27 stycznia 2024

Tomasz A. Żak: Po powrocie stamtąd… Czy Ameryka upadnie?

Wróciłem właśnie ze świata realnej do bólu dystopii, czyli państwa, od którego wszystko się dzisiaj w świecie zachodnim zaczyna i gdzie – wedle wszelkich przewidywań – dobiegnie końca. Odniesienia i alegorie cisną się na klawiaturę. Można by zacząć już od „sali przylotów” i adekwatnej do tematu publicystycznej „fotografii” urzędników Immigration, ale spróbujmy inaczej.

 

Trzy lata temu prof. Edward Jay Watts, historyk Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, wydał książkę pt. „Wieczność i upadek Rzymu. Historia niebezpiecznego pomysłu”. Należy w tym miejscu zapytać w kontekście tego dzieła: Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Ameryka, gdzie Polska? Należy postawić to pytanie, bo wszystko to doskonale się ze sobą łączy.  

Wesprzyj nas już teraz!

Watts w jakimś wywiadzie powiedział, że pomysł na książkę pojawił się u niego w 2019 roku podczas spotkania Towarzystwa Studiów Klasycznych, gdy zaczęto porównywać imigrację germańską i upadek Rzymu w V wieku do imigracji i upadku Zachodu w wieku XXI. Jego książka zaczyna się od przemówienia Donalda Trumpa z 20 stycznia 2017 r. podczas kampanii wyborczej, gdzie przyszły prezydent zdefiniował USA Baracka Obamy, jako państwo w stanie głębokiego upadku. Amerykański historyk twierdzi, że ten retoryczny chwyt nie pojawił się w polityce po raz pierwszy, gdyż takie „armagedony” po prostu się doskonale „sprzedają” u wyborców. Podobnie swój sukces zbudował Ronald Reagen stając w kontrze do Cartera. I dokładnie tak samo wyglądała kampania wyborcza obecnego prezydenta, Bidena, gdy opisywał rządy Trumpa. Swoją drogą nic innego nie robią polscy zmiennicy aspirujący do rządzenia, stąd każda kolejna ekipa naprawia – przynajmniej werbalnie – kraj zrujnowany przez poprzedników i na tym najczęściej kończy się ich program działania.

Tymczasem, im więcej czytamy u Wattsa o upadku imperium rzymskiego, tym więcej znajdujemy porównań do stanu imperium ze stolicą w Waszyngtonie. Tak nad Tybrem, jak i nad Potomakiem nie słuchano i nie słucha się o totalnym „upadku moralności” oraz zatracie „rzymskich cnót” (tam) czy „zdobyczy demokracji” (tutaj). Rządzący nurzający się w bogactwie, luksusie i rozwiązłości wciąż poprawiają swe humory kolejnymi militarnymi zwycięstwami, które prolongują istnienie imperium. Rzymianie odpierają najazd Hannibala i burzą Kartaginę, a Amerykanie walczą z terroryzmem w Iraku i Afganistanie. Upadanie może więc trwać długo, nawet kilka pokoleń. Władza, jak wiemy, deprawuje, a władza totalna deprawuje totalnie. Za nic się ma wówczas ostrzeżenia i apele o naprawianie zła. Rzymski konsul, Marek Porcjusz Katon, piętnował w rzymskim senacie dekadencję materialną, która stworzyła niszczącą państwo przepaść majątkową między bogatymi i biednymi, co w zasadzie niczym nie różni się od współczesnej przepaści między biednymi i bogatymi w Ameryce. W wielkich amerykańskich  metropoliach, z ciągnących się kilometrami slumsów jest tylko krok do bankowych drapaczy chmur, czyli podobnie, jak to było z rzymskimi pałacami na Palatynie sąsiadującymi z „tuguria”, zamieszkałymi przez dziesiątki tysięcy żebrzących i głodujących.

Tutaj pojawia się kolejne zaskakujące porównanie – problem wspomnianych już imigrantów. Profesor Watts, jak przystało na pracownika uniwersytetu, gdzie paradygmatem jest marksizm, nie widzi tego problemu. Tymczasem masowa imigracja jest być może najważniejszą z przyczyn upadku zachodniej cywilizacji, która w efekcie zatraca tożsamość i przeradza się w swe zaprzeczenie. W Europie widać to nawet lepiej niż w Ameryce, a o tym, co stoi już w drzwiach naszego kraju, mogą nam ze szczegółami opowiedzieć Francuzi, Niemcy czy Holendrzy.

Półtora wieku przed Chrystusem biedota rzymska, rekrutująca się w większości z imigrantów, została skutecznie użyta przez opozycyjnych polityków do obalenia ówczesnej władzy. Nie obyło się bez zmian i naruszeń konstytucji oraz samosądów i politycznych mordów. Wówczas tłumy żądające chleba zaspokojono igrzyskami, a potem znów zapędzono do ich subkulturowych dzielnic. Czy nam to coś przypomina?

 Autor książki „Wieczność i upadek Rzymu” sporo miejsca poświęcił cesarzowi Markowi Aureliuszowi, którego ukazał jako przykład władcy mogącego uratować państwo. Watts wyraźnie odnosi to do hipotetycznego amerykańskiego przywódcy, który mógłby na wzór tamtego Rzymianina przywrócić siłę  i potęgę Ameryce. Jak na historyka, to dość naiwna konstatacja, biorąc pod uwagę to, co w końcu spotkało Rzym, jak i to, co od czasów administracji Lyndona Johnsona zżera jego ojczyznę, a co zwie się „polityką postępową”.

Obecna kampania prezydencka w USA jak zwykle toczy się w ramach „meczu” pomiędzy demokratami a republikanami. Różnica programów, co do spraw najważniejszych, prawie żadna. Jak i u nas elektorat epatowany jest socjalem i emocjami (znów igrzyska). I ponownie, niczym w starożytnym Rzymie, ludzi podnieca się hasłami. Na przykład takim: „Upadek jest wyborem”. Jego autorem jest gubernator Florydy, Ron DeSantis, skądinąd cieszący się popularnością wśród normalnych Amerykanów, m.in. za swoją postawę antycovidową. DeSantis właśnie zrezygnował z bycia kandydatem swej partii na rzecz Trumpa. On już dokonał wyboru.

Czy będzie to kolejne przedłużenie umierania Ameryki? Czy za tym pójdzie również ciąg dalszy europejskiego upadania? Bo jeżeli jest źle, to znaczy, że może być jeszcze gorzej. Wąska perspektywa ideologii, co zarzucają amerykańscy konserwatyści książce Wattsa, nie może przynieść ożywiającej refleksji. Nawet dziesięciu Marków Aureliuszy nie uratowałoby gnijącego Rzymu, tak jak nie zatrzyma cywilizacji śmierci jakikolwiek kolejny prezydent USA. Bo nie o partie i nazwiska chodzi w tym „niebezpiecznym pomyśle” bycia człowiekiem, a o sens i cel życia, czyli o etykę rządzenia i kondycję moralną społeczeństwa.

 

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(33)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie