Przyjmowanie rozwiązań „klimatycznych” opartych tylko na szczątkowej analizie danych, oderwanie od rzeczywistych problemów, a w efekcie obranie kursu zmierzającego do wielkiej ekonomicznej katastrofy Europy… Liberalne medium dostrzegło błędy unijnej polityki klimatycznej, porównując ją do czegoś na kształt chińskiego „zero Covid”. „Jednak może ona zaowocować większą klęską niż obecna – cicha kapitulacja Pekinu” – czytamy na dziennik.pl. Skąd to otrzeźwienie? Czy oznacza ono jedynie „błąd w systemie” czy jest sygnałem do rzeczywistej zmiany postrzegania i rozwiązywania problemów współczesnego świata?
Sporo czasu musiało upłynąć, by chiński model walki z Covid-19, kopiowany w łagodniejszej formie na cały świat, mógł być otwarcie skrytykowany. Dziś już można. Nie dziwi zatem, że i w serwisie dziennik.pl na polityce „zero Covid” nie pozostawia się suchej nitki („UE przed sztormem, czyli prawie jak chińskie zero COVID… Idzie katastrofa [Felieton]).
Przeczytamy więc o metodach totalitarnego państwa, o jego porażce, czyli ugięciu się pod presją opinii publicznej i nie tylko. Dziś, jak czytamy, „chińskie społeczeństwo będzie musiało przejść wszystko to, czego ludzie w Europie i na innych kontynentach doświadczyli wcześniej. A na dokładkę wymęczono je restrykcjami niespotykanymi nigdzie indziej. Jednocześnie chińską gospodarkę, po wstrząsach związanych z lockdownami czekają teraz zawirowania, jakie niesie ze sobą kumulacja zachorowań”.
Wesprzyj nas już teraz!
Ciekawe są wnioski. Otóż bowiem Chiny wpadły w pułapkę, którą same zastawiły. Miała wprawdzie ona okiełznać wirusa, ale obrano metody podyktowane wyłącznie przez wirusologów i epidemiologów. Zabrakło myślenia interdyscyplinarnego, logicznego. Takiego zresztą, do jakiego portal PCh24.pl zachęcał od początku walki z tzw. pandemią.
Wedle serwisu dziennik.pl dziś rządzący „idą na łatwiznę i podejmując decyzje, biorą pod uwagę wąskie wycinki wiedzy. Najlepiej te, które z różnych politycznych względów najbardziej im pasują”. Ale jak to się ma do polityki klimatycznej? Otóż medium uważa, że Europa popełnia dziś ów chiński błąd podejmując walkę z wiatrakami… przepraszam… ze zmianami klimatu. Dziennik.pl dostrzega, że działania zostały skupione wokół redukcji CO2 i metanu. I tylko to się liczy. Bez względu na ponoszone koszty i okoliczności. „Najprostszą odpowiedzią na zagrożenie jest gwałtowana redukcja emisji obu gazów cieplarnianych, za sprawą przebudowania funkcjonowania całego społeczeństwa” – czytamy.
I przed tym PCh24.pl przestrzega od dawna, punktując – najogólniej rzecz ujmując – ideologię klimatyzmu. Ów błąd dostrzega Dziennik i krytycznie ocenia opieranie szeroko zakrojonych działań „klimatycznych” na wąskiej dziedzinie wiedzy. I wymienia oczekiwane przez klimatystów zmiany: samoograniczenie, wyższe ceny energii, mniejsza mobilność, rezygnacja z mięsa i powszechne zaciskanie pasa…
I gdyby to wszystko jeszcze „uratowało planetę”… Ale tak nie jest. I to dostrzega medium. Cały bowiem pakiet wyrzeczeń nie sprawi, że światowa emisja gazów uznawanych za szkodliwe się zmniejszy. Co więcej, w czasie, gdy Europa czyni wyrzeczenia, świat „robi swoje” i buduje bogactwo. Uznaje bowiem, że do walki trzeba się najpierw dobrze przygotować, by mieć jak walczyć.
