W widłach Wisły i Sanu leży jedno z najpiękniejszych polskich miast, w którym na każdym kroku przemawia do nas historia. Odwiedźmy Sandomierz, dawną stolicę księstwa, a później – jednego z ważniejszych województw I Rzeczypospolitej.
Turyści odwiedzający południe Polski kierują się głównie w stronę Krakowa – bezsprzecznie największego skarbca historycznych pamiątek Narodu, otoczonego perełkami w postaci Wieliczki czy Kalwarii Zebrzydowskiej lub udają się dalej na południe – w polskie Karpaty, ciągnące się aż do wschodniej granicy państwa. Znacznie rzadziej odwiedzana jest kraina otaczająca jeden z najważniejszych niegdyś ośrodków miejskich Polski – Ziemia Sandomierska. Tymczasem w Sandomierzu warto nie tylko się zatrzymać, ale i pobyć znacznie dłużej – prastare miasto ma nam do zaoferowania bardzo wiele.
Wesprzyj nas już teraz!
Rozkwit i upadek
Choć siedem wzgórz, na których – na wzór Rzymu – położone jest miasto, zamieszkiwane było już w neolicie, pierwszymi znanymi nam bliżej mieszkańcami tych terenów byli słowiańscy Lędzianie. Istniejąca już w X wieku na terenie obecnego wzgórza zamkowego osada, w następnym stuleciu zamieniła się w gród obronny, który stał się siedzibą książęcą. Drugi gród, zbudowany na sąsiednim wzgórzu, dał początek miastu, które dzięki dogodnemu położeniu, w miejscu przeprawy przez Wisłę szlaku handlowego z Europy Zachodniej na Ruś, rozwijało się bardzo szybko, stając się wkrótce jednym z najważniejszych ośrodków miejskich Polski wczesnopiastowskiej.
W okresie rozbicia dzielnicowego miasto zostało stolicą Księstwa Sandomierskiego, którego pierwszym władcą był Henryk Sandomierski, syn Bolesława Krzywoustego. Pierwsze formalne prawa miejskie nadał Sandomierzowi w 1227 r. Leszek Biały, jednak wkrótce rozwój miasta został przerwany przez najazdy mongolskie. W 1260 r. Tatarzy Burundaja spalili miasto, a następnie podstępem zdobyli gród sandomierski broniony przez Piotra z Krempy, dokonując okrutnej rzezi mieszkańców – w tym kobiet i dzieci. Konieczna była ponowna lokacja miasta, która miała miejsce w 1286 r. na mocy przywileju księcia Leszka Czarnego. Wieki XIV-XVI to okres rozkwitu miasta, leżącego na szlaku, którym spławiano zboże do Gdańska. Tę prosperity przerwał dopiero „potop” szwedzki, podczas którego miasto, podobnie jak wiele innych, zostało ograbione i zniszczone. Od tego czasu było tylko gorzej. W okresie zaborów Sandomierz, jako miasto leżące na pograniczu, stracił znaczenie administracyjne i gospodarcze. Poważnych zniszczeń doznał też podczas I wojny światowej. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości miasto zaczęło się prężnie rozwijać, jednak kolejna wojna przerwała ten proces. Władze komunistyczne nie rozpieszczały Sandomierza, co miało też swoją dobrą stronę; na mieście nie dokonano żadnej „zbrodni architektonicznej”, które stały się udziałem wielu polskich miast i miasteczek. Sandomierz zachował swoje dawne oblicze nieznacznie tylko naruszone nowymi budynkami.
Na powierzchni i pod ziemią
Do Starego Miasta wchodzimy przez Bramę Opatowską. Jest to gotycka brama wjazdowa z XIV wieku, zwieńczona renesansową attyką, ufundowana przez króla Kazimierza Wielkiego. Jest ona jedyną zachowaną do dziś z czterech dawnych bram (prócz niej były to: Zawichojska, Lubelska i Krakowska). Warto wejść na szczyt wieży bramnej – rozciąga się z niego bowiem piękny widok na miasto.
Idąc ulicą Opatowską dojdziemy do pięknego Rynku, z jedynym w swoim rodzaju XIV-wiecznym ratuszem, gotyckim, zbudowanym na planie kwadratu z ośmioboczną wieżą. W XVI wieku został on rozbudowany, a całość została zwieńczona renesansową attyką. Istniejąca obecnie wieża pochodzi z XVII wieku. Dziś w części ratusza mieszczą się sale Muzeum Okręgowego, w których prezentowana jest historia miasta. Otaczające Stary Rynek renesansowe kamienice pokazują, jak Sandomierz w okresie swej świetności nadążał za przybyłą z Włoch modą. Do najciekawszych należą kamienice: Oleśnickich, Gomółki i Pod Ciżemką, Konwikt Boboli i Kordegarda. Rynek jest do dziś salonem miasta, tętni życiem; spotykają się na nim mieszkańcy, spacerują turyści.
W Kamienicy Oleśnickich znajduje się wejście do udostępnionych do zwiedzania podziemnych korytarzy służących dawniej jako magazyny kupieckie. Powstały one w okresie od XIII do XVI wieku przez wydrążenie w lessowych pokładach komór i korytarzy pod budynkami i placem Starego Rynku. Głębokość lochów dochodziła nawet do 15 m. Kopane były bez żadnych zabezpieczeń ścian i stropów. W XX wieku, przez przenikanie wody do pokładów lessu, stały się zagrożeniem dla sandomierskiej starówki. Dopiero po przeprowadzeniu prac zabezpieczających, udostępniono trasę do zwiedzania. Z lochami związana jest legenda o Halinie Krępiance, która przechytrzyła Tatarów w czasie najazdu w XIII wieku i sprawiła, że cały wrogi oddział został pogrzebany na zawsze w zawalonych lochach.
Ślady świetności
Nad miastem góruje wieża gotyckiej, XIV‑wiecznej katedry pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, znajdującej się w miejscu, w którym w pierwszej połowie XII wieku stanęła wielka – jak na owe czasy – romańska kolegiata. Popadająca w ruinę po zniszczeniach najazdów tatarskich świątynię zastąpiła obecna bazylika – konsekrowana w 1382 r., która dopiero w 1818 stała się katedrą erygowanej wówczas diecezji sandomierskiej. Jest to halowy kościół przykryty sklepieniami krzyżowo-żebrowymi, kryjący w swym wnętrzu piękne polichromie z 1421 roku, którymi ozdobili prezbiterium artyści sprowadzeni z Rusi przez króla Władysława Jagiełłę. Stanowią one rzadkie (spotykane w Polsce jeszcze tylko w katedrze na Wawelu i w lubelskim zamku) połączenie łacińskiej treści teologicznej z hieratyczną stylistyką wziętą wprost ze sztuki bizantyńskiej. W skarbcu katedralnym przechowywany jest relikwiarz Krzyża Świętego zdobyty pod Grunwaldem na Krzyżakach.
Spacerując uliczkami Sandomierza nie można pominąć położonego na skraju skarpy wiślanej Collegium Gostomianum – założonej przez wojewodę poznańskiego i zarazem starostę sandomierskiego Hieronima Gostomskiego, jednej z najstarszych szkół średnich w Polsce (najstarsze skrzydło z 1602 roku). Pierwotnie jako kolegium jezuickie szkoła działała do kasaty zakonu w 1773 roku, a od tego czasu funkcjonowała jako placówka świecka. Zachowane do naszych czasów renesansowe skrzydła dają pojęcie o dawnej świetności szkoły. Nie można też nie odwiedzić Muzeum Diecezjalnego, mieszczącego się w Domu Długosza – gotyckim budynku wzniesionym właśnie dzięki fundacji najsłynniejszego polskiego kronikarza średniowiecznego w 1476 roku.
