Szerokim echem medialnym odbił się przygotowany przez serwis weekend.gazeta.pl reportaż pt. Praca jak każda inna. „Bardzo bym sobie życzyła, żeby oddemonizować ten sex work w Polsce”. Jako że publikacja ta wywołała falę krytyki zarówno w prawicowych mediach, jak i w środowiskach liberalnych, a także wśród użytkowników mediów społecznościowych, redakcja postanowiła odnieść się do sformułowanych zastrzeżeń w tekście pt. „Mam seksualność i mogę na niej zarabiać”. Taka kobieta przeraża. Warto bardziej szczegółowo zapoznać się z tymi materiałami, by lepiej móc pojąc, o co w istocie toczy się bój.
Czy prostytucja to praca jak każda inna? Niezależnie, który ze wspomnianych tekstów weźmiemy pod lupę, łączy je jedna sprawa – potrzeba uzyskania przez wykonujące ją osoby podstawowych praw. By postulat ten mógł się ziścić, należy przekonać opinię publiczną, że pracownicy branży usług seksualnych to nie tylko osoby przymuszone sytuacją ekonomiczną, ale też takie, które z własnej woli trudnią się nierządem i czerpią z niego zarówno zyski, jak i przyjemność. Wszystkim należałoby zapewnić równy, jak w przypadku innych profesji, dostęp do „wymiaru sprawiedliwości, zaplecza socjalnego i praw pracowniczych”. I choć, co wprost wynika z przywołanych materiałów, prostytucja nie jest pracą „jak każda inna” z racji zasygnalizowanych nierówności, to ma się w społecznym przekonaniu taką stać.
O tym, że sex working różni się wyraźnie od innych zajęć, mówią nam bohaterki reportażu pt. „Praca jak każda inna…” Oferowane usługi, takie jak GFE i PSE (GFE oznacza Girlfriend Experience – spotkanie jak z dziewczyną, podczas którego najważniejsza jest bliskość i namiętność, PSE to Pornstar Experience, seks i fetysze), a także ich cena znacząco odbiegają od obowiązków zawodowych i płac pracowników innych branż. Mimo tych różnic, okazuje się, że w seks-biznesie spotkać można panie, które trudno byłoby podejrzewać o świadczenie tego typu usług. Wśród wypowiadających się dla weekend.gazeta.pl seksualnych pracownic znajdujemy studentkę lingwistyki stosowanej, chemii, a nawet absolwentkę studiów prawniczych. Przykłady te pokazują, że dla niektórych kobiet prostytucja może być „pracą jak każda inna”. Czytelnik odnieść może nawet wrażenie, że „profesją” tą skłonna jest zająć się każda kobieta, skoro wchodzą w nią osoby, które z racji swoich umiejętności mogłyby spokojnie znaleźć zatrudnienie w innych miejscach.
Wesprzyj nas już teraz!
Kluczem do zrozumienia tego fenomenu jest łatwy i nierzadko wyskoki zarobek. Mówią o tym przepytywane przez redaktora wspomnianego serwisu „panie do towarzystwa”.
„Teraz w dzień może zarobić tyle, ile przez miesiąc w banku. To, że nie musi płacić podatków, bardzo jej pasuje. – Ja naprawdę współczuję tym biednym przedsiębiorcom, którzy oddają połowę zarobków złodziejskiemu państwu” – przekonywała Ola.
Z relacji bohaterek reportażu wynika jednoznacznie, że chodzi w tym wszystkim o dobry dochód, ale pojawiają się też akcenty wskazujące na potrzebę realizowania jeszcze innych potrzeb. Na przykład, dla niejakiej „Joanny Plum” ważne jest wykazywanie się charakterystycznymi dla niej kompetencjami. Jak mówiła, „Uwielbiam ludzi. Uważam, że w każdym można znaleźć coś wyjątkowego. I bardzo bym sobie życzyła, żeby oddemonizować ten sex work w Polsce”. Życzenie to wynika z satysfakcji wykonywanej pracy polegającej na przynoszeniu radości innym. Radość tkwi nie tylko w zaspokojeniu przez drugą stronę potrzeb fizycznych, ale też w naturalnej dla wielu ludzi potrzebie bliskości wyrażającej się w rozmowie oraz wspólnym spędzaniu czasu.
Bywa, że kobiety odkrywają w sobie chęć wejścia w świat seks-biznesu, ponieważ domaga się tego ich fizyczność, o czym dowiedzieć się możemy ze wspomnień innej kobiety: „Zoja przez długi czas nie postrzegała siebie jako istoty seksualnej, wstydziła się. Dopiero po wejściu w pierwszy poważny związek zaczęła się otwierać na własną fizyczność i bardziej ją rozumieć. Mniej więcej w tym samym czasie pojawił się w jej świadomości temat pracy seksualnej. – Długo się tym interesowałam od strony socjologicznej, a kiedy mój związek się rozpadł, przygotowałam się do tego teoretycznie i merytorycznie, postanowiłam, że spróbuję”.
Przywołanie powyższych wypowiedzi oddać ma klimat kontrowersyjnego reportażu, który w opinii komentujących ten materiał zachęca kobiety do uprawiania nierządu. Sprzeciw wobec tego typu naświetlania problemu wyraziło wielu obserwatorów życia publicznego, w tym osoby dalekie od prawicowych poglądów. Przykładowo, w opublikowanym na portalu i.pl tekście pt. Sex work to nie jest praca jak każda inna. Nie dajmy się ogłupić Jan Śpiewak zauważa: „Od kilku lat sprzedaje się nam narrację o tym, że prostytucja to sex work. Pod tym modnym hasłem zniewolenie kobiet staje się ich wyzwoleniem, a przymus wolnym wyborem”.
Trudno nie przyznać Śpiewakowi racji, zwłaszcza gdy zajrzymy do zamieszczonego niegdyś na łamach „Dużego Formatu” „Gazety Wyborczej” wywiadu z Karoliną Rogalską, autorką książki pt. Bez wstydu. Seks praca w Polsce. Jak wynika z rozmowy, w pracy nad wspomnianą publikacją intencją Rogalskiej było pokazanie, „jak się próbuje zawstydzać, szczególnie kobiety, bo to głównie one zajmują się pracą seksualną. Wielu moich bohaterów i bohaterek próbuje pokazać, że można pracować w tej branży bez wstydu, mimo że w Polsce bardzo chce się ich zawstydzać. Mam nadzieję, że dzięki tej książce uda się to tabu przełamać”.
Założenie, które autorka wydaje się forsować dobrze oddaje jej odpowiedź na tłumaczenie prowadzącej rozmowę słowa „prostytutka”: „A te osoby nie wystawiają na sprzedaż siebie ani swojego ciała, tylko sprzedają pewną usługę. Wszyscy trochę pracujemy ciałem, nawet siedząc przy komputerze. Pracują wtedy nasze nadgarstki, palce, plecy…”, czyli jednym zdaniem: rodzaj pracy, tyle, że „wymaga bardzo szczególnych umiejętności, szczególnej konstrukcji psychicznej”.
Z wywiadu z Rogalską warto przytoczyć wątek, który pozwoli nam wrócić do wspomnianych na początku tekstów z serwisu weekend.gazeta.pl. Autorka, omawiając problemy realiów pracy w branży, przywołuje postulowaną przez pracowników potrzebę dekryminalizacji prostytucji, „Bo w Polsce samo świadczenie usług seksualnych nie jest karalne, ale wszystko wokół tego już tak: organizowanie tej pracy dla innych osób, wynajem lokalu na te cele itd. W efekcie osoby pracujące seksualnie często boją się pójść na policję i zgłosić, że klient zrobił im jakąś krzywdę, bo w ten sposób wsypałyby koleżankę czy szefa, którzy nie są tej krzywdzie winni. Oni poszliby siedzieć za sam fakt, że pomagali w świadczeniu usług seksualnych”.
Zdumiewać może, jak uwyraźniono w omawianych artykułach ten postulat. Przy okazji zawsze pada argument mówiący o potrzebie zapewnienia osobom trudniącym się nierządem bezpieczeństwa. Takie uzasadnienie usłyszeć można również z ust Agaty Dziuban ze wspomnianego tekstu pt. „Mam seksualność i mogę na niej zarabiać”. Taka kobieta przeraża. W udzielonym dla serwisu weekend.gazeta.pl wywiadzie Dziuban mówi: „W przypadku branży usług seksualnych mamy bardzo konkretne ryzyka dotyczące bezpieczeństwa. W Polsce praca seksualna odbywa się w szarej strefie – nie jest nielegalna, ale kryminalizowane są wszystkie narzędzia, których osoby ją podejmujące potrzebują do zapewnienia sobie bezpieczeństwa i komfortu. W efekcie często nie mają dostępu do wymiaru sprawiedliwości, zaplecza socjalnego i praw pracowniczych. Więc ta praca nie jest jak każda inna”.
Wcześniej, odpowiadając na pytanie prowadzącej rozmowę: „Czy praca seksualna faktycznie jest jak każda inna?”, zauważa: „To zależy i to skomplikowane. Każda wymaga innych umiejętności i kompetencji. Musimy zdawać sobie sprawę, że praca seksualna jest nie tylko pracą fizyczną, o charakterze cielesnym, ale bardzo często także pracą emocjonalną i opiekuńczą, zakładającą troskę o drugą osobę, jej ciało i emocje”.
Charakterystyczne dla tych narracji jest ukazanie, z jednej strony pozytywów prostytucji, z drugiej niedogodności, którym zaradzić może spełnienie wskazanego postulatu. Ciekawość budzi w tym kontekście bagatelizowany przez Dziuban problem wiążącego się z seks-biznesem handlu ludźmi. Jak mówiła: „Osoby, które decydują się na pracę seksualną, uznają, że jest optymalną dla nich opcją. Nie spotkałam się z sytuacjami, w których były bezpośrednio przymuszane do świadczenia usług seksualnych, a badam ten obszar od 12 lat. Wystarczy zajrzeć do raportów dotyczących handlu ludźmi. W Polsce ów problem dotyka przede wszystkim sektor budownictwa, rolnictwa czy pracy opiekuńczej. Natomiast w pracy seksualnej nie mamy z tym obecnie do czynienia. Więc to raczej mityczna figura”.
Agata Dziuban, aktywnie zaangażowana na rzecz pomocy pracownikom seksualnym z racji przynależności do grupy „Sex Work Polska”, deprecjonując nagłaśnianą przez media kwestię handlu ludźmi, eksponuje jednocześnie problem rzekomo powszechnej w Polsce przemocy wobec kobiet, w tym pracownic seksualnych. Trudniącym się nierządem kobietom pomaga w tym m.in. przywołana grupa „Sex Work Polska”, w ramach działalności której znaleźć możemy szereg innych form świadczonej pomocy. Działania te finansowane są z tak zwanego „Funduszu Feministycznego”. Jest to istotny trop w zrozumieniu działalności tej organizacji. Polega ona mianowicie na pomocy „paniom do towarzystwa”, ale jednocześnie wolna jest od krytycznego spojrzenia na sam proceder. Wśród realizowanych form wsparcia znajdują się wprawdzie działania zmierzające do znalezienia nowej pracy dla pragnących zmienić swoje życie prostytutek, jednak brak jednoznacznie nieprzychylnej oceny tej branży, w tym ukazywania negatywnych konsekwencji psychicznych i duchowych, jakie wiąże się z tą „profesją”, a także podnoszenie postulatu dekryminalizacji, rodzą pewne wątpliwości co do rzeczywistych intencji.
O co może więc chodzić? Pewną wskazówkę daje Dziuban, odpowiadając na pytanie, „Dlaczego kobiety świadczące usługi seksualne tak samo wkurzają konserwatystów, liberałów i część socjalnej lewicy?”:
„Triggerów jest kilka. Kiedy myślimy o pracy seksualnej, dla wielu osób na pierwszy plan wysuwa się aspekt seksualności, a nie pracy. Kobieta powinna „zachowywać czystość”, „dobrze się prowadzić”, a nie eksplorować swoją seksualność i ją kapitalizować. Seks w naszym kontekście kulturowym, przesyconym wartościami chrześcijańskimi, należy do przestrzeni relacji – i to tylko tej monogamicznej. I na prawicy, i na lewicy pojawia się przekonanie, że kobieta, która ma seks utowarowiony z wieloma partnerami, sprzedaje swoje ciało i duszę. Jakby istnienie kobiety sprowadzało się do jej seksualności”.
Trudno posądzać liberałów i cześć socjalnej lewicy o tego typu uprzedzenia. Krytyczni są raczej wobec zjawiska uprzedmiotowienia kobiet i wiążących się z tym skutków. Czy nie chodzi zatem o zmianę społecznej świadomości, zabranie Polakom chrześcijańskiej optyki w patrzeniu na ludzką cielesność i seksualność? Nieważne, że przy okazji najwięcej zyskuje seks-biznes, ważne, żeby zniszczyć do reszty chrześcijański rys zachodniej cywilizacji. Niespecjalnie nawet dziwi, że przestrzeń do promowania takich treści daje medium najbardziej na tym polu zasłużone. Przypadek? Nie sądzę!
Anna Nowogrodzka-Patryarcha
Anna Nowogrodzka-Patryarcha: Mentalność odporna na fakty. Tacy są aborcjoniści
SZOKUJĄCE! To tak ma wyglądać DZIEŃ KOBIET? || Komentarz PCh24