Europa idzie w innym kierunku. Chce szybko redukować emisje bazując na – tylko – przekonaniu, że zielone inwestycje zapewnią nam dobrą przyszłość. Zaś polityka unijna w tym zakresie „zarazi” świat „troską o klimat” i wszyscy będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Tyle tylko, że są to marzenia unijnych decydentów zmieszane z wizjami „klimatystów”. „Owe plany stworzono bez baczenia na ogromne zagrożenia, widoczne jeśli spojrzy się na całą rzecz przez pryzmat: ekonomii, socjologii, psychologii i wielu innych dziedzin wiedzy, aż po realne możliwości technologiczne. Takie spojrzenia generuje bowiem mnóstwo pytań. Każe z nich można zacząć od słów – a co jeśli” – zauważa dziennik.pl.
I wylicza całą listę wątpliwości i zagrożeń – od ucieczki przemysłu z Europy z drogą energią, poprzez bunty społeczne spowodowane ubożeniem, odwróceniem się świata od Europy z powodu zaporowych ceł i wyrzucenie jej z światowego gospodarczego krwiobiegu. To także pytania o możliwości techniczne gromadzenia energii odnawialnej, o technologię wodorową czy o elektromobilność, która byłaby w stanie zastąpić współczesne możliwości podróżowania…
Sumując owe wątpliwości – może zdarzyć się tak, że tak budowany ów nowy, wspaniały świat nie zaistnieje. A to wcześniej czy później będzie oznaczało bunt społeczny i zmianę u sterów… i „nowe porządki”. Jaką będą miały twarz? Czy będą podlegały regułom logiki?
W ocenie „Dziennika”, UE obrała kurs i nie widać, by chciała z niego zrezygnować. Wskazuje jeszcze na „bezpieczniki” – czyli lokalne powstrzymywacze złych zmian. Tyle, że w przypadku polityki klimatycznej poczynione szkody mogą okazać się nie do zatrzymania i nie do naprawienia.
A co z „globalnym ociepleniem”? Jak czytamy, „cudu nie będzie” i gigantyczne przemiany (wojny, migracje, anomalie klimatyczne) są nieuniknione. Pozostaje więc pytanie jak jesteśmy na nie przygotowani. I tu medium nie ma dobrych prognoz. Porównuje bowiem działania UE do skierowania statku w sam środek sztormu. Statku, na którym panuje wielki bałagan, nieład, nie ma zarządzania, zaś załoga zajmuje się szorowaniem pokładu, miast zabezpieczeniem ożaglowania. Stary Kontynent skazuje się na katastrofę, na samozagładę w imię dobra ludzkości. „Zupełnie odwrotnie niż USA, czy Chiny, gdzie już wyraźnie na pierwszy miejscu stawia się przygotowania do sztormu, a dopiero potem redukowanie emisji gazów cieplarnianych” – konkluduje dziennik.pl.
Tekst, co warto zauważyć, punktuje wiele błędów polityki klimatycznej, dotąd jakoś niedostrzeganych w tzw. mainstreamie. To rodzi pytania o to dlaczego taki materiał pojawił się w liberalnej przestrzeni medialnej? Czy rewolucja poszła zbyt szybko i społeczeństwa nie są gotowe (jeszcze) do zamrodyzmu w imię klimatu? Czy to jednak obawa, a może i przestroga, przez scenariuszem utraty kontroli? A może to apel o spowolnienie bolesnych zmian? Czyżby rewolucja szła zbyt szybko i na ów rozpędzony pociąg nie łapią się już nawet jej dotychczasowi zwolennicy? A może plan wprowadzania nowego światowego ładu nie został dobrze zrozumiany? Być może owa ilość niuansów, poziom skomplikowania zaplanowanych operacji „naprawy świata” jest zbyt wielki i wywołuje podziały między jego zwolennikami? Cóż… Każda z opcji daje szansę na spowolnienie rewolucyjnych zmian – a gdy sojusznicy się kłócą i sypią, łatwiej będzie zatrzymać to szaleństwo.
Marcin Austyn
Zobacz także: