„Prawdziwa pobożność maryjna nie polega na czczym i przemijającym uczuciu, ale na naśladowaniu. Jest to złota reguła pobożności maryjnej.” [1]
Nie da się iść śladami kogoś, idąc przed nim. By chcieć i móc naśladować, trzeba zawsze iść za kimś. Ten, kto idzie śladami, idzie z tyłu i chce tak iść, bo wie, dokąd doszedł ten, za którym naśladujący zdecydował się podążyć. Zna cel. A znajomość celu rodzi poczucie bezpieczeństwa. Wiedzieć dokąd idę i po co idę, tam gdzie idę – to wiedzieć wszystko, co potrzebne jest do tego, by podróży nadać sens. Dlatego iść śladami Tej, którą chcemy naśladować, to znaczy chcieć iść z tyłu, iść za Maryją. Krocząc za Nią idziemy po dobrze przetartych ścieżkach, tak jak Ona – żyjąc Bogiem, szła za Nim od zwiastowania, przez narodzenie, wspólne życie w domku w Nazarecie, aż po krzyż. Aż po chwałę nieba.
Maryja staje przed nami jako wzór drogi z Jezusem, gdzie swoim posłuszeństwem wiary, odkupiła nieposłuszeństwo Ewy. Jej fiat, być może dla Niej samej do końca niezrozumiały, jest podjęciem na nowo przerwanego w raju dialogu człowieka z Bogiem. Ewa, która idąc za głosem węża – zrywa przymierze z Bogiem, jako kobieta, jest przedstawicielem tej części ludzkości, która w przyszłości na nowo podejmie z Nim dialog. Tę funkcję – z pokorą i godnością cudownie przejęła Maryja, która przez narodziny Jezusa postawiła człowieka twarzą w twarz ze Stwórcą, i sprawuje ją po dziś dzień – przyprowadzając nas do utraconego raju. Chodząc z Jezusem, kiedy jeszcze nosiła Go pod sercem i za Jezusem, w każdym szarym, zwykłym dniu odkrywała Go na nowo, co stawało się dla Niej zachętą, by jeszcze bardziej Go szukać i nieść innym. Dlatego nie tylko Jezus wzrasta przy swojej Matce, ale i Matka wzrasta przy swoim Synu. Maryja jest więc wzorem niewiasty, która z jednej strony – niesie Jezusa do ludzi i zawsze do Niego prowadzi, z drugiej zaś -sama zmaga się z szukaniem sensu wydarzeń mesjańskich, których – jako Matka – jest świadkiem w trakcie wspólnego 33-letniego życia na ziemi.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie da się więc oderwać polskiej pobożności maryjnej od pobożności samej Maryi, z której ona niejako wypływa. Pochylmy się zatem na chwilę nad duchowością Tej, za którą od zarania nie tylko naszych narodowych dziejów, kroczą Jej dzieci, ale nad ścieżkami życia, które sama wydeptała niosąc Jezusa innym. Jedna z tych ścieżek prowadzi Maryję pośpiesznie do Elżbiety, która podziela nie tylko Jej stan fizyczny, ale i duchowy:
„Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc twojego łona! Czemu zawdzięczam to, że matka mojego Pana przychodzi do mnie? Gdy tylko usłyszałam Twoje pozdrowienie, podskoczyło z radości dziecko w moim łonie. Szczęśliwa jest Ta, która uwierzyła, że wypełnią się słowa powiedziane Jej przez Pana”. (Łk 1,39-45)
Spotkanie dwóch kobiet, noszących w sobie dary nieba jest początkiem wielkiej pieśni „Magnificat” (Łk 1,46-55) wychwalającej miłosierdzie Boga i świadomość tego, że On sam wystarczy. Nie można w tym miejscu oddać ukłonu w stronę św. Józefa, który dopiero po ukazaniu mu się anioła we śnie powziął decyzję o nieoddalaniu swojej małżonki. Jaki konflikt wewnętrzny musiał się w nim rozgrywać zanim zrozumiał, że Maryja jest Świątynią Ducha Świętego, a On sam świadkiem obecności Boga, pod dachem swego domu? Królowa świata rodzi Pana Wszechświata w betlejemskiej stajni, tuląc go w swoich ramionach. Obraz Maryi, która daje światu Zbawiciela jest najpiękniejszym odzwierciedleniem Jej powołania, Jej wiary, Jej oddania się Bogu, poprzez oddanie Go ludziom.
