Kiedy w kościele zaczynają śpiewać Boże, coś Polskę, czuję się niezręcznie. Dawniej niestrudzenie zdzierałem sobie gardło, przed ołtarz Boży zanosząc błaganie: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie. Dziś słyszę wokół: Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie. Udaję więc, że zapomniałem słów pieśni, i milczę. Nie żebym miał coś przeciwko upraszaniu błogosławieństwa Bożego dla naszej Ojczyzny, wręcz przeciwnie: uważam, że godnym i sprawiedliwym, słusznym i zbawiennym jest prosić Pana, by jej błogosławił, strzegł na wszystkich jej drogach, by rozpromienił nad nią swe oblicze i obdarzył ją swoim pokojem. Tylko że po prostu brak mi pewności, czy moja Ojczyzna jest faktycznie wolna.
Nie może być ten kraj wolnym, gdzie człowiek jest niewolnikiem – zauważył trzeźwo marszałek Sejmu Wielkiego Stanisław Małachowski. Racja. Kraj to przecież przede wszystkim zamieszkujący jego terytorium naród – czyli najprościej rzecz ujmując: ludzie. Czy może się nazywać wolnym kraj, w którym ludzie nie cieszą się wolnością? W którym nie jest im dane uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych (Rz 8, 21)?
Przeciętnemu Polakowi niedaleko do niewolnika. Albo – jak kto woli – pańszczyźnianego. Lub też proletariusza. Ów starorzymski termin wydaje się najtrafniej nas określać. Proletarius oznacza bowiem osobę, która nie posiada nic oprócz dzieci (proles – potomstwo).
Wesprzyj nas już teraz!
Bo cóż ma przeciętny Polak? Kredyt, który będzie spłacał przez większość życia (i to wzięty nie na rozruch interesu mającego przynieść dochód jego rodzinie, tylko na dobro pierwszej potrzeby – miejsce do życia), pracę nie na swoim, rosnące opłaty eksploatacyjne i marną przyszłość na głodowej emeryturze.
A jaką wolnością cieszy się przeciętny Polak? Ekonomiczną? Wolne żarty! Państwo odbiera mu sześćdziesiąt procent ciężko wypracowanych środków. Jego gospodarczą inicjatywę hamuje milion absurdalnych rozporządzeń. Ot, i tyle wolności.
W sferze swobody osobistej wcale nie jest lepiej. Nie wolno nawet decydować o własnej przyszłości, bo tę żelazną pięścią dzierży ZUS. Proces wychowania i edukacji dzieci kontrolują instytucje państwowe. A spis powszechny – czyż to nie najlepszy dowód, że obywatel nie ma prawa do prywatności (a już na pewno – do sekretu)? Ot, i tyle wolności.
Nawet wolność religijna zaczyna się poważnie kurczyć. Za sprzeciw sumienia wobec publicznej promocji grzechu wołającego o pomstę do Nieba łatwo wylecieć z pracy. Funkcjonariusze resortu siłowego gwałcąc eksterytorialność Kościoła katolickiego, wkraczają do świątyń, by liczyć wiernych. Ot, i tyle wolności.
Jak tu się cieszyć wolnością w kraju, w którym obywatela karze się za samowolę? W ogóle sam fakt występowania takiego wykroczenia w systemie prawnym na kilometr zalatuje totalitarnym duchem. Na własnej ziemi nie wolno mi zbudować własnego domu, ba, nawet budki na narzędzia (co tam zresztą mówić o budowaniu – okna sobie nie mogę zamurować), bez pozwolenia Wielmożnego Pana Urzędnika. Ot, i tyle wolności.
Polak, który chce sprzedać pozostający jeszcze w jego posiadaniu kawałek lasu innemu Polakowi, najpierw musi zapytać o zgodę Lasy Państwowe. Ot, i tyle wolności.
A jeśliby – nie daj Boże, bo to dopiero kłopot! – na czyimś poletku wystrzelił w górę strumień ropy naftowej (w wolnym świecie zapowiedź dobrobytu na wiele pokoleń), niech się czym prędzej z tegoż poletka wynosi, bo w Rzeczypospolitej Polskiej własność górnicza, do której zalicza się ropę, należy do skarbu państwa, a samo poletko starosta bez wahania wywłaszczy, uznawszy kopalinę za istotną z punktu widzenia dobra publicznego. Ot, i tyle wolności.
To tylko kilka pierwszych z brzegu przykładów. I w sumie oklepanych – ale cóż z tego, skoro i tak do mało kogo przemówią.
Polacy nie chcą być wolni – bo w istocie nie wiedzą, co to znaczy. Romantyczno-kolektywistyczna edukacja powszechna (i przymusowa) od pokoleń wtłacza im do głów, że Wolność to Święta Sprawa Dotycząca Najwyższych Imponderabiliów. I dlatego potrafią ją oni postrzegać wyłącznie w kategoriach narodowych, ojczyźnianych, niepodległościowych, a nie ich własnej, prywatnej codzienności. Tymczasem to należało czynić i tamtego nie opuszczać (Łk 11, 42) – jak napomina Pan Jezus faryzeuszów. Ważna jest Wolność, ale i o wolność należy się troszczyć z nie mniejszą pieczołowitością.
A u nas słodko i zaszczytnie jest umierać za Ojczyznę, lecz napicie się wina bez akcyzy to przestępstwo. Pytanie, kto będzie chciał umierać za taką ojczyznę, w której każdy łyk wina wymaga pieczęci fiskusa? Już mało kto chce…
I niczego tu nie zmienia fakt, iż Polska wcale nie stanowi wyjątku w ogólnoświatowym trendzie zniewolenia społeczeństw. Niczego nie tłumaczy.
Tak więc, gdy w kościele zaczynają śpiewać Boże, coś Polskę, nie wiem, co robić. Śpiewać z innymi wbrew sumieniu nie mogę, do ich przekrzykiwania inwokacją: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie, chyba jeszcze nie dojrzałem. Nabieram więc wody w usta i milczę…
Jerzy Wolak