Austria skręca w prawo. Misję utworzenia rządu otrzymał szef Wolnościowej Partii Austrii Herbert Kickl. Zapowiada zdecydowaną zmianę w takich obszarach jak imigracjonizm, socjalistyczna ekonomia czy genderyzm.
Początek 2025 roku obfituje w wielkie polityczne wydarzenia. Już za kilkanaście dni władzę w USA obejmie prezydent Donald Trump – z Elonem Muskiem u boku. W Kanadzie z urzędu ustąpił nekomunistyczny premier, Justin Trudeau. W Niemczech w lutym odbędą się wybory, które położą kres rządom socjalistów. W Austrii z kolei – dość nieoczekiwanie – zawiązany zostanie wyraziście prawicowy rząd pod wodzą szefa FPÖ Herberta Kickla, który chce przejść do historii jako tzw. Volkskanzler – kanclerz ludu.
Wyboista droga FPÖ do władzy
Wybory w Austrii odbyły się 29 września. Wyraźnie zwyciężyła w nich Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) pod wodzą Herberta Kickla. Nic dziwnego: kraj przez ostatnie lata był rządzony przez wyjątkowo nieudolną koalicję chadeków z ÖVP z Zielonymi. Problemy ekonomiczne, migracja, postępująca utrata tożsamości… Dlatego pod koniec września 26,3 proc. Austriaków poparło „opcję na prawo” w postaci FPÖ.
Wesprzyj nas już teraz!
Zgodnie z polityczną tradycją Republiki Austrii prezydent kraju Alexander Van der Bellen powinien powierzyć misję utworzenia rządu właśnie Herbertowi Kicklowi. Van der Bellen to jednak dawny polityk Zielonych. Zlekceważył tradycję i postanowił zrobić wszystko, żeby nie dopuścić szefa FPÖ do władzy. O zbudowanie koalicji rządowej poprosił dotychczasowego kanclerza, szefa chadeckiej ÖVP Karla Nehammera. Nehammer zdecydowanie odrzucał koalicję z FPÖ – w takim układzie nie mógłby być dłużej kanclerzem.
Postanowił stworzyć rząd z mniejszymi partnerami i rozpoczął rozmowy z socjaldemokratyczną SPÖ oraz młodą liberalną partią, Neos. Rozmowy trwały prawie trzy miesiące… i zakończyły się całkowitym fiaskiem. W piątek trzeciego stycznia strony ogłosiły, że rządu nie uda się zbudować. ÖVP i Neos chcieli zapisać w umowie koalicyjnej rozwiązania ekonomiczne, które były nieakceptowalne dla socjalistycznie nastawionej SPÖ. Nehammer ogłosił, że się poddaje i rezygnuje.
Dylemat Van der Bellena
Przed Alexandrem Van der Bellenem stanęły dwie możliwości. Pierwsza: mógł rozpisać nowe wybory. Tego kategorycznie nie chciał zrobić, bo w międzyczasie poparcie dla Wolnościowej Partii Austrii Herberta Kickla wystrzeliło w górę. Według aktualnych sondaży na partię chciałoby głosować już około 36 proc. Austriaków – a tendencja jest rosnąca. Gdyby Van der Bellen rozpisał wybory, partia Kickla mogłaby przebić próg 40 procent, a to oznaczałoby potencjalnie nawet jeżeli nie samodzielne rządy, to absolutnie dominującą pozycję.
Dlatego Van der Bellen z ciężkim sercem zdecydował się na drugi możliwy wariant – powierzenie misji utworzenia rządu Kicklowi. Kickl misję oczywiście podjął. Ma mocną pozycję i rozpoczyna rozmowy koalicyjne z ÖVP. Władzę w partii po odejściu Nehammera przejął Christian Stocker, polityk wcześniej krytyczny wobec FPÖ Kickla, ale gotowy do współpracy. Wydaje się, że rząd FPÖ-ÖVP powstanie i będzie w stanie sprawować stabilną władzę.
Dla Austrii oznacza to historyczną zmianę. Wolnościowa Partia po II wojnie światowej – partia powstała w 1955 roku – zasiadała w rządzie już kilkukrotnie, jednak zawsze jako tzw. Juniorpartner. Po raz pierwszy FPÖ współrządziła Austrią w latach 1983-1986 u boku socjaldemokratycznej SPÖ, po raz ostatni w latach 2017-2019 razem z ÖVP pod kierunkiem szefa chadecji i kanclerza Sebastiana Kurza. Nigdy nie była jednak siłą wiodącą. To się teraz zmieni; jeżeli rozmowy z chadekami się powiodą, Herbert Kickl zostanie kanclerzem Austrii jako pierwszy polityk FPÖ w historii.
