Wielka batalia i… rozczarowanie. Polscy aptekarze nie są zainteresowani pilotażowym programem sprzedaży tzw. pigułek dzień po, czyli de facto preparatów wczesnoporonnych. Do programu dołączyło ok. 3 proc. aptek. I ku zdziwieniu „GW”, największa i najbardziej postępowa aglomeracja, nie wiedzie tu prymu.
W Polsce działa kilkanaście tysięcy aptek. Do programu zgłosiło się 380 z nich. „Gazeta Wyborcza” wyliczyła, że to zaledwie 3 proc. I jak pisze, NFZ próbuje „ratować sytuację i zachęca aptekarzy kolejnymi komunikatami”.
Przypomnijmy, że próba otwarcia dostępu do pigułek wczesnoporonnych osobom już od 15. roku życia zakończyła zawetowaniem ustawy przez Prezydenta RP. Wówczas zdrowia Izabela Leszczyna zapowiedziała, że wdroży plan B – a receptę na pigułkę będzie można uzyskać nie tylko od lekarza, ale i od aptekarza. Tyle tylko, że ci nie chcą brać na siebie takiej odpowiedzialności.
Wesprzyj nas już teraz!
Wedle informacji uzyskanych przez „GW”, do pilotażu najwięcej aptek zgłosiło się ze Śląska (79) i Wielkopolski (63). Medium wyraźnie rozczarowane jest postawą Mazowsza (29) – pisząc, że „to byłoby mało nawet na samą tylko Warszawę, a mowa o największym pod względem liczby mieszkańców i powierzchni województwie”. Dalej jest Małopolska (25), Dolny Śląsk (15), czy Lubelszczyzna (10).
Dziennik próbuje uspokajać, że taki wynik, to nie odzwierciedlenie prawicowych poglądów, ale fakt, że apteki dopiero przymierzają się do pilotażu, a liczba punków oferujących preparaty wczesnoporonne będzie rosła.
Źródło: GW, PAP /Oprac. MA