W bliskiej odległości od Fatimy leży Batalha, cicha, nieco senna miejscowość białych domków z czerwoną dachówką – jak większość w Portugalii – wybrukowana tą szarą i śliską po deszczu kostką z marmurowych gór koło Évory i Estremoz.
Podróżni z daleka i pielgrzymi z Fatimy, jedni i drudzy, chętnie się tam zatrzymują, by podziwiać cud architektury portugalskiego gotyku. Jakże jest on inny od gotyku francuskiego, od owych wspaniałych katedr Île-de-France wokół Paryża, upodobnionych swą strzelistością do dłoni złożonych w geście modlitwy. Ten jest bardziej przysadzisty, bardziej przestrzenny, co nie znaczy, że urąga zasadom stylu średniowiecznej wzniosłości, uniesienia i radości. Wszak gotyk może mieć wiele odmian – tyle, ile może być form szturmowania nieba przez człowieka.
Wesprzyj nas już teraz!
Dostojny portal, ujęty w siedem koncentrycznych łuków, jak gdyby w nawiązaniu do siedmiobarwnej tęczy lub siedmiu dni stworzenia – łuków złożonych z mrowia figur proroków, świętych, biskupów i władców – ma być zapowiedzią, że oto stoimy w obliczu sacrum. Że wnikamy w sferę świętości i wchodzimy do domu Bożego. „O, jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama do nieba” (Rdz 28,17), jak śpiewano na introit przy konsekracji świątyni, powtarzając te słowa za patriarchą Jakubem z Księgi Rodzaju. I groźna, władcza postać Pantokratora w tympanonie, Sędziego dzierżącego w dłoni kulę ziemską. Wokół, w czterech polach, czterej ewangeliści.
W przeciwieństwie do wspaniałości portalu i niezliczonych wieżyczek, pinakli, zwieńczeń, ażurowych barierek na szczycie świątyni, jej wnętrze jest surowe, prawie bez ozdób, jak w kościołach cystersów. I dobrze. Ta prostota i surowość onieśmielają człowieka. Nic nie rozprasza jego skupienia. Żadne nisze, żadne figury świętych nie zakłócają rytmu filarów, które same przez się ciągną wzrok ku niebu. Trudno tu nawet szeptać. Wyczucie prostoty posiada walor estetyki. Chciałoby się tu przebywać, trwać w bezruchu, doświadczać zachwytu, czerpać z majestatu Stwórcy, który uzdolnił człowieka do wznoszenia podobnych dzieł. Bo człowiek ma być współtwórcą tego świata, tak jak mu to było zadane na Początku: czyńcie sobie ziemię poddaną. Imperatyw do rozumnego i odpowiedzialnego działania.
Przeciwieństwem tej prostoty wnętrza jest przyległy do kościoła klasztor. Co za bogactwo detali! Czyste szaleństwo! Prawie że postradanie rozsądku w dekoracji, na szczęście utrzymane w dobrym guście. Ogromny, pogodny i zielony od krzewów wirydarz, otoczony z czterech stron krużgankami, stanowi zasadę klasztornych pomieszczeń. Krużganki wychodzą odważnie do środka, otwierają się na światło, powietrze i zieleń. Ostro wycięte w łuk arkady od góry wypełnione są maswerkami wspartymi na smukłych kolumienkach – każda inna. To właśnie te maswerki, owe ażurowe kamienne niby to siatki, wprowadzają niewyobrażalne bogactwo dekoracji. Wykonał je Diego de Boitaca, ten sam, który budując pod Lizboną, w Belém nad Tagiem, klasztor hieronimitów, odkrył, wprowadził i upowszechnił zasady stylu manueliańskiego. Styl ten, jedyny w swoim rodzaju i występujący tylko w niektórych budowlach Portugalii z dwóch pierwszych dekad XVI wieku, natchnienie czerpał z optymizmu wyrwania się tego ubogiego, zapóźnionego i pasterskiego kraju w szeroki, nie znany dotąd świat. Do Afryki! Do Indii! Do Brazylii! A nawet na odległe wyspy Indonezji w ślad za odkrywcami Bartolomeo Diazem, Vasco da Gamą, czy Pedro Cabralem. Są w tym stylu zakute w kamień wyobrażenia krzyża Zakonu Chrystusowego, noszącego w Portugalii takie imię po rozwiązanych templariuszach, są motywy ze sferą kuli ziemskiej, są wyobrażenia instrumentów nawigacyjnych wynalezionych i opracowanych w sławnej szkole morskiej Henryka Żeglarza, są wreszcie motywy olinowania okrętów. Utrwalone w kamieniu, wszystko to zostało wplecione w ażurową arabeskę egzotycznych roślin, powojów, kwiatów lotosu i owoców.
Powierzony w opiekę dominikanom kościół i klasztor jest złożonym Najświętszej Maryi Pannie wotum wdzięczności za ocalenie Portugalii od groźby wchłonięcia jej przez Kastylię. W 1385 roku, na błoniach w pobliżu Aljubarrota, rozegrała się decydująca dla Portugalczyków bitwa, jedna z najważniejszych w jej dziejach. W wyniku spektakularnego zwycięstwa Portugalczyków, przypisywanego cudownej interwencji Maryi, Portugalia obroniła swą niezależność i oparła się próbom zagarnięcia przez potężnego sąsiada, Kastylię, która w osobie kastylijskiego króla wnosiła pretensje do portugalskiego tronu po bezdzietnej śmierci króla Ferdynanda. Zwycięski Jan z Avis, wcześniej mistrz rycerskiego Zakonu Chrystusowego, zwolniony przez papieża ze ślubów zakonnych, objął panowanie i założył nową dynastię, która rządziła w Portugalii blisko dwa stulecia, do 1578 roku. Dla utrwalenia portugalsko-angielskiego przymierza, pojął za żonę Angielkę, Filipę z Lancaster. Po śmierci małżonkowie spoczęli we wspaniałej kaplicy grobowej, dostawionej do prawej nawy kościoła jako mauzoleum rodziny Avis. Leżą tam też ich dzieci, wśród nich zmarły w 1460 roku Henryk Żeglarz, człowiek, który pchnął Portugalię ku zamorskim wyprawom, na Azory, Maderę i ku Afryce, rozpoczynając epokę wielkich odkryć geograficznych.
Tak jak obiecał, Jan z Avis wywiązał się ze ślubów i zlecił budowę kościoła już nazajutrz po zwycięskiej bitwie, częściowo czerpiąc z doświadczenia angielskich architektów i budowniczych. Dzieło to kontynuowali jego synowie, wznosząc w latach 1448-1477 ów wspaniały klasztor, dekorowany trzy dekady później, w okresie panowania Manuela I, któremu potomni nadali adekwatny do jego rządów przydomek Szczęśliwy. Najstarszy syn Jana de Avis, Jan II Duarte, zapragnął posiadać własne mauzoleum i zlecił w 1437 jego budowę przed prezbiterium kościoła, jako jego przedłużenie od strony wschodniej. Ambicje jednak przerosły finansowe możliwości monarchy. Pospieszył się o sto lat, kiedy Portugalia była jeszcze ubogim krajem. Kaplicy, która wysokością miała przerastać sam kościół, nigdy nie ukończono. Siedem potężnych wiązek filarów dumnie wystrzeliwuje ku niebu, które pozostaje jedynym jej sklepieniem. I znów wielki architekt Diego de Boitaca, długo po śmierci króla, przystąpił do dekorowania tego, co już stało, w tym wypiętrzonego na 15 metrów portalu. Zakuł w piaskowcu takie bogactwo egzotycznych dekoracji, iż nie mają one podobieństwa w żadnym europejskim doświadczeniu budowlanym. Jakby natchnienie czerpał ze świątyń hinduistycznych. Tak zatem wykute w kamieniu postaci Jana II Duarte i jego małżonki, ułożone na tumbie grobowej, wzajemnie splecione dłońmi, mokną we wnęce nie przesklepionej kaplicy, na wprost monumentalnego portalu.
Jan Gać
{galeria}