Volkskanzler Kickl
Kickl w 2024 roku z upodobaniem opisywał swoją upragnioną rolę terminem Volkskanzler – kanclerz ludu. To termin obarczony dużym ciężarem historycznym. Pierwotnie był wykorzystywany dla opisania roli socjaldemokraty Friedriecha Eberta, pierwszego prezydenta niemieckiej Republiki Weimarskiej. W latach 30. terminem Volkskanzler opisywano chętnie Adolfa Hitlera. Przestano go używać dopiero w 1934 roku, kiedy Hitler stał się oficjalnie Führerem. Termin żył również po wojnie w niemieckiej i austriackiej polityce; Volskanzlerem nazywano różnych ludzi, w tym wybitnego kanclerza RFN Ludwiga Erharda, który prowadził Niemcy w latach 1963-1966, doprowadzając dzięki uwolnieniu niemieckiej gospodarki do słynnego cudu gospodarczego.
Samookreślenie się Kickla jako Volkskanzlera było w czasie kampanii wyborczej roku 2024 ostro krytykowane przez przeciwników FPÖ. Twierdzono, że lider Wolnościowców nawiązuje w ten sposób bynajmniej nie do tradycji Eberta czy Erharda, ale wprost do propagandy politycznej NSDAP przed 1934 rokiem. Takie sugestie są zasadniczo absurdalne, bo Herbert Kickl nie ma z narodowym socjalizmem nic wspólnego, jeżeli za wyróżnik tego nurtu politycznego przyjąć pruski militaryzm, rasizm, antysemityzm i socjalizm. Z drugiej strony tego rodzaju szykany były możliwe, bo FPÖ rozumie się jako partia zdecydowanie prawicowa. Jest krytyczna wobec imigracjonizmu, Unii Europejskiej i całego w ogóle konglomeratu polityki lewicowo-liberalnej. Stawia na patriotyzm, tożsamość narodową kraju, politykę prorodzinną i chrześcijańskie korzenie Austrii i Europy. To, jak wiadomo, kojarzy się lewicy tylko z jednym: z faszyzmem.
Liberalne ukąszenie FPÖ
Niestety, FPÖ nie jest partią kontrrewolucyjną sensu stricto. Pierwszym przewodniczącym ugrupowania został w 1955 roku Anton Reinthaller. W latach 1939 – 1945 Reinthaller zasiadał w niemieckim rządzie NSDAP, był też dowódcą brygady SS. Wśród polityków FPÖ pierwszych dekad powojennych więcej było dawnych działaczy narodowosocjalistycznych.
FPÖ dziś zdecydowanie odcina się od nazizmu, ale otwarcie przyznaje się do liberalnych idei rewolucyjnych – tych samych, z których – o czym mutatis mutandis wyrosła NSDAP, nawet jeżeli dziś nikt już nie chce o tym pamiętać. W programie FPÖ przyjętym w 2011 roku w punkcie pierwszym znajduje się odwołanie do „wolności jako najwyższego dobra” i do antymonarchicznej rewolucji 1848 roku. Wolnościowa Partia Austrii nie buduje się też w opozycji do niemczyzny ukształtowanej w drugiej połowie XIX wieku przez Prusy. W preambule programu partyjnego czytamy: „Opowiadamy się za Ojczyzną Austrią jako częścią niemieckiej wspólnoty języka i kultury”.
Kurs na prawo
Pomimo hołdowania tym liberalnym błędom FPÖ można określić jako zdecydowanie najzdrowszą partię austriackiej sceny politycznej, a w szerszym sensie – w ogóle sceny niemieckiej. Program ugrupowania jest przesiąknięty odwołaniami do wolności gospodarczej, chrześcijaństwa, rodziny i szeroko pojętej konserwatywnej normalności.
Jakie konkretnie reformy przeprowadzi rząd FPÖ-ÖVP pokaże przyszłość. Jak dotąd partie zgadzają się jednak w całym szeregu postulatów. Jednym z nich jest walka z imigracją. Kickl i Stocker będą chcieli wprowadzić tutaj szereg rozwiązań.
