3 grudnia 2020

Fekalia, gluty i przemoc. Jakie zabawki oferuje się naszym dzieciom?

(Zdjęcie ilustracyjne źródło: pixabay.com)

„Czy chciałbym pan, żeby pana dziecko bawiło się ekskrementami?” – to pytanie w trochę mniej parlamentarnych słowach zadał kilka lat temu do prowadzącego program „Tak czy nie” na antenie Polsat News Robert Tekieli. Chodziło o laleczki Monster High, czyli upiorne i obrzydliwe zabawki, które były żeńskimi odpowiednikami wampirów i innych potworów. Ich „zaletą” było to, że na przykład dziecko mogło ułożyć je do snu w… małej trumience dołączonej do zestawu. Dzisiaj groza, brzydota i obrzydliwość wśród zabawek są na porządku dziennym, z tą różnicą, że dzieci mogą dosłownie bawić się rzeczami przypominającymi i stylizowanymi na ekskrementy bądź „produkującymi” tego typu „gadżety”.

 

Dyskusja, która miała miejsce na antenie Polsat News, dotyczyła zagrożeń duchowych. Przyczynkiem do podjęcia takiego tematu była oferta sprzedaży przez jedną z sieci supermarketów sera z koziego mleka za 6,66 zł. Cytowany przez stację egzorcysta ks. Grzegorz Daroszewski podkreślił, że „reklama ta jest prowokacją raczej nieprzypadkową. Nawiązuje do symboliki biblijnej, gdzie liczba 666 jest liczbą bestii, czyli diabła, a kozioł jest symbolem zła i antytezą Jezusa jako Baranka”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat innych zagrożeń duchowych, takich jak obrzydliwe zabawki. – Czy pan sobie wyobraża, że czteroletnie dziewczynki bawią się truposzami, wilkołakami i układają je do snu w trumienkach? Dziecko na obrzydliwość, na coś zgniłego, martwego zazwyczaj reaguje obrzydzeniem. A tutaj, w przypadku lalek Monster High, dziecko na obrzydliwość reaguje pozytywnie, jak na coś dobrego i atrakcyjnego. Czy pan chciałby, żeby pana dziecko bawiło się ekskrementami? Te lalki czynią dokładnie to samo z duszą dziecka, co z jego rękoma czynią ekskrementy. Dziecko nie zachoruje od razu na ciężką chorobę, ale być może za którymś razem się struje – tłumaczył wówczas Robert Tekieli.

 

Obecnie lalki Monster High nie są tak popularne jak kiedyś. Na rynku pojawiło się jednak wiele innych zabawek, które nie dość, że stanowią zagrożenie duchowe, to w dodatku są wstrętne, paskudne i mogą z miejsca wywoływać odruch wymiotny. Przedstawia się je jednak jako rzecz śmieszną, fajną oraz jako coś, co musi mieć każde dziecko.

 

Jednym z takich przykładów jest zabawka przypominająca różowego ptaka z długą szyją. Powtarza ona po dziecku to, co ono powie, a także tańczy i… wypróżnia się do toalety. Aby to zrobiła, należy zabawkę najpierw nakarmić odpowiednim specyfikiem, który jest w zestawie, a następnie posadzić go na specjalnej ubikacji, aby mógł zrobić, co ma do zrobienia. Żeby tego było mało – zawartość pojemnika, którą chwilę wcześniej wydaliła zabawka, dostępna jest ponownie poprzez przelanie jej przez odpowiednie sitko. Uzyskany w ten sposób „produkt” można znowu dać do „zjedzenia” różowemu ptakowi. „Czy pan chciałby, żeby pana dziecko bawiło się ekskrementami?”. Patrząc na zainteresowanie, jakim cieszy się zabawka można odnieść wrażenie, że wielu rodziców nie ma nic przeciwko.

 

Do niedawna popularnością cieszyły się również inne „fekalne produkty”. Na przykład gra polegająca na „rodzinnym spacerze po macie, na której znajdują się psie kupy”. Przeszkody można było własnoręcznie zainstalować dzięki dołączonym do zestawu substancjom barwy brązowej. Zamysł gry polegał na tym, że wdepnięcie przez któregoś członka rodziny w ekskrementy miał wywoływać „salwy śmiechu”. Zapytajmy ponownie za cytowanym już publicystą: „Czy pan chciałby, żeby pana dziecko bawiło się ekskrementami?”.

 

To jednak nic w porównaniu z innym „fekalnym hitem”, którym była gra polegająca na… łapaniu plastikowej figurki przypominającej stolec. „UWAGA, Złap mnie”, „Naciskaj przepychacz i złap ją przed innymi”, „Sedes w zestawie” – to tylko niektóre z haseł, jakie można przeczytać na opakowaniu produktu. W skrócie: „zabawa” polega na „udrażnianiu toalety”, z której w każdej chwili może „wyskoczyć kupa”. Ten kto ją złapie otrzymuje żeton, a jeśli zrobi to w locie, to nawet dodatkowe punkty. „Czy pan chciałby, żeby pana dziecko bawiło się ekskrementami?”. Patrząc na dość dużą popularność tej „gry” można powiedzieć, że niektórzy rodzice chętnie odpowiedzą twierdząco.

 

„Fekalne zabawki” to nie wszystko. Rodzice mogą zakupić dla dzieci również „lalki”, które są głośniejsze i szczęśliwsze z każdym zadanym im uderzeniem, rzuceniem o ścianę bądź podłogę, bądź lalki, które można wykąpać w misce dla psa… Flamastry, które wydzielają specyficzne zapachy, np. brudnych skarpet bądź wymiocin… Figurki, którym wyciąga się gluty z nosa… Szkaradna kreatywność producentów zdaje się nie mieć granic.

 

Kiedy byłem dzieckiem, to bawiłem się samochodzikami, klockami i maskotkami. Nie zapomnę, jak bardzo się cieszyłem, kiedy dostałem pod choinkę figurki zwierzątek z ZOO lub kiedy rodzice kupili dla mnie i moich braci po wiatraczku na parafialnym odpuście. W porównaniu z tym, co dzisiaj jest reklamowane bądź znajduje się na najlepszych miejscach na sklepowych półkach, na większości dzieci z pewnością nie zrobiłoby to dobrego wrażenia. Dzisiaj w cenie są jak widać sztuczne fekalia, gluty i przemoc.

 

Nieważne, jaki wpływ może to mieć teraz bądź w przyszłości na dziecko. Nieważne, że coś, co powinno być postrzegane jako obrzydlistwo, jest promowane i sprzedawane jako fajna i wesoła zabawa. Najważniejsze, żeby dziecko się cieszyło, a to, że kiedy dorośnie, ekskrementy będą jednym z najczęściej poruszanych przez nie tematów, to sprawa drugorzędna. Liczy się tu i teraz. Wielu rodziców twierdzi zresztą, że od wychowywania jest szkoła. Jeśli więc coś pójdzie nie tak, winni będą  nauczyciele, a nie rodzice, którzy wykorzystują fekalia w kształtowaniu postawy, zachowania i psychiki dziecka.

 

TK

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(13)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie