Euforia, jaka zapanowała w większości polskich domów 5 czerwca 1989 roku, kiedy to kolejne komisje wyborcze ogłaszały lokalne wyniki wyborów kontraktowych, to dla wielu Polaków jeden z najważniejszych i jednocześnie najpiękniejszych momentów w życiu. Wygraliśmy!, Pogoniliśmy komunistów!, Odzyskaliśmy Polskę! – to tylko niektóre z dominujących wówczas okrzyków spontanicznej radości. Wszystko miało być inaczej…
Entuzjazm i optymizm prysnęły niczym bańka mydlana już następnego dnia – 6 czerwca 1989 roku o piątej po południu. Rozpoczęła się wtedy konferencja prasowa Komitetu Obywatelskiego, którą prowadził, stojąc na tle flag Polski i „Solidarności”, profesor Bronisław Geremek. Powiedział on wówczas otwarcie, że wyniki wyborów to jedno, ale… pacta sunt servanda. Oznaczało to, że „nasi przedstawiciele” po totalnym zwycięstwie w wyborach kontraktowych zamiast bronić decyzji wyborców postanowili wrócić do ustaleń i paktów zawartych przy kanciastym stole w Magdalence. To one, a nie głos ludu miały stanowić podstawę do transformacji ustrojowej i powstania „nowego państwa polskiego” – III RP.
Wiem, że nic nie wiem
Wesprzyj nas już teraz!
Co tak naprawdę wiemy o negocjacjach między komunistami a „konstruktywną opozycją” w Magdalence? Wiemy, kto brał w nich udział. Wiemy, że dochodziło w ich trakcie do haniebnych toastów wznoszonych przez komunistów i „naszych”. Wiemy, że większość ustaleń została zawarta w kuluarach i były to tak zwane dżentelmeńskie umowy. Czego jednak dotyczyły?
Czy to w Magdalence podjęto decyzję o ewentualnej zmianie ordynacji wyborczej pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborów kontraktowych? Czy to wówczas przekonano Lecha Wałęsę i innych „bohaterów opozycji”, aby w razie niepowodzenia komunistów „Solidarność” wezwała Polaków do wsparcia listy krajowej i zagłosowania na takie persony jak: Czesław Kiszczak, Florian Siwicki, Władysław Baka, Mieczysław Rakowski, Stanisław Ciosek, Stanisław Kania i wielu innych komunistycznych aparatczyków, którzy mieli i mają na swych rękach krew niewinnych?
Czy to w Magdalence zdecydowano, że pierwszym prezydentem tak zwanej wolnej Polski będzie towarzysz generał Wojciech Jaruzelski, a jego najbliżsi współpracownicy będą piastować urzędy ministrów w najważniejszych resortach? Czy to w Magdalence wydano wyrok śmierci na księdza Stefana Niedzielaka, księdza Stanisława Suchowolca i księdza Sylwestera Zycha?
Czy kiedykolwiek poznamy odpowiedzi na te i wiele innych pytań? Biorąc pod uwagę, że trzydzieści lat po wyborach kontraktowych polska scena polityczna wciąż pozostaje zdominowana przez uczestników obrad w Magdalence i ich ideowe dzieci, jest to mało prawdopodobne…
A miało być tak pięknie…
Aby opisać stan, w jakim od trzydziestu lat znajduje się „wolna Polska”, należy się cofnąć do sierpnia roku 1980 i strajku w Stoczni Gdańskiej. Jednym z jego uczestników był opozycjonista Tadeusz Szczudłowski, który spierał się z Bogdanem Borusewiczem o to, jak będzie wyglądała przyszła Polska.
Proponowałem [wspomina Szczudłowski – przyp. aut.], aby na liście żądań umieścić postulat konieczności demokratyzacji ordynacji wyborczej i przeprowadzenia wolnych wyborów do Sejmu i Rad Narodowych. Wniosek mój został przyjęty większością głosów jako punkt nr 23, ale gdy zacząłem dyktować go maszynistce, ostro przeciwstawił się Bogdan Borusewicz. Powiedziałem do niego: „Historia nam tego nie wybaczy, jeśli zabraknie nam odwagi tak ważnej sprawy poruszyć… Wtedy on wykrzyknął: „A może chce Pan jeszcze niepodległości zażądać?!”.
