Przebieg walki ze zjadliwym wirusem w ogromnej, jeśli nie decydującej mierze, wpłynie na wynik wyborów prezydenckich. Obecnie, dzięki przychylnym nastrojom społecznym, punkty za sprawną reakcję państwa na kryzys epidemiologiczny zbiera Andrzej Duda. Jednak czas gra na korzyść opozycji – przedłużanie się narodowej „kwarantanny”, połączone z coraz trudniejszą sytuacją gospodarczą, sprzyjać będzie jego przeciwnikom.
Ze względu na Covid-19 punkt ciężkości kampanii „Prezydent 2020” przesunął się od tradycyjnych wędrówek kandydatów po kraju i spotkań z wyborcami do mediów, w tym internetu. To jeden z powodów, dla których obecny lokator „dużego pałacu” zyskuje coraz wyraźniejszą przewagę nad konkurencją. Obóz reprezentowany przez Andrzeja Dudę jest lepiej niż przeciwnicy zaprawiony w wojnie elektronicznej, dzięki której wygrał podwójną elekcję w 2015 roku – okresie gdy wielkie media „publiczne” i prywatne, inaczej niż obecnie, mówiły jednym głosem.
Media społecznościowe pokazują, że wiele osób nawet niebędących entuzjastami Prawa i Sprawiedliwości docenia sposób, w jaki ekipa Mateusza Morawieckiego reaguje na kryzys. Gdyby kandydatem Zjednoczonej Prawicy był minister zdrowia Łukasz Szumowski, sztab z Nowogrodzkiej w ogóle nie musiałby troszczyć się o wynik głosowania. Obecny prezydent musi się jeszcze nieco potrudzić.
Wesprzyj nas już teraz!
Z kolei część tak zwanej totalnej opozycji, przy krytyce rządu starając się doszukiwać dziury nawet w całym, postawiła na politykę: „im gorzej tym lepiej”. Z dzisiejszej perspektywy to taktyka samobójcza, bowiem zgodna reakcja Polaków na reżim nałożony przez władze publiczne pokazuje raz jeszcze naszą umiejętność chwilowego jednoczenia się w obliczu poważnych problemów i dramatów. Opozycja próbuje też grać przy okazji kryzysu, na nucie antyklerykalnej. Wprawdzie media systematycznie uderzające w obecny układ władzy znów raptownie „spobożniały” decydując się na transmitowanie niedzielnej Mszy świętej, to jednak pozorom tym towarzyszyła ich gwałtowna presja na zamykanie katolickich świątyń. To swego rodzaju nowy etap w permanentnej antykościelnej kampanii – wierzący duchowni i świeccy, oprócz ponoszenia wyłącznej odpowiedzialności za zbrodnie pedofilskie, dzisiaj stają się głównymi „winnymi” ewentualnej pandemii.
Polityczna diagnoza nastrojów społecznych odnosić się jednak musi do stanu rzeczy na tę chwilę a sytuacja będzie się zmieniać, i to dynamicznie. Rządzący, słusznie dążąc do uspokajania atmosfery, rysują przed rodakami perspektywę zaledwie dwu- lub co najwyżej kilkutygodniowego „średniego postu” od normalnego życia – swobodnego przemieszczania się, pracy w biurach, otwartych szkół, uczelni, lokali gastronomicznych i rozrywkowych, kościołów.
Niestety, niewiele jednak wskazuje, że mamy do czynienia z krótkotrwałym stanem rzeczy. Wirus z Wuhan, oprócz organizmów ludzkich, uderza bowiem rykoszetem w gospodarkę, której wiele gałęzi za chwilę odczuwać będzie poważne problemy. Wielce prawdopodobną perspektywą jest szybki wzrost cen i bezrobocia oraz inflacja.
Już teraz nietrudno zauważyć, że obecnej narodowej mobilizacji towarzyszy społeczne napięcie związane z nadzwyczajną sytuacją. Jest ono wciąż bardzo łagodne, gdyż władze i służby zareagowały w sposób zgodnie uznawany za właściwy. Wciąż sprzyjają też niezłym nastrojom statystyki towarzyszące epidemii. Stosunkowo niskie liczby zachorowań i zgonów w porównaniu z innymi państwami pozwalają żywić uzasadnione nadzieje, że nawet nasz ogromnie zbiurokratyzowany, niewydolny, działający jeszcze głównie dzięki ofiarnemu personelowi medycznemu system służby zdrowia zdoła stłumić zagrożenie epidemii totalnej. Dobrze postrzegany jest w naszym kraju zwłaszcza kontrast sytuacji nad Wisłą względem Hiszpanii, Francji, Włoch czy Wielkiej Brytanii. Rządzące tam, zorientowane bardziej na lewo gabinety być może nie obawiają się pro-eugenicznego potencjału Covid-19 (może nawet spoglądają na wirus z jakąś nadzieją, uwarunkowaną stanem państwowych systemów ubezpieczeń społecznych). Faktem jest, że z państw zachodnich po raz kolejny (podobnie jak, niestety na wyrost, w odniesieniu do polityki imigracyjnej Polski) docierają do naszego kraju donośne wyrazy uznania.
Co zatem z wyborami?
W ostatnich dniach sztaby opozycyjnych kandydatów domagały się ich przesunięcia, ze względu na oczywistą dysproporcję sił w trakcie kampanii. Rządzący znaleźli się w swego rodzaju pułapce. Czas nie będzie grał na ich korzyść a „narodowej kwarantanny” i nieustannych nacisków na to, by Polacy unikali wychodzenia z domów nie da się pogodzić z powszechnym wezwaniem do urn. Władze mogą więc ogłosić stan wyjątkowy – na maksymalnie 3 miesiące – co wiąże się z przesunięciem terminu wyborów na wspomniany okres plus kolejne 90 dni. Rozwiązanie tego dylematu wygląda na jedno z najpoważniejszych obecnych wyzwań stojących przed Zjednoczoną Prawicą.
Roman Motoła
Polecamy także nasz e-tygodnik.
Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.