Oddaje Go już wtedy, gdy jako dwunastoletni chłopiec Jezus postanawia odłączyć się od swoich Rodziców i nie wraca z nimi do Nazaretu, przedłużając sobie święto Paschy w Jerozolimie. Oddanie to wyraża się w niezrozumiałej dla Maryi i Józefa wymianie zdań z ich Dzieckiem, które nauczając w synagodze, zaczyna otwierać się na życie dla Ojca.
„Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. (…) A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu”. (Łk 2,41-52)
Maryja, choć nie rozumie, to jednak ufa do końca, ucząc się Swojego Syna – sama wzrasta w wierze. Lekcja pokory, której udzielił Jezus, objawia również Jej otwarcie się na pełnienie woli Boga. Dlatego bezgraniczna wiara Matki w boskość Swojego Syna powoduje, że w Kanie Galilejskiej – zwraca się do Niego mówiąc: „Nie mają już wina”, (J 2,3-4), co znaczy tyle samo, co: „nie mają radości.” Wino, ważne jak chleb i oliwa, w czasach Jezusa uważane było za dar Boży i błogosławieństwo. [2] Jezus ma słabość do Swojej Matki – Jej wiary w cud, ale i wiary w to, że nosiła pod swoim sercem prawdziwego Syna Bożego, Pana Wszechświata, który jest Początkiem i Końcem, Alfą i Omegą. Wiary w to, że Archanioł Gabriel, nie był tylko przywidzeniem się, zwykłą zjawą, omamem umysłu. I w końcu wiary w to, że może uczynić przecież wszystko, bo jest wszech – mogący. „Czyż to moja lub Twoja sprawa Niewiasto?… Nie nadeszła jeszcze moja godzina..(…)” (J 2,4-5)
Maryja nie naciska na Jezusa, nie zmusza go do cudownego rozmnożenia wina, ale pełna ufnej dyplomacji zwraca się do sług mówiąc: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” (J 2,5-6) I choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że dochodzi do jakiegoś zgrzytu w ich relacji, to jednak Ta, która miała odwagę powiedzieć: „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa” (Łk 1,38) wierzy, że Syn Jej nie pozostanie obojętny. Tak oto – „przyczyna naszej radości”, u początku historii, niejako – przed czasem, ukazuje się jako Ta, która zmienia jej bieg, sprowadzając na ziemię pierwszy znak objawienia się wszechmocy Boga i początku wiary Jego uczniów. [3]
Matka wrażliwa na ludzką biedę, patrząca sercem, Ta, która swoje oczy zwraca w stronę strapionych, orędowniczka w naszych sprawach, choć gra „pierwsze skrzypce w orkiestrze”, nigdy nie wychodzi przed szereg, ale zawsze jest Tą, która podprowadza do Jezusa. Nie czeka na poklask i uznanie. Na pamięć i dziękczynienie. Jest dla innych, dlatego: co robi? – znika. Nic nie bierze dla siebie, a wszystko oddaje. Oddaje dla chwały Jezusa, dla wiary Jego uczniów, dla podziwu starosty, który chwali dobre wino, dla młodych uratowanych od kompromitacji i w końcu dla radości biesiadników.[4]
Kana pokazuje Maryję jako dojrzałą już uczennicę wiary, wierną do końca człowiekowi. Ta właśnie wiara daje Jej siłę do tego, by coraz odważniej kroczyć śladami swojego Syna. Śladami, które prowadzą, aż pod sam Krzyż. To tu – na Kalwarii – Jezus daje Maryi swoją ostatnią lekcję miłości – przeżywania cierpienia i umierania. Zrośnięta z krzyżem, z sercem przeszytym mieczem boleści [5] – doznaje osobistego wywłaszczenia – oddając Syna Ojcu.
Skąd bierze siłę by jeszcze stać? „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.” (J 19, 25-27)
Słowa testamentu Jezusa, dającego nam Swoją Matkę, są darem dla rodzącego się na Kalwarii Kościoła. Posługując się Janem, który, jeśli przyjąć reprezentuje każdego wierzącego w Chrystusa [6] , Jezus na krzyżu wskazuje Maryi dalszą drogę. Ma przekazać swoją miłość Jego uczniom, Jej miłości zostaje powierzony Kościół, którym są wszyscy wierzący. Maryja zostaje Matką Kościoła.[7] To właśnie tam, pod krzyżem, Jan bierze Maryję do świątyni swego serca, by strzegła ogniska wiary jakie rozniecił w nim Jezus. Jako „Nowa Ewa”, Oblubienica Chrystusa, „Nowego Adama” Maryja była i jest – Żywą Ewangelią. Jezus na krzyżu dał nam Maryję, a pięćdziesiąt dni po Zmartwychwstaniu – Swojego Świętego Ducha, po to, by dotrzymując kroku Maryi – odważnie o Nim świadczyć. Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!(Mk 8,34-37) Co znaczy: Niech będzie mi wierny. Do końca. Aż po krzyż. Każdy, kto w milczeniu, z wiarą przyjmuje trudną wolę Ojca, wie, jak wiele kosztują sekundy takiego zaparcia.
Królowej Świata, której – w wizji Anny Katarzyny Emmerich – podczas wniebowzięcia, sam Jezus wręcza berło, wskazując przy tym na ziemię, jakby przekazywał Jej władzę, [8] nie da się oderwać od swojego Syna.
Dlatego w pobożności maryjnej nie wolno, jak mówi Jan Paweł II – odłączać Matki od Syna i Syna od Matki.[9] Ten ścisły związek wyraża Ikona Jasnogórskiej Pani, która jakże wymownie wskazuje ręką na swoje Dziecko. Dziecko zaś ma rączkę wzniesioną ku górze w geście błogosławieństwa, spoglądając na Matkę, która do Niego prowadzi. Matka Boga, Zawsze Dziewica, Niepokalanie Poczęta, Wzięta do Nieba z Ciałem i Duszą [10], jest piękna zewnętrznie i wewnętrznie. Jest Tą, przy której król Jan Kazimierz 1 kwietnia 1656r we Lwowie uroczyście ślubował i w imieniu całego narodu – uznał Matkę Bożą za Królową Polski.[11] Odtąd sprawa Polski, stała się sprawą Królowej Polski.
W tym miejscu dotykamy drugiego, obok naśladowania, ważnego aspektu pobożności maryjnej, a jest nim przyzywanie. Zwłaszcza w chwilach trudnych. [12] Obranie Maryi za Królową Polski stanowi nie tylko kulminacyjny punkt w historii kultu maryjnego w Polsce, ale jest spełnieniem marzenia samej Matki Bożej, która pierwsza nas wybrała. Objawiła się bowiem w roku 1608 w Neapolu włoskiemu jezuicie ojcu Juliuszowi Mancinellemu, który miał szczególne nabożeństwo do Matki Bożej Wniebowziętej. Maryja zapytała go wówczas:
„Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie.” [13] Usłyszawszy to ojciec Juliusz zawołał: „Królowo Polski Wniebowzięta módl się za nami!” [14] To objawienie, potwierdzone dwoma kolejnymi, a uznane oficjalnie przez papieża Aleksandra VII spowodowało umieszczenie w 1628r pozłacanej korony na wieży kościoła Mariackiego, która znajduje się tam po dziś dzień. Następnie, jako znak królewskości Maryi powstał obraz Matki Bożej z polskim orłem na piersi, którego kopia znajduje się w Licheniu.
