Barack Obama powiedział, że europejscy przywódcy zrozumieli, iż walka z kryzysem strefy euro wymaga pilnych działań. Dodał, że Europa rozumie stawkę, o jaką walczy i rozumie, że nie uda się pokonać kryzysu bez śmiałych i zdecydowanych działań.
Państwa członkowskie mają popierać podjęcie wszelkich niezbędnych środków, które doprowadzą do stabilizacji kursu euro. Jednym z tych narzędzi ma być prowadzenie wspólnej i spójnej polityki bankowej. Konkretny plan ma zostać przedstawiony podczas przyszłotygodniowego szczytu Unii Europejskiej.
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas szczytu G20 Stany Zjednoczone, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Europejski Bank Centralny naciskali na państwa unijne, by te podjęły kroki, które ustabilizują strefę euro.
Z kolei dyrektor zarządzająca Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde powiedziała, że podczas spotkania w Los Cabos zbudowano fundament porozumienia w sprawie ratowania strefy euro. Według Lagarde, zmiana zasad funkcjonowania systemu bankowego w strefie euro powinna skutecznie przerwać pętlę sprzężenia zwrotnego pomiędzy zadłużonymi bankami a dotującymi je rządami. Szefowa MFW wyraziła nadzieję, że przedstawiciele delegacji opuszczających szczyt G20 wracają do swoich państw z wiedzą, co należy wykonać, by skutecznie walczyć z kryzysem.
Niemcy sprzeciwiały się początkowo pomysłowi, by silna niemiecka gospodarka pomagała słabszym systemom bankowym – pisze agencja afp. Jednak kanclerz Angela Merkel powiedziała dziennikarzom, że rozmawiano o ewentualnej europejskiej instytucji, która sprawowałaby nadzór bankowy.
Warto pamiętać, że kanclerz Merkel apelowała też ostatnio o więcej unii politycznej w Unii Europejskiej. Jeżeli godzi się zatem na powstanie „ewentualnej europejskiej instytucji”, Niemcy będą miały na nią zapewne poważny wpływ. Merkel bowiem, podobnie, jak jej współobywatele, mają dość bycia kołem zamachowym dla europejskiego molocha. Nie uśmiecha im się zrzucać się na tych, którzy w swoim czasie „udawali Greka”. Jednakże kontrolować – to już coś zupełnie innego.
Prezydent Obama doskonale rozumie owe „pilne działania”, ponieważ sam stosuje je u siebie. Są one oczywiście niczym innym, jak słynnym „luzowaniem ilościowym”, czyli mądrą nazwą dla dodruku pieniądza. Przymierza się do niej ostatnio FED, trwają spekulacje, czy Ben Bernanke postanowi o wpompowaniu w system kolejnych miliardów. Jednakże próby stymulowania gospodarki tanim pieniądzem i łatwo dostępnym kredytem to nie oznaka zrozumienia swych błędów, wręcz przeciwnie. Rosnąca inflacja, którą rządzący obiecują w sposób racjonalny wykorzystywać dla pobudzenia wzrostu gospodarczego, zawsze doprowadza do recesji i większego bezrobocia. W sytuacji, gdy dostępny jest tani kredyt, coraz większa ilość pieniądza w obiegu, czyli inflacja, sprawia, że coraz trudniej jest ów kredyt spłacać. Coraz więcej osób nie może sobie pozwolić na spłatę rat, często traci pracę i przestaje je spłacać.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.bankier.pl