O ile można zrozumieć strach pana Borusewicza w roku 1980 odnośnie do „niepodległej Polski”, o tyle nie można udzielić precyzyjnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego dziewięć lat później opozycjoniści wspierani przez Polaków, którzy wycięli w pień listę krajową, nadal bali się używania słowa „niepodległość” i podjęcia próby stworzenia prawdziwie wolnej Polski.
Obecnie – trzy dekady po wyborach kontraktowych – sprawa wygląda nieco inaczej. Główna różnica między rokiem 2019 a 1989 polega na tym, że słowa „niepodległość” często się nadużywa i cynicznie je wykorzystuje. Czynią to wszystkie strony sporu politycznego.
Czy jednak Rzeczpospolita Polska jest krajem niepodległym? Ba! Co jest wyznacznikiem niepodległości? To, że kraj zajmuje określone terytorium, ma flagę, hymn i godło? To, że sklepowe półki są pełne? To, że co jakiś czas odbywają się w nim wybory? A może mamy do czynienia z niepodległością reglamentowaną?
Zastanówmy się. Czy w III RP udało się przeprowadzić lustrację i ujawnić wszystkich współpracowników komunistycznej bezpieki? Odpowiedź brzmi NIE – resortowi towarzysze i ich spadkobiercy wciąż odgrywają kluczowe role w polityce, biznesie, wymiarze sprawiedliwości, służbach, mediach, przemyśle rozrywkowym, i tym podobnych.
Czy w III RP udało się skazać komunistycznych aparatczyków za zbrodnie na Polakach w czasie Poznańskiego Czerwca, masakry na Wybrzeżu czy stanu wojennego? Odpowiedź brzmi NIE – jeśli już dochodziło do rozpraw z udziałem zbrodniarzy, to śmiali się oni w twarz swoim ofiarom i ich rodzinom.
Czy w III RP udało się dokonać reprywatyzacji i zwrócić prawowitym właścicielom zagrabiony przez komunistów majątek? Odpowiedź brzmi NIE – działania w tej sprawie zablokował w roku 2001 towarzysz prezydent Aleksander Kwaśniewski. Od tamtej pory wszelkie próby wymierzenia sprawiedliwości w tej sprawie bardzo skutecznie zabija w zarodku… wymiar sprawiedliwości.
Czy w III RP udało się wyeliminować rosyjskie wpływy? Czy udało się przeprowadzić dekomunizację przestrzeni publicznej? Czy udało się wyeliminować obowiązujące od czasów towarzysza Gomułki przepisy prawne? W każdym przypadku odpowiedź brzmi NIE!
I najważniejsze: czy w III RP udało się obronić najsłabszych – dzieci poczęte? Nie dość, że NIE, to jeszcze niektóre siły polityczne postulują, aby „przebić” PRL i wprowadzić tak zwaną aborcję na życzenie, czyli nieograniczone mordowanie nienarodzonych w majestacie prawa i państwa polskiego.
Honor im nie pozwala?
6 czerwca 1989 roku po konferencji prasowej profesora Bronisława Geremka Polacy zorientowali się, że dzieje się coś bardzo złego. Nie wiedzieli jednak, z czym mają do czynienia. Czy była to zdrada, czy też dowód na jakieś gigantyczne zaślepienie przywódców opozycji? A może to efekt specyficznego pojmowania przez nich, czym jest honor?
Jak zwał tak zwał, nie zmienia to jednak faktu, iż w roku 2019 ustalenia podjęte podczas obrad w Magdalence nadal obowiązują, a kolejne wybory dowodzą, że musi jeszcze sporo wody w Wiśle upłynąć, aby nadeszła możliwość przeprowadzenia realnych zmian, dzięki którym ostatecznie uda się przeciąć pępowinę łączącą PRL z III RP. W przeciwnym przypadku mottem III RP nadal będzie ostatnie zdanie z powieści Pożegnanie jesieni Witkacego: Dobrze jest, psiakrew, a kto powie, że nie, to go w mordę.
Tomasz D. Kolanek