Rynek samochodów elektrycznych przechodzi kryzys – przynajmniej w największym europejskim kraju, czyli w Niemczech. Obywatele RFN nie chcą kupować elektryków – a według badań chodzi nie tylko o ceny, ale również o zawodność i łatwopalność tych samochodów.
Według prognozy Związku Przemysłu Samochodowego (Verband der Automobilindustrie, VDA) w tym roku sprzedaż samochodów elektrycznych spadnie w Niemczech aż o 14 procent. Organizacja wskazuje, że odpowiadają za to dwa czynniki: brak dopłat rządowych do samochodów elektrycznych oraz po prostu brak zainteresowania klientów takim produktem.
Z kolei z badania przeprowadzonego przez Niemieckie Powiernictwo Samochodowe (Deutsche Automobil Treuhand, DAT) wynika, że zakup samochodu elektrycznego w ciągu najbliższych pięciu lat może sobie wyobrazić jedynie 39 proc. kierowców. To o 5 pkt. procentowych mniej, niż rok wcześniej. Co ciekawe, badanie zostało przeprowadzone jeszcze przed zapowiedzianym przez ministra gospodarki wycofaniem subwencji na zakup samochodów elektrycznych. Eksperci uważają zatem, że obecnie odsetek kierowców choćby w teorii rozważających zakup elektryka jest jeszcze niższy.
Z badania przeprowadzonego przez DAT wynika, że 34 proc. kierowców zdecydowanie odrzuca zakup samochodu elektrycznego. Z kolei 63 proc. kierowców zgadza się z twierdzeniem, że nie może poprzeć ograniczania podaży samochodów wyłącznie do elektryków.
Duża część badanych wskazuje między innymi na zbyt krótkie zasięgi samochodów elektrycznych. W niemieckich mediach szerokim echem odbiła się decyzja burmistrza Hamburga Petera Tschentschera, polityka lewicowej SPD, który sprzedał swój samochód elektryczny właśnie ze względu na niemożność odbywania dalekich podróży.
Spadek zainteresowania elektrykami nie dotyczy wyłącznie Niemiec. Kilka dni temu francuski producent Renault odwołał wejście na giełdę swojej spółki-córki Ampere tworzącej samochody elektryczne – właśnie ze względu na niski popyt.