Tytuł Królowej Polski przylgnął jednak najbardziej do obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Jezus przez osobę Jana, dał nam najlepszą Matkę, która przyzywana – zawsze stawała i staje w obronie swych dzieci. Nie tylko otacza je opieką, ale nierzadko bierze na siebie ich rany. Znamiennym wyrazem tego stwierdzenia jest historia z 1372r, kiedy to Czarna Madonna uratowała nas przed najazdem tatarskim.
Na obleganym zamku w Bełzie relikwię przechowywał wówczas książę Władysław Opolczyk. Wtedy to, obrazowi zadane zostały pierwsze rany tatarską strzałą. [15] Dekadę później książę przekazał – już przesławny – obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem paulinom, sprowadzonym z Węgier do Częstochowy, skąd do dziś nam króluje. Szczególnym wydarzeniem w dziejach obrazu była Koronacja Matki Bożej Częstochowskiej dokonana 8 września 1717r. w obecności dwustu tysięcy wiernych. Nałożone wówczas korony nawiązywały do ślubów lwowskich Jana Kazimierza. Historia jasnogórskiego sanktuarium zawsze łączyła los narodu z wiarą katolicką.
Dlatego kradzione na przestrzeni wieków korony Maryi, zastępowano nowymi. Akty te, nie były jedynie gestem symbolicznym i pobożnościowym, ale płynęły z głębi serca. Z wdzięczności i miłości do Maryi. Najlepsza Matka i Królowa Polski od zarania aktywnie uczestniczy w naszej narodowej historii. Dlatego jej karty są nieodłącznie związane z polską pobożnością maryjną.
W historii sanktuarium, interwencja Maryi dała się zaznaczyć już w 1655r, kiedy to, mimo dziesięciokrotnie wyższych sił wroga, Szwedzi odstąpili od oblężenia Jasnej Góry. Była w zwycięskiej bitwie pod Wiedniem w 1683r, kiedy Polacy uchronili całą Europę przed islamizacją.[16] Była również w sercach Polaków, kiedy Polskę starto z mapy Europy, by w końcu stać się Królową Polski niepodległej. Jej żywa obecność doprowadziła w 1920r do cudu nad Wisłą i obrony przed bolszewizmem. Była wówczas, gdy nadeszła „ciemna noc okupacji” [17] i wtedy, gdy uratowała swój kraj przed komunistycznym potopem. Wtedy to w 1966r wizerunek Czarnej Madonny został „aresztowany” [18] .
Komuniści walcząc z Kościołem chcieli w ten sposób przeszkodzić w obchodach Milenium Chrztu Polski. Skala represji przerastała w tym czasie ludzkie pojęcie. Jednak dla wiernych kochających Maryję i kroczących za Nią, jak Ona kroczyła za Jezusem – wystarczyły peregrynujące po Polsce kopie, a nawet puste ramy, gromadzące dziesiątki tysięcy wiernych. Dlaczego? Bo ten najważniejszy obraz Matki, wszyscy mieli w swoich w sercach.
