22 stycznia 2022

Uzależnieni. Mit budowania dobrobytu w oparciu o unijne dotacje

Polska płaci dziś ogromną cenę za to, że uwierzyła w mit budowania dobrobytu w oparciu o unijne dotacje.

Decyzję o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej w roku 2004 najczęściej uzasadniano racjami ekonomicznymi. Mając już od roku 1999 zapewnioną ochronę ze strony NATO, nasz kraj szukał przede wszystkim pogłębienia związków z krajami Zachodu w zakresie gospodarczym, pragnąc jak najszybciej dogonić unijnych bogaczy pod względem płac, wielkości PKB i jakości życia. Przedstawiane wówczas symulacje zakładały, że w perspektywie kilku dekad staniemy się tak bogaci, jak nasi zachodni sąsiedzi.

Wielka unijna dywergencja

Wesprzyj nas już teraz!

W dyskusji, czy środki, które do nadrobienia materialnego dystansu oferowała nam Unia, okażą się wystarczające, od początku brakowało niestety przyjęcia odpowiedniej perspektywy. Wchodzące w skład „starej Unii” państwa nie stały się przecież bogate za sprawą utworzonych pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku wspólnot europejskich, lecz były nimi już znacznie wcześniej. Cały Zachód „odskoczył” reszcie świata w ramach zjawiska określanego przez historyków gospodarki mianem Wielkiej Dywergencji, której początków należy doszukiwać się w połowie XIX stulecia. Polska wraz z resztą Europy Środkowej miała w niej ograniczony udział i dlatego nawet na początku XXI wieku pozostaje wciąż krajem wyraźnie mniej zamożnym.

Podstawowy błąd, jaki popełniła polska klasa polityczna, polegał na błędnym założeniu, że nasza rodzima „Wielka Dywergencja” może się dokonać pomimo sięgnięcia po narzędzia zupełnie inne niż te, z których wcześniej korzystał Zachód. W czasie, gdy Europa Zachodnia budowała swój dobrobyt, poszczególne kraje silnie ze sobą konkurowały, przemysł był napędzany paliwami kopalnymi, osłona socjalna miała minimalny charakter; ponadto funkcjonował system kolonialny a trwająca wciąż eksplozja demograficzna pchała gospodarkę ku coraz wyższym osiągom. Wspólnoty europejskie sięgnęły po system dopłat do rolnictwa i innych sektorów na dobrą sprawę dopiero wtedy, gdy wielkie wzbogacenie już się dokonało i umożliwiło prowadzenie nad wyraz rozrzutnej polityki.

Nowe warunki

Gdy Polska wstępowała do Unii Europejskiej, warunki uległy już diametralnej odmianie. Ożywczą konkurencję zastąpiła polityka tworzenia swego rodzaju karteli (tym właśnie była Europejska Wspólnota Węgla i Stali), epoka tanich surowców właśnie zaczęła się kończyć, na całym Zachodzie funkcjonowało już rozbudowane państwo opiekuńcze, a Europa wraz z całym światem wkraczała coraz szybciej na ścieżkę stopniowego wymierania. W tych warunkach trudno było znaleźć jakiekolwiek czynniki, na podstawie których można byłoby oczekiwać szybkiego wzbogacenia Polski. Bogactwo nie roznosi się drogą osmozy, lecz trzeba na nie zapracować przy pomocy twardej politycznej gry, a mimo to błędnie założono, że wystarczy Polskę otworzyć przed zamożnymi sąsiadami i wszystko dokona się samoczynnie.

Ponieważ już od pierwszych lat obecności Polski w Unii Europejskiej stało się jasne, że do żadnej polskiej „Wielkiej Dywergencji” nie dojdzie, wielkie aspiracje społeczne starano się kompensować obfitym deszczem unijnych funduszy. W świetle tej narracji Polska miała się stać bogata za sprawą pieniędzy przekazywanych jej przez bogate państwa. Doszło tym samym do wytworzenia się mechanizmu, który uczynił z naszego kraju „Rzeczpospolitą dotacyjną”, w której ogromna liczba osób została w mniejszym bądź większym zakresie uzależniona od transferów finansowych zarządzanych przez Brukselę. Kolejne rządy bez większej refleksji przymykały oko na ogromną fikcję towarzyszącą wypłacie funduszy, lekceważąc ich długofalowe skutki. Te zaś dały o sobie znać z wielką siłą dopiero kilkanaście lat po akcesji, gdy w wyniku politycznego sporu z polskim rządem Komisja Europejska rozpoczęła politykę jawnego szantażu. Coś, co powinno przysługiwać Polsce automatycznie z racji zawarcia traktatów akcesyjnych, nagle zaczęło podlegać stawianym ad hoc warunkom „przestrzegania samorządności”, uderzającym wprost w polską rację stanu.

