15 czerwca 2012

Trzy drogi świętego Alberta

(Brat Albert)

Adam Hilary Bernard, syn Wojciecha Chmielowskiego herbu Jastrzębiec i Józefy z Borzysławskich herbu Śreniawa, urodzony w majątku rodzinnym w Igołomi pod Krakowem, odebrał w domu wychowanie pełne kultu dla staropolskich tradycji religijnych i narodowych. Od zawsze odznaczał się gorącą miłością Ojczyzny i skłonnością do ofiary, musiał jednak przejść dość burzliwą drogę, nim został zasłużonym dla Kościoła i katolickiej Polski bratem Albertem, określanym „polskim biedaczyną z Asyżu”. Jego nawrócenie i powołanie dopełniało się w trzech etapach związanych z trzema rodzajami działalności: wojskową, artystyczną i dobroczynną.

Pierwszy okres jego życia, zwieńczony walką w powstaniu 1863 roku, to czas edukacji i pierwszych prób wpłynięcia na losy rozszarpanej przez zaborców Polski. Dwa lata po śmierci ojca ośmioletni Adam został posłany do korpusu kadetów w Petersburgu, gdzie przebywał przez trzy lata. Od 1858 roku mieszkał w Warszawie, a w rok później zmarła również jego matka. Przeszedł wówczas pod opiekę ciotki Petroneli Chmielowskiej, a ukończywszy gimnazjum, rozpoczął studia w Instytucie Politechnicznym i Rolniczo-Leśnym założonym przez rząd zaborczy w pałacu książąt Czartoryskich w Puławach. Tam zaangażował się w działalność konspiracyjną. Po wzięciu udziału w dwóch bitwach został wzięty do niewoli przez Austriaków, ale uciekłszy z więzienia w Ołomuńcu, powrócił do walki. 30 września wziął udział w swej ostatniej bitwie, pod Mełchowem, w której został ciężko ranny w nogę. Dostawszy się ponownie do niewoli, powstaniec musiał poddać się amputacji nogi, lecz pomimo kalectwa młody weteran podejmował bez zniechęcenia kolejne wyzwania życia.

Po upadku powstania udał się na emigrację, z której powrócił już w roku 1865 i podjął studia malarskie w Warszawie. Sztuka i sprawy artystyczne od dawna nie były mu obce. Już w szkole puławskiej poznał się i zaprzyjaźnił z malarzem Maksymilianem Gierymskim. Po krótkiej przerwie na studia politechniczne w Belgii, kontynuował zgłębianie sztuki malarskiej na akademii w Monachium. Nawiązał tam przyjaźnie z najsławniejszymi przedstawicielami sztuki młodopolskiej (między innymi z Leonem Wyczółkowskim i Józefem Chełmońskim). W roku 1874 ukończył edukację i oddał się z zapałem poszukiwaniom artystycznym – malował, dyskutował, wydał rozprawkę O istocie sztuki. Droga tych poszukiwań doprowadziła artystę do pytania „czy służąc sztuce, Bogu też służyć można?” – wkrótce znalazł odpowiedź we wzrastającym pragnieniu, aby „sztukę, talent i myśli Bogu poświęcić i święte rzeczy malować”. Na drodze artystycznej zaczęło się zatem rodzić jego powołanie do służby Bożej.

Wesprzyj nas już teraz!

W tym czasie dwie drogi – artystyczna i duchowna – zaczęły się krzyżować i pokrywać. Owocem tego okresu jest szereg obrazów religijnych, dzięki którym nazwisko polskiego malarza zagościło w galeriach Europy. Za najbardziej znane i jedno z lepszych dzieł uznaje się, wiszący obecnie u sióstr albertynek w Krakowie, obraz Ecce homo przedstawiający Chrystusa Pana w postaci, w jakiej stał przed pogańskim sądem Poncjusza Piłata. Wtedy też Adam Chmielowski zdecydował się spróbować swoich sił w nowicjacie ojców jezuitów, do którego wstąpił w roku 1880 w Starej Wsi. Był to jednak czas niedogodny dla wrażliwej natury przyszłego brata Alberta – przeżył on załamanie i przez jakiś czas przebywał w zakładzie dla nerwowo chorych w Kulparkowie pod Lwowem. Decyzja o wstąpieniu do zakonu wiązała się z porzuceniem pasji malarskiej. Pan Bóg miał wkrótce wynagrodzić jego ofiarę i cierpliwość, z jaką znosił rok odosobnienia. Były kleryk, odpoczywając u rodziny, zaczął odkrywać ducha reguły franciszkańskiej i jego wzrok skierował się ku zgromadzeniu, z którym miał związać ostatni okres swego życia.

Przyjechawszy do Krakowa w roku 1884, zamieszkał przy ulicy Basztowej 4 i kontynuował pracę malarską. Jednocześnie objawia się w nim coraz silniejsze miłosierdzie dla ludzi dotkniętych nędzą moralną i materialną. Zaczął od uwrażliwienia na nędzę i pomocy ubogim, których Pan Bóg stawia na jego drodze, wkrótce jednak jego pracownia zamieniła się w schronienie dla ubogich. Następnie przeniósł się do przytułku (zwanego wtenczas ogrzewalnią miejską), aby być bliżej potrzebujących, w których odnalazł wołającego o pomoc Chrystusa. Fascynacja Świętego duchem franciszkańskim znalazła ujście we wstąpieniu do Trzeciego Zakonu w roku 1887 i odtąd nazywany był on bratem Albertem. W rok później złożył śluby zakonne, a najbliżsi współpracownicy, którzy dołączyli do niego, stali się zalążkiem Zgromadzenia Braci Albertynów.

Kult Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i Maryi Matki Ubogich stał się podstawą duchowości nowego zakonu niosącego pomoc ubogim. Święty Albert odnalazł tam wreszcie upragnione spełnienie w codziennej działalności, o której mawiał, że „powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”. Jeszcze za jego życia powstało dwadzieścia jeden domów pomocy, a także zgromadzenie sióstr albertynek niosące pomoc kobietom.

Droga, jaką przeszedł Święty, pogłębiła też jego refleksję dotyczącą miłości Ojczyzny i sposób zaradzenia jej nieszczęściom. Zaowocowało to sformułowaniem wniosku prostego, ale wymownego, mianowicie, że „tylko u stopni ołtarza można silnie związać łańcuch jedności narodowej i duchowego braterstwa, który rozrywa prywata i egoizm”.

Brat Albert do końca życia wypełniał konsekwentnie i bezwzględnie ślub ubóstwa i trwał w pokucie, dzięki czemu jednoczył się z cierpiącymi członkami mistycznego ciała Chrystusa Pana. W ostatnich latach życia ujawnił się u niego rak żołądka, który też stał się przyczyną jego śmierci w wieku siedemdziesięciu jeden lat. Zmarł w opinii świętości. W roku 1946 książę kardynał Sapieha rozpoczął przygotowania do beatyfikacji, którą ogłosił w 1983 roku Jan Paweł II na krakowskich błoniach. On też kanonizował Alberta Chmielowskiego sześć lat później w Rzymie.

Kościół wspomina św. Brata Alberta 17 czerwca.

FO

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 311 931 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram