usprawiedliwić? My dobrze wiemy, że na naszych ołtarzach obecny jest Jezus Chrystus, a przecież nie chcemy oddać Mu należnej czci, znieważamy Go i obrażamy. Gdyby chrześcijanie nie stracili wiary, wchodziliby do świątyni ze świętą bojaźnią, opłakując gorzko swe grzechy. To znowu plują na twarz Jezusową przez strojenie i upiększanie swoich głów, pychą zaś jak cierniem na nowo Go koronują, biczują srogo uczynkami bezwstydnymi, zabijają świętokradztwami i trzymają przybitego na krzyżu, bo nie chcą porzucić grzechu!… O Boże mój, ilu mamy żydów między chrześcijanami!
Na myśl o tym, co się działo z Chrystusem na Golgocie, kiedy Go nawet opuścił Ojciec Przedwieczny, dobrego katolika ogarnia święta trwoga. A ja powiadam, że u stóp naszych ołtarzy spotykają Jezusa Chrystusa daleko większe zniewagi niż na górze Kalwarii. Ile tu złych spowiedzi, ile niedbalstwa w słuchaniu Mszy Świętych, ile świętokradzkich Komunii. Gdybyśmy mieli należyte pojęcie, kim jest Jezus Chrystus, nie znieważalibyśmy Go w kościele, jak mówi św. Bernard. Zasmucamy bowiem Zbawiciela, kiedy jesteśmy w kościele roztargnieni, zajmujemy się rzeczami doczesnymi, z mniejszą skromnością tutaj się zachowujemy niż w domach magnatów ziemskich. Światowe niewiasty i dziewczęta u stopni ołtarza roztaczają swą próżność, ściągają ku sobie spojrzenia, dla siebie kradną niejako cześć i pokłon należne samemu Bogu. Najmilsi, Stwórca jest cierpliwy, przyjdzie jednak kiedyś kolej na Jego zemstę, nadejdzie wieczność!
Św. Jan Vianney, Kazania, Sandomierz 2010, s. 179-180.