Zadany Polsce cios został niestety wymierzony w bardzo czułe miejsce, gdyż europejskie elity doskonale wiedzą, jak wielką siłę politycznego rażenia posiadają unijne dotacje. Choć dysponowane przez Brukselę fundusze w rzeczywistości w znikomym stopniu przekładają się na innowacyjność czy też wzrost poziomu inwestycji, badania opinii publicznej pokazują wciąż, że nawet ponad osiemdziesiąt procent naszych rodaków uważa, iż przyczyniają się one do rozwoju Polski. Po siedemnastu latach obecności w strukturach unijnych okazało się, że polskie społeczeństwo dało się najzwyczajniej w świecie przekupić, nadając unijnym dotacjom status wręcz największej zdobyczy integracji europejskiej.

Jak wielką świętość stanowią unijne fundusze, przekonała się najdobitniej Koalicja Obywatelska, która głosując kilka miesięcy temu za odrzuceniem Krajowego Planu Odbudowy spotkała się z natychmiastowym sondażowym linczem.

Potrzebny dotacyjny detoks

Stosowany przez eurokratów wobec Polski, Węgier oraz innych krajów polityczny szantaż z groźbami wstrzymania dotacji jest bez wątpienia politycznym i gospodarczym majstersztykiem. Uczynienie kolejnego wielkiego kroku w dziele budowy europejskiego superpaństwa w tradycyjny sposób wymagałoby podpisania kolejnego traktatu i przeprowadzenia referendów we wszystkich krajach członkowskich. Ten sam efekt można jednak osiągnąć metodą presji i nacisków, w której groźba wstrzymania wypłaty funduszy wspólnotowych okazuje się nad wyraz skuteczna i zapewniająca jednocześnie znaczne profity. Nie od dziś przecież wiadomo, że znaczna część trafiających do Polski unijnych dotacji płynie później wraz z ich wydatkowaniem z powrotem do Niemiec i innych krajów zachodnich.

Uzależnienie znacznej części polskiego społeczeństwa od unijnych dotacji dokonywało się stopniowo przez wiele lat i jak w przypadku każdego rodzaju uzależnień nie sposób z nim zerwać bez odpowiednich kosztów. Wielka Brytania, która opuściła Unię w roku 2020 i tym samym zrezygnowała z dopłat dla rolników, wprowadziła kilkuletni okres przejściowy, po zakończeniu którego zostaną one zredukowane do znacznie niższego poziomu. Środki zastosowane przez Brytyjczyków wskazują tym samym drogę, którą wcześniej czy później powinna podążyć Polska, jeśli obecnemu rządowi naprawdę zależy na ocaleniu suwerenności i zbudowaniu trwałych podstaw dobrobytu. Szanse na realizację takiego scenariusza wydają się póki co, niestety, niewielkie, gdyż zaledwie pół roku temu rząd PiS postawił na silny medialny przekaz, w ramach którego szczycił się wywalczeniem 770 miliardów złotych.

Polska tak naprawdę wciąż czeka na swoje wielkie wzbogacenie. Dotychczasowa obecność w Unii Europejskiej pokazała jednak, że nie dokona się ono nigdy w formule forsowanej od dekad przez Brukselę. Trojański koń dotacji prezentował się początkowo jako wspaniały dar dla zubożałych krajów postkomunistycznych, lecz dziś nie można już żywić złudzeń, że okazał się on przede wszystkim narzędziem politycznej kontroli. Im szybciej wygasimy system dotacji, tym większą mamy szansę na rozwój.

 

Jakub Wozinski – publicysta, tłumacz, autor książek, m.in. Dzieje kapitalizmu.

 

Artykuł został opublikowany w 84. numerze dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.

Aby zamówić pismo kliknij TUTAJ

 

84. numer magazynu “Polonia Christiana” jest już dostępny! Odbierz go!

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij