Tuż na początku rosyjskiej agresji na Ukrainę w internecie pojawił się prosty i naiwny „przepis” na to jak szybko zakończyć tę wojnę. Jego autorem był pewien młody uczeń. Chodziło o to, by Ukraina poddała się Polsce i tak stała się częścią NATO. A z Sojuszem Putin wojować nie zechce. Dlaczego przywołuję ów przypadek? Bo dziś pojawiają się równie śmiałe głosy nawołujące do stworzenia polsko-ukraińskiego państwa federacyjnego. Jak je zakwalifikować? Odważna decyzja, fikcja polityczna… Osobiście skłaniałbym się tu raczej ku kategorii „obłęd”. Szczególnie, że scenariusz ów stawiany jest w czasie, gdy z Kremla padają m.in. na Warszawę oskarżenia o chęć zagarnięcia (części) Ukrainy.
Jeśli chłodnym okiem spojrzeć na rosyjską agresję na Ukrainę, logicznym wydaje się, że jeżeli nie chcemy brać bezpośredniego udziału w toczącej się potyczce, to w naszym interesie jest, (w pierwszym rzędzie) by Ukraina szybko odparła wroga i wojna się zakończyła. Jeśli jednak ten scenariusz nie jest realny, to rozsądnym jest wiązanie wroga w walkach toczonych poza naszą Ojczyzną.
Z zaprzeczenia tej dewizie przecież brała się krytyka polskich władz, które „wyskoczyły” z pomysłem przekazania Ukrainie myśliwców (a przypomnę, że pojawiały się też dalej idące pomysły, by „Migi” startowały do bojowych misji z terenu Polski).
Wesprzyj nas już teraz!
Co możemy więc robić? Z mocy prawa międzynarodowego i nade wszystko z chrześcijańskiego obowiązku winniśmy wspomóc osoby uciekające przed wojną i dać im schronienie na czas wojny. W tym czasie winniśmy wspierać walczących na froncie obrońców Ukrainy. W jakim zakresie? To szersze pytanie, obejmujące takie zagadnienia jak przekazywanie broni, cięższego uzbrojenia, czołgów czy wreszcie samolotów. Jedno jest pewne – pomagając nie możemy zaszkodzić swojemu bezpieczeństwu – bo pamiętajmy, że sąsiadujemy z Rosją. I choć należymy do NATO, jesteśmy na celowniku. Pomoc Sojuszu… Cóż. Może i nadejdzie… A może nie. Co wówczas?
Zatem: pomagamy. Nie czas i miejsce, by oceniać jak. Zdarzy się, że Ukraińcy poklepią nas po plecach i powiedzą kilka ciepłych słów o „siostrzeństwie”, zdobędą się na gest – jak choćby z odsłonięciem lwów na Cmentarzu Orląt… Wszystko to nad Wisłą odbierane jest jako przełamanie we wzajemnych stosunkach. I wydaje się niektórym, że teraz to już wszystko zostanie załatwione. Sprawy rzezi na Kresach Wschodnich zostaną sprawiedliwie ocenione, karty historii wspólnie zapisane, nieznane groby odnalezione, szczątki Polaków godnie pochowane, a Banderowcy zostaną potępieni i przestaną być ukraińskimi bohaterami… Czyżby?
Owszem, otwarcie polsko-ukraińskie trzeba wykorzystać do odnowienia wzajemnych relacji. Szczególnie, że ponosimy jego olbrzymie koszty w postaci pomocy humanitarnej, militarnej, socjalnej… Szkoda byłoby zmarnować ten wysiłek. Ale nie bądźmy naiwni! Czyli jacy?
Marek Budzisz na łamach wPolityce.pl opisując sto dni rosyjskiej wojny na Ukrainie pozwolił sobie na sformułowanie tezy, by już teraz zadbać o przyszłości Polski i Ukrainy i „zacząć myśleć o deklaracji ideowej zapowiadającej powołanie polsko – ukraińskiego państwa federacyjnego”.
Podstawą ma być obecne polskie szerokie zaangażowanie na Ukrainie i pozycja Polski w tym napadniętym przez Kreml państwie. Na czym owa pozycja polega? Marek Budzisz uważa, że „jest ona budowana dzięki zaangażowaniu wojskowemu i politycznemu. To nie gospodarka, sprawność negocjacyjna, z pewnością też nie siła kapitałowa, wpływa na to, że wielu przedstawicieli polskiej opinii publicznej, w tym i ja, jest zdania, że na naszych oczach następują zmiany o charakterze historycznym, a może nawet epokowym. I to nasza polityka, determinacja i odwaga działania zdecydują czy będziemy mieć do czynienia z trendem trwałym, czy tylko ważnym i korzystnym, ale przejściowym wzmożeniem czasu wojny”.
Autor owej myśli uważa zatem, że potrzebne są „odważne decyzje, wytyczające linię naszych działań na dziesięciolecia. Tak jak w maju 1950 Robert Schumann i Jean Monnet opracowali plan polityczny, który siedem lat później doprowadził do powstania pierwszych organizacji dających początek Unii Europejskiej, tak i my winniśmy zacząć myśleć o deklaracji ideowej zapowiadającej powołanie polsko – ukraińskiego państwa federacyjnego, które może ziścić się za lat 10, ale już dziś powinno porządkować naszą i ukraińską politykę, także – co jest zdecydowanie ważniejsze – to, jak nasze narody myślą o sobie nawzajem”.
Pozwolę odciąć się od tak skonstruowanej myśli. Przede wszystkim jej formowanie w czasie, w którym propaganda kremlowska wikła Zachód i literalnie Polskę w spisek, który polegać ma na grze na wchłonięcie Ukrainy, a przynajmniej jej zachodniej części, jest nieodpowiedzialne. Tego rodzaju głosy to nic innego jak gotowa odpowiedź dla Moskwy na pytanie – powtarzane jak mantra (w innym kontekście) przez jednego z polskich polityków – „A ma Pan dowód?”.
Po wtóre założenie, że wdzięczność wyrażana przez polityków, czy urzędników państwa toczącego właśnie wojnę obronną, jest całkowicie szczera, jest dość naiwne. Obserwując choćby tylko przemówienia prezydenta Ukrainy z czasu wojny nietrudno zauważyć, że wie co, gdzie i komu powiedzieć, by uderzyć w tkliwą nutę, licząc na osiągnięcie oczekiwanej pomocy. I nie jest to głos krytyki – bo tak działać winien sprawny polityk. Przestrzegam jednak przed nadmiernym optymizmem w interpretacji politycznych gestów Ukrainy. Wdzięczność polityka zależna jest od aktualnej koniunktury, układu sił i wymiernych korzyści, zatem liczona jest inną miarą niż słowa „przeciętnego Ukraińca” dotkniętego wojną, który znalazł schronienie w Polsce.
I jeszcze łyk historii. Spójrzmy na wywołanych już Schumanna i Monneta. Czy ich idea Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali powstawała w warunkach wojny? Czy zawiązanie takiej współpracy obarczone było ryzykiem rosyjskiej agresji? Przyjmuję, że tu chodzi o przyszłość. Sądzę jednak, że Putina i jego doradców będzie to niewiele obchodziło. Pamiętajmy jaki jest pretekst rosyjskiej agresji i jakie są oczekiwania Kremla… W skrócie przypomnę zagadnienia: Ukraina, UE, NATO… A teraz – kiedy toczą się walki, a ich wynik może być dla nas rozczarowujący – nagle wyciągamy z kapelusza ideę federacji… Pozostanę przy swoim. To obłęd!
Marcin Austyn