Jednej z największych organizacji ekologistycznych świata grozi bankructwo. W Stanach Zjednoczonych trwa obecnie proces, który może obciążyć Greepeace potężnymi kosztami. Aktywiści sami alarmują, że w przypadku przegranej, ogranizacja może przestać istnieć.
W Mandan w stanie Dakota Północna rusza proces przeciwko Greenpeace i jej oddziałowi w USA. Koncern Energy Transfers oskarża je o to, że na skutek akcji protestacyjnych sprzed kilku lat poniósł wysokie straty w związku z opóźnieniem gigantycznej inwestycji. Chodzi o rurociąg Dakota rozciągający się na długości 1,1 tys. km, przeciwko któremu protestowali eko-terroryści.
Koncern wycenił straty na 300 mln zł. Organizacja odrzuca żądania oraz utrzymuje, że proces ma na celu uderzenie w wolność słowa i zastraszenie organizacji ekologicznych. Jednocześnie ostrzegają, że w przypadku przegranej grozi im zaprzestanie dalszej działaności.
Wesprzyj nas już teraz!
– Chodzi o próbę doprowadzenia do bankructwa niektórych podmiotów, a co ważniejsze, o uciszenie i wysłanie wiadomości do szerszego społeczeństwa obywatelskiego – mówiła Sushma Raman z Greenpeace.
Zdaniem koncernu Energy Transfer, proces dotyczy nie wolności słowa, ale łamania prawa. W swoim oświadczeniu podkreślają, że w USA dozwolone jest protestowanie, ale w określonych łamach, które kategorycznie i wielokrotnie przekraczali eko-terroryści, doprowadzając do potężnych strat spółki.
Greenpeace znane jest z bezpośrednich akcji, często na granicy lub bezpośrednio łamiących prawo. Przedstawiciele organizacji atakowali także w Polsce. Celem ich „happeningów” były spółki węglowe i elektrownie, np. elektrownia Bełchatów. Aktywiści blokowali również transport węgla drogą morską czy wycinkę fragmentu Puszczy Białowieskiej.
Źródło: wpolityce.pl
PR
Komu oni służą? Greenpeace chce zmusić polskie elektrownie do dekarbonizacji drogą sądową
„Ekolodzy” z Greenpeace chcieli zablokować statek z węglem. Spacyfikowała ich Straż Graniczna