Po pierwsze, wprowadzić ustawy zakazujące tzw. politycznego islamu, które mają być wzorowane na ustawie zakazującej propagowania nazizmu. Po drugie, wprowadzić zakaz noszenia chust przez muzułmanki pełniące funkcje publiczne (nauczycielki, policjantki etc.). Po trzecie, wycofać jakiekolwiek świadczenia w gotówce dla imigrantów. Przybysze zamiast pieniędzy do kieszeni mają dostać specjalną kartę płatniczą, tak, by nie mogli transferować gotówki do swoich rodzin za granicą, co ma w założeniu zmniejszyć atrakcyjność ubiegania się w Austrii o azyl. Po czwarte, obie partie chcą utrudnić ubieganie się o austriackie obywatelstwo. Po piąte, chcą zwiększyć skalę deportacji imigrantów z Austrii, zwłaszcza Afgańczyków i Syryjczyków. Po szóste, mają zamiar wzmocnić nauczanie języka niemieckiego dla dzieci imigrantów.
FPÖ-ÖVP chcą też wprowadzić szereg zmian w ekonomii. To przede wszystkim odciążenie podatkowe firm, obniżenie podatku dochodowego dla osób prawnych, zmniejszyć podatek od przenoszenia własności nieruchomości na firmy. Ponadto partie chcą ciąć biurokrację oraz zaprzestać wypłacać tzw. premię klimatyczną, która wiązała się z dużymi kosztami dla budżetu, z którego większości obywateli Austrii wypłacano pieniądze jako odszkodowanie za wyższe ceny energii spowodowane zieloną polityką. Ugrupowania chcą też zmniejszyć rolę ministerstwa ds. klimatu, rozbudować sieć dróg i autostrad i stawiać na silniki spalinowe w transporcie.
Obie partie są też zdecydowanie krytyczne wobec ideologii gender czy aborcjonizmu. Zepsucie austriackiej polityki jest jednak w tych obszarach na tyle duże, że trudno wyobrazić sobie jakieś zasadnicze reformy, na przykład w postaci wycofania się z homomałżeństw czy ograniczenia swobody zabijania dzieci nienarodzonych. Jest jednak możliwe, że nowe władze przeforsują poważną korektę polityki edukacyjnej, rezygnując z prania mózgów austriackiej młodzieży w szkołach, co, nota bene, bardzo przydałoby się również w Polsce.
Perspektywy
Czy rząd FPÖ-ÖVP się utrzyma, zobaczymy. W 2019 roku koalicję ÖVP-FPÖ rozsadziła duża afera związana z osobą ówczesnego szefa Wolnościowców i wicekanclerza, Heinza-Christiana Strachego. Do mediów wyciekły wtedy nagrania z rozmów, jakie Strache prowadził dwa lata wcześniej na temat pokątnego finansowania FPÖ, częściowo przy udziale rosyjskich podmiotów. Wydaje się, że Wolnościowcy odrobili tę lekcję i dziś podobny scenariusz już nie grozi. W bardziej odległej przeszłości FPÖ była też przedmiotem ostrej krytyki ze strony państw Unii Europejskiej. W 2000 roku nałożono na Austrię sankcje w związku z profilem politycznym ówczesnego szefa FPÖ, Jörga Haidera. Chodziło przede wszystkim o stosunek Wolnościowców do integracji europejskiej, dziś już zupełnie inny: choć FPÖ krytykuje brukselski centralizm, nie chce wyprowadzać Austrii z UE.
W sumie nic nie wskazuje na to, by władza Wolnościowców z chadekami miała natrafić na jakieś strukturalne przeszkody. Jeżeli oba ugrupowania spełnią choć większą część wyborczych obietnic i nie zmarnują zaufania, którym obdarzyli ich wyborcy – a dotyczy to przede wszystkim FPÖ – mogą mieć przed sobą długą przyszłość. Przez najbliższe lata Stanami Zjednoczonymi będzie rządzić Donald Trump, a to oznacza potencjalnie dobrą koniunkturę dla europejskiej prawicy. Niewykluczone, że jeżeli przyszłemu rządowi Austrii dramatycznie nie powinie się noga, tandem FPÖ-ÖVP otrzyma w kolejnych wyborach kolejną szansę na rządy, a to dałoby możliwość przeprowadzenia w tym niewielkim, ale ważnym kraju autentycznej prawicowej korekty, jakkolwiek w związku z liberalnym ukąszeniem FPÖ i jeszcze ściślejszym związkiem ÖVP z liberalizmem o kontrrewolucji we Wiedniu nie ma na pewno co marzyć.
Paweł Chmielewski