Czy administracja USA postanowiła pozbyć się króla Jordanii? To jest jedno z gorących pytań, zadawanych przez wielu Jordańczyków w ciągu ostatnich kilku dni po wypowiedzi, która padła podczas briefingu z udziałem rzecznika z Departamentu Stanu USA.
Zastępca rzecznika Departamentu Stanu Mark Toner poproszony kilka dni temu o próbę wyjaśnienia przyczyn napiętej sytuacji w Jordanii – władze rozproszyły kilkutysięczną grupę demonstrantów w Ammanie – stwierdził, że w Jordanii jest „pragnienie wprowadzenia zmian”, że „taką wolę i aspiracje mają mieszkańcy tego kraju, zatroskani z powodu problemów politycznych i gospodarczych”.
Wesprzyj nas już teraz!
Dopytywany dalej o to, czy USA nadal będą wspierać swojego oddanego sojusznika króla Abdullaha, Toner nie chcąc drążyć tematu dodał, że „administracja amerykańska popiera reformy rządu jordańskiego, ale jak to widzieliśmy na przykładzie innych krajów arabskich, w Jordanii jest wyraźne pragnienie zmian”. Rzecznik dodał ponadto, że Stany Zjednoczone respektują „prawa protestujących gdziekolwiek demonstrują, jeśli odbywa się to w sposób pokojowy”. – Jesteśmy świadomi trudnej sytuacji ekonomicznej Jordanii, ale nic więcej na ten temat nie mam do powiedzenia – przekonywał Toner.
Dalej jednak indagowany potwierdził, że Jordania jest ważnym strategicznym partnerem USA i, że administracja amerykańska mocno wspiera pakiet reform króla Abdullaha.
Wypowiedzi te poważnie zaniepokoiły niektórych urzędników rządu jordańskiego, którzy zaczęli mówić wprost o „spisku,” zmierzającym do obalenia króla.
Dyskusja o „pragnieniu zmian” w Jordanii jest postrzegana przez reżim w Ammanie jako zielone światło z USA dla wrogów reżimu do zwiększenia wysiłków w celu obalenia monarchii.
Uwaga rzecznika amerykańskiego pojawiła się po tym, jak na ulice wyszło tysiące Jordańczyków, aby zaprotestować przeciwko trudnym reformom podjętym przez rząd, obejmującym m.in. cofnięcie dotacji do paliw i gazu.
Powszechne protesty, które zostały nazwane „listopadową intifadą”, spowodowały ataki na wiele urzędów i infrastrukturę służb bezpieczeństwa na terenie całego królestwa. Dziesiątki funkcjonariuszy ochrony zostało rannych, a ponad 80. demonstrantów aresztowano.
Po raz pierwszy protestujący w jordańskiej stolicy wprost wzywali do obalenia króla. W bezprecedensowym marszu, który odbył się w ub. tygodniu, demonstranci próbowali dojść pod pałac monarchy w Ammanie. Przypominało to sceny z protestów przeciw reżimom w Tunezji, Libii, Jemenie i Egipcie.
Władze Jordanii twierdzą, że w niebywałą przemoc, najgorszą od dziesięcioleci w Jordanii, zaangażowali się fundamentaliści islamscy, którzy przedostali się przez granicę jordańską z Arabii Saudyjskiej i Syrii. Atakowali oni urzędy i inne instytucje, w tym banki.
Niektórzy urzędnicy jordańscy wskazywali palcem na głównych prowokatorów – to jest na Arabię Saudyjską i Katar – zarzucając im podburzanie do protestów przeciw reżimowi i ułatwienie przenikania muzułmańskich fundamentalistów do królestwa.
Urzędnicy są przekonani, że Jordania płaci cenę za odmowę udziału w działaniach zmierzających do obalenia syryjskiego dyktatora Baszara al – Assada.
Premier Jordanii Abdullah Ensour wydał ostrzeżenie, w którym przestrzegł wszystkie państwa Zatoki Perskiej, że ich bezpieczeństwo może zostać poważnie zagrożone, jeśli system jordański upadnie. Ensour mówił, że państwa Zatoki będą musiały przeznaczyć połowę swojej fortuny na obronę przed muzułmańskimi terrorystami, którzy chcą wykorzystać Jordanię jako rozsadnik destabilizujący całą Zatokę.
Źródło: GI, enewspf.com, Agnieszka Stelmach.