Nie bez znaczenia mówią, że historia kołem się toczy… Pomysł odnowienia Ślubów Jasnogórskich, na który wpadł Kardynał Stefan Wyszyński z 26 sierpnia 1956r jako odnowienia ślubów Jana Kazimierza z 1 kwietnia 1656r był nie tylko wspomnieniem sprzed trzystu lat, ale jakże znacząco spiął klamrą królowanie Maryi jako Królowej Polski. „Jest to ciąg dalszy dziejów Narodu, który wspina się nieustannie wzwyż i nie da się pogrążyć w odmętach. Naród ten wie, co znaczy: – sursum corda!” – mówił w 1957r Stefan Wyszyński w kazaniu do tatrzańskich górali.19 „Królowo Polski, przyrzekamy” [20] – deklamowało ponad milion wiernych podczas uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej w dniu 26 sierpnia 1956r. Przyrzekamy Ci: wierność, walkę z narodowymi wadami, pracę nad moralną odnową samych siebie i swoich bliźnich.[21] Taka mobilizacja narodu, wyrażająca się w Wielkiej 9-letniej Nowennie do Maryi, milsza Jej, niż wszelkie berła i korony, uruchomiła ciąg następujących po sobie wydarzeń. Wybór papieża Polaka, pierwsza jego pielgrzymka na Jasną Górę, powstanie „Solidarności”, a na końcu zniesienie stanu wojennego i odzyskanie wolności. Wolności, która była przecież w 1966r naturalną konsekwencją przymierza narodu z Maryją i oddania się Jej w macierzyńską niewolę miłości.[22] Wolność jednak nie jest dana raz na zawsze. Wymaga wysiłku, samozaparcia, ciągłej walki. Wolność domaga się wierności. Wierności człowiekowi i Chrystusowi, dlatego „pobożność maryjna bez miłości i wrażliwości maryjnej – to jak wiara bez uczynków.” [23]
Chcieć iść śladami Maryi i ją przyzywać – to być prawdziwie maryjnym. To mieć odwagę powiedzieć Bogu – tak – jak Ona przy zwiastowaniu. To chcieć wyruszyć w podróż, by służyć i dzielić się Bogiem – jak Ona, kiedy wyruszyła do Elżbiety. To – jak Ona – chcieć szukać Jezusa, kiedy Go zgubimy popadając w niewolę grzechu. To mieć wyobraźnię miłosierdzia – jak Ona – gdy w Kanie dostrzegła ludzką biedę. I wreszcie być maryjnym, to – jak Ona – być wiernym Chrystusowi do samego końca. Aż po krzyż. Idąc po śladach Maryi, tak jak Ona szła po śladach Jezusa Polacy kroczą drogą zbawienia, ale i patriotyzmu. A dzięki przyzywaniu swojej Królowej i naturalnemu instynktowi dziecięcemu, jakim jest ucieczka do Matki [24] , potrafią przetrwać najniebezpieczniejsze zakręty historii. Również historii swojego prywatnego życia, która każdego roku sprowadza miliony pątników przed oblicze Jasnogórskiej Pani, gdzie od wieków dochodzi tu do niezwykłych uzdrowień, a nawet wskrzeszeń.
Danuta Knap-Nowotarska
1 J. Kudasiewicz, Maryja w duchowości kapłana, Kieleckie Studia Teologiczne 6 (2007), s. 252
2 Zob. tamże, s. 250
3 Zob. (J 2,11)
4 Zob. tamże, s. 251
5 Zob.(Łk 2,35)
6 J. Kudasiewicz, tamże, s. 245
7 https://jezuici.pl/2020/05/obok-krzyza-jezusowego-stala-matka/
8 A.K. Emmerich, Życie Maryi, wyd. m, s.303
9 J. Kudasiewicz, tamże, s. 245
10 Rozwój dogmatów maryjnych: 431 rok – „O Bożym Macierzyństwie Maryi” (Synod w Efezie) 649 rok – „O Maryi zawsze Dziewicy” (Synod Laterański w Rzymie) 1854 rok – „O Niepokalanym Poczęciu Maryi” (Pius IX) 1950 rok – „O wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny” (Pius XII) Zob. H. Bejda, Królowa Polski, wyd. Rafael, s. 44-45
11 Zob. tamże, s.70
12 https://teologiapolityczna.pl/o-prof-grzegorz-bartosik-krolowanie-maryi-polega-na-sluzbie
13 Zob. H. Bejda, Królowa Polski, s.64
14 Zob. tamże, s.65
15 https://stacja7.pl/jasna-gora/krolowa-polski-wygrywamy
16 Zob. H. Bejda, Królowa Polski, s. 81
17 Zob. tamże, s. 153
18 Zob. tamże, s. 197
19 J. Pach, Droga do Jasnogórskich Ślubów Narodu, „Niedziela”, 2006, nr 28, s.12
20 Zob. H. Bejda, Królowa Polski, s.185
21 Zob. tamże, s.185
22 Zob. tamże, s. 196-197
23 J. Kudasiewicz, tamże, s.253
24 Zob. J. Kudasiewicz, Oto Matka Twoja, Bibilijny katechizm maryjny, wyd. Współczesna Ambona, s. 141-142