Nowy właściciel platformy społecznościowej dotrzymał słowa, ujawniając część „akt Twittera”, a więc wewnętrznej korespondencji dokumentującej akty cenzury dokonywane we współpracy z Partią Demokratyczną i osobami odpowiedzialnymi za kampanię prezydencką Joe Bidena.
Jakiś czas temu Elon Musk przeprowadził na Twitterze ankietę z pytaniem, czy wewnętrzna dokumentacja firmy świadcząca o prowadzeniu cenzury wobec przeciwników politycznych oraz „banowania” kont uznanych za niepoprawne ma zostać ujawniona. Przeważająca większość użytkowników odpowiedział „tak”, wobec czego ekscentryczny miliarder polecił swojemu zespołowi opracowanie stosownych danych.
Fragmenty korespondencji wraz z narracją tłumaczącą „co i jak” (w sumie w 33 wątkach) opublikował jeden z pracowników Twittera, po czym gotowy wpis został udostępniony przez Muska:
Wesprzyj nas już teraz!
Here we go!! 🍿🍿 https://t.co/eILK9f3bAm
— Elon Musk (@elonmusk) December 2, 2022
Jak podsumowuje Matt Taibbi, przed kampanią prezydencką 2020 roku do kadry zarządzającej Twittera napływały e-maile od osób sytuowanych w otoczeniu Partii Demokratycznej, które „zaczęły zwracać się do firmy o manipulowanie wypowiedziami: najpierw trochę, potem częściej, a w końcu stale”.
„Do roku 2020 prośby powiązanych decydentów o usunięcie tweetów były rutyną. Jeden dyrektor pisał do drugiego: Więcej do przeglądu od zespołu Bidena. Po czym przychodziła odpowiedź: Załatwione” – relacjonuje pracownik, któremu Musk zlecił upublicznienie kompromitujących materiałów, świadczących o wpływaniu na wyniki wyborów poprzez cenzurowanie niewygodnych treści.
Wśród ujawnionych danych są również te dotyczące tuszowania przez zarząd Twittera sprawy tzw. „laptopa z piekła”, czyli komputera syna Joe Bidena, Huntera, na którym podczas serwisowania znaleziono materiały świadczące o niemoralnym stylu życia i korupcyjnych powiązaniach klanu Bidenów. Twitter wyciszał wówczas artykuł na ten temat opublikowany w „New York Timesie” oraz liczne wpisy użytkowników, którzy chcieli, by sprawa ujrzała światło dzienne.
W tej sprawie kierownictwo platformy działało wyjątkowo bezwzględnie. „Twitter podjął nadzwyczajne kroki, aby ukryć historię, usuwając linki i publikując ostrzeżenia, że może to być niebezpieczne. Zablokowali nawet transmisję za pośrednictwem wiadomości prywatnej, korzystając z narzędzia dotychczas zarezerwowanego dla skrajnych przypadków, np. pornografii dziecięcej” – czytamy. Jednocześnie pracownik Elona Muska dodaje, że akurat w tej sprawie kierownictwo było bardziej dyskretne i nie odnaleziono dowodów na bezpośrednie polecenie ze strony władz Partii Demokratycznej. Niemniej decyzja została podjęta na szczeblach kierowniczych.
Taibbi wprost przyznaje, że z firma była „obsadzona przez ludzi o jednej orientacji politycznej”, którzy z chęcią przyjmowali wszelkie zgłoszenia od członków Partii Demokratycznej i usłużnie wykonywali polecenia usuwania materiałów świadczących na jej niekorzyść.
Kolejną historią opisaną w cyklu wpisów jest zablokowanie rzeczniczki Białego Domu za prezydentury Trumpa, Kaleigh McEnany, co jedna z dyrektorów Twittera tłumaczyła rzekomym naruszeniem zasad platformy w kwestii „zhakowanych materiałów”, cokolwiek miałoby to znaczyć. Jak opisuje Matt Taibbi, w samym zespole komentowano tę grubymi nićmi szytą intrygę, o której jeden z pracowników napisał: „Hakerstwo było wymówką, ale w ciągu kilku godzin prawie wszyscy zdali sobie sprawę, że to się nie utrzyma. Ale nikt nie miał odwagi, by to odwrócić”.
Źródło: lifesitenews.com
FO