Jedynie zamek może nieco rozczarować przybyszów, choć sam Sandomierz nie ponosi za to winy. Z XIV-wiecznego kompleksu obronnego, przebudowanego w roku 1525, zachowało się jedynie skrzydło zachodnie zamku. Resztę podczas „potopu” wysadzili Szwedzi, podobnie zresztą jak wiele innych polskich zamków, o co dziś – i o grabież wielu skarbów oraz nadwątlenie siły I Rzeczypospolitej – trudno nie czuć do nich żalu.
Stare centrum Sandomierza ma tak wyjątkową atmosferę również dlatego, że jego przylegająca do zamku część wprost tonie w zieleni. Kiedy idziemy dalej brukowaną ulicą Staromiejską wydaje nam się, że wyszliśmy już poza obręb miasta. Tymczasem dochodzimy do najstarszej świątyni miasta – podominikańskiego kościoła św. Jakuba – zbudowanego w latach 1226 – 1250, dzięki fundacji Iwona Odrowąża.
Sandomierscy męczennicy
W trójnawowej bazylice, do której wchodzimy przez późnoromański ceglany portal, panuje półmrok. Koniecznie trzeba zatrzymać się przy kaplicy 49 Męczenników Dominikańskich. Została ona wzniesiona dla upamiętnienia męczeństwa przeora klasztoru, błogosławionego Sadoka i 48 ojców oraz braci zakonnych, zamordowanych przez Tatarów podczas straszliwego najazdu w 1260 r. Bł. Sadok pochodził z Węgier, a habit dominikański przyjął z rąk samego założyciela zakonu – św. Dominika. Po misjach pośród Kumanów w Panonii, udał się do Polski, gdzie został przeorem sandomierskiego klasztoru. Był wzorem zakonnika, przykładem dla innych. 2 lutego 1260 r. po jutrzni nowicjusz czytający głośno w chórze martyrologium rzymskie natknął się w księdze na słowa: Sandomiriae passio quadraginta novem martyrum (w Sandomierzu umęczenie 49 męczenników). Przeor Sadok wraz z 48 towarzyszami zrozumieli, że to zapowiedź ich śmierci, postanowili jednak stawić jej czoła. Kiedy wieczorem tego samego dnia zakonnicy śpiewali Salve Regina, horda uzbrojonych Mongołów wpadła do kościoła. Podanie mówi, że dominikanie umierając pod ciosami dzikich zabójców, do samego końca śpiewali hymn na cześć Najświętszej Maryi Panny.
Za kościołem św. Jakuba znajduje się Wąwóz św. Jadwigi, którego strome lessowe zbocza są plątaniną korzeni drzew tworzących nad wąwozem zielony tunel. Takich niesamowitych miejsc jest w Sandomierzu znacznie więcej, a z każdym wiąże się jakaś legenda. Żeby poznać to miasto, nie wystarczy – jak można by wnosić z niewielkich jego rozmiarów – wpaść przejazdem, na jeden dzień. Nie, trzeba tu spędzić znacznie więcej czasu. Powoli spacerować cichymi uliczkami, przejść przez Ucho Igielne – starą dominikańską furtę w murach obronnych. Wypić kawę w którejś z uroczych kawiarenek na Starym Rynku bądź jednej z przylegających do niego ulic. Wyciszyć się, uspokoić. Już zupełnie niespiesznie zwiedzać kolejne zabytki: niepozorny, ale bardzo ciekawy gotycki kościół św. Ducha, następnie położony na uboczu, pomiędzy starą a nową częścią miasta kościół św. Pawła z XV wieku, posiadający piękne barokowe wnętrze, czy wreszcie XVII-wieczne kościoły św. Michała i św. Józefa.
A kiedy przyjdzie czas pożegnać się z Sandomierzem, znowu warto tu wrócić, choćby o innej porze roku, choćby po to, by odwiedzić Koprzywnicę, Opatów, Staszów, Kurozwęki, Szydłów czy inne pomniki naszej kultury, jakich pełna jest Ziemia Sandomierska – urokliwa, arcypolska, gościnna.
Jan Tarnawa
Tekst ukazał się w pierwszym numerze dwumiesięcznika Polonia Christiana.