Dzisiaj

Puchate ofiary miłości bez miary i ich ludzie

(stock.adobe.com)

Kto nie jest zainteresowany bezpieczeństwem zwierząt, z tym nie rozmawiam – przeczytałam odpowiedź tymczasowego domu dla kotów na wyrzut, że stawiając wydumane ograniczenia, uniemożliwiają znalezienie sierściuchom domu. Szukałam kota i trafiłam do przedziwnej gałęzi internetu, w której każde słowo może być użyte przeciwko tobie. Masz jakieś „ale”? Nie podobają ci się wizyty pre- i postadopcyjne, osiatkowanie całego domu, kontrola karmy przez regularnie wysyłane foty? Masz gromadę dzieci? Jesteś zagrożeniem, a nie potencjalnym właścicielem. Wskutek tak zawyżonych standardów rozumienia, czym jest dobry dom i bezpieczeństwo zwierząt, mnóstwo futrzaków zostaje w masowych przechowalniach. Kota, a nawet „dwupak” znalazłam poza oficjalnym obiegiem. Ten ostatni bowiem został prawie całkowicie skolonizowany przez fundacje, wielbicieli zwierząt i… miłosiernych hejterów.

Pomysł, by niniejszy tekst skomponować, pojawił się w okresie wrześniowej powodzi, gdy internet rozgrzewały do czerwoności doniesienia o uratowanych zwierzętach i ich obrońcach (w stylu nie bacząc na niebezpieczeństwo rzucił się na pomoc kotu). Rolę złoli odgrywali za to okrutni, niezainteresowani ewakuacją stworzenia właściciele (tu pojawiały się liczne życzenia śmierci wśród tortur); rolę dobrych – oprócz strażaków – zbieracze jeży i wiewiórek.

O ile jest to cenna pomoc dla dość bezradnych, sympatycznych stworzeń, o tyle gniew lub wręcz nienawiść, jakie spadają na każdą osobę, która w ten czy inny sposób narazi się internetowym miłośnikom zwierząt, i brak analogicznego współczucia wobec ludzi są przerażające. Uwidaczniają się zaś szczególnie tam, gdzie interes jednych i drugich wchodzi ze sobą w realny czy… domniemany konflikt. Kilka przykładów? Ktoś znajduje kota, który okazuje się wychodzącym (a właściciel, który pozwala kotu wychodzić, to morderca). Kot ma obróżkę (Niech sam zawiśnie na gałęzi, zaczepiony, i zdycha w męczarniach!). Kot jest niesterylizowany (o, to już wina za wszystkie nieszczęścia przydarzające się kotom). I zdecydowanie nie są to pojedyncze komentarze – to zjawisko masowe.

Wesprzyj nas już teraz!

Zwierzę-dziecko

O psynkach i psórkach – szkoda pisać, bo słyszał o nich każdy. Sygnałów o utracie miary jest więcej. Zmiana języka z przygarniania na adopcje, która dokonała się już dekadę temu i która sprowadziła hejt nawet na profesora Jerzego Bralczyka. Rosnący dynamicznie rynek wózków dla zwierząt, sprzedawanych w niektórych krajach podobno więcej niż dziecięcych. Narracje ekologiczne, w których najświętszym celem jest zawrócenie ludzkości do etapu „nieszkodliwości” (czyli sprzed rewolucji neolitycznej – wynalezienia rolnictwa, jak u Harariego). Oskarżanie człowieka i hodowanych przezeń przemysłowo zwierząt o ślad węglowy, którego nikt nie zarzuci dowolnej liczbie wolno żyjących stworzeń. O co chodzi? O wzmożenie uczuciowe i proces społeczny, w którym stało się ono nową normalnością. Pytanie o miłość do zwierząt pojawia się w kontekście utraty umiaru.

Wokół każdej fundacji i prozwierzęcej strony wyrasta rozbudowane grono wielbicieli biednych zwierzątek, w ogromnej większości kobiet. Jordan Peterson wyraził się dosadnie: dla bezdzietnej kobiety każde stworzenie jest niemowlęciem. Okrutne? Dla ludzi wielu epok oczywiste, że znudzenie, infantylność, brak realizacji roli macierzyńskiej musi zostać zrównoważone. Kto pamięta postać babki w komedii Kogel-mogel? Tej, która wybrała się na wieś z rasową pudliczką, ze względu na cieczkę trzymaną w zamknięciu (bo, widzi pani, to jeszcze panienka). Wyfiokowania miastowa babcia ucieknie ze wsi z psem, pozostawiając na łaskę miejscowych własnego wnuczka.

Każdy brak umiaru bazuje na autentycznych wartościach i potrzebach. Musimy zrozumieć podstawowe znaczenie zwierząt w naszej rzeczywistości, by zdiagnozować, gdzie leży przyczyna nierównowagi.

Zwierzę-proteza

Pierwszy aspekt umożliwiający przekierowanie uczuć w stronę zwierząt, o którym rzadko pamiętamy, jest… technologiczny! Jeszcze niedawno masowe trzymanie w domach futrzaków było niemożliwe ze względów praktycznych i higienicznych. Wsadzenie śmierdzącego psa do wanny, odrobaczenie kota, zapobieganie inwazji pcheł, nie wspominając już o psich fryzjerach, absorbujących zapachy żwirkach i tym podobnych wynalazkach, to zdecydowanie opcje współczesne. Kto z fanów jeży pamięta, jak wielka jest ich podatność na pasożyty – i jaka fundacja mogłaby im masowo pomagać bez technologii? Przed współczesnością niełatwo było uczłowieczać futrzaki.

Druga sprawa mocno się z pierwszą wiąże. Jako społeczeństwo toksykujące się cyfrowo dziczejemy społecznie. Im więcej ułatwiaczy, online’ów, aplikacji do zdalnego załatwiania tego i owego, w tym komunikacji, tym trudniej nam radzić sobie w realnym kontakcie. Zawsze istnieli ludzie mający z tym większe trudności, ale poziom cywilizacyjny zazwyczaj zmuszał ich do trenowania umiejętności. Dziś ściąga w dół tych, którzy w innych warunkach nabraliby co najmniej średniej sprawności w tym zakresie. Im więcej ludzi ma motywację psychologiczną do unikania kontaktu i trudności z wytrzymywaniem obecności innych ludzi (a mamy tu mnóstwo rosnących w liczbę opcji diagnostycznych, takich jak spektrum autyzmu, wysoka wrażliwość, przeróżne fobie społeczne i tym podobne), tym więcej osób będzie preferowało ograniczenie się do towarzystwa zwierząt – samotne lub w parze. W przyrodzie nic nie ginie, a zatem i instynkty (chociażby rodzicielskie czy opiekuńcze, czy te związane z własną generatywnością) muszą zostać jakoś przeprogramowane i zaprzęgnięte do innego, z reguły nadmiarowego celu. Na przykład misji w służbie zwierząt.

Nie jest tak, że wartość utylitarna zwierząt (ich istnienie dla człowieka) sprowadza się do pozyskiwania mięsa, skór czy nabiału – taki sposób myślenia stanowi drugi kraniec na osi przesady. W każdym wymiarze ludzkiego istnienia, również psychologicznym, możemy ogromnie skorzystać ze zwierząt – bo mają nam ogromnie dużo do zaproponowania. Użytkowa wartość to niekoniecznie konsumowanie i uprzedmiotawianie.

Zwierzę-bóstwo

Paradoksalnie, uwielbienie, jakim otaczane są zwierzęta, wynika z ich nierównego statusu względem człowieka i z kolei ontycznej równości pomiędzy ludźmi, psychologicznie przeżywanej w sposób, który za chwilę nakreślę. Musimy przy tym przyjąć istnienie niepokojącej katolików podświadomości, czyli strefy, w której psychika przechowuje to, czego zauważać nie powinna lub nie chce – a których nie może nie zauważyć, więc zgodnie z regułami własnego funkcjonowania wypycha je poza dane dostępne świadomie. Są to oczywiście koncepcje spekulatywne i niepoddające się zabiegom nadającym im walor nauk ścisłych, ale – przykro mi – w sztuce rozumienia, co się z człowiekiem dzieje i w sztuce pomagania mu – nieomal niezbędne. Widać to szczególnie dosadnie przy głębszych problemach czy wręcz patologiach osobowości, gdy człowiek jest praktycznie niezdolny do nazwania swoich trudności i podjęcia nad nimi pracy bez nawet wieloletniego przygotowywania podglebia. Koniec dygresji.

Jednym ze sposobów radzenia sobie z tym, że psychika jednocześnie zauważa i zauważać nie chce, jest projekcja. Niczym belkę we własnym oku i drzazgę w cudzym dostrzegamy u innych to, czego u siebie nie możemy ścierpieć. Wyprojektować możemy coś na dowolny obiekt (Cholerne drzwi, uwzięły się na mnie, znów się zatrzasnęły), w tym na zwierzę. Przy mechanizmie obronnym nie robimy tego świadomie – i nie mamy dystansu, po prostu przeżywamy w drugim daną cechę. Człowiek ma niezrównane możliwości bycia obiektem projekcji. Dlatego jego obecność przeżywamy znacznie silniej, aż do stanu, w którym te emocje mogą wydawać się nie do zniesienia.

Człowiek faktycznie jest zwierciadłem, z którym nie sposób nie prowadzić dialogu. Zwierzę w zdecydowanej większości przypadków jest tylko (dla wielu: aż) obiektem uczuć, które odwzajemnia na zasadzie programowanych doświadczeń (karmienie, głaskanie i tym podobne). Dusza jednak wyzywa duszę, niczym na pojedynek, do świata daleko bardziej skomplikowanego, w którym nie sposób znaleźć święty spokój. Z ulubionym zwierzęciem jak najbardziej jest to możliwe! I chyba tu jest… pies pogrzebany.

Dla psychologa ważne są możliwości zwierząt w zakresie regulowania ludzkich emocji, a nawet leczenia w obrębie głębokich, niefunkcjonujących w oparciu o słowa obszarów mózgu. Rozmaite felino-, dogo-, hipo-, alpakoterapie naprawdę działają. Przydają się też w rehabilitacji ciała. Można tę listę rozbudowywać w nieskończoność. Akwaria naprawdę wyciszają. Stwory domowe naprawdę uczą odpowiedzialności i są towarzyszami dzieci. Obserwacje zwierząt są inspirujące i u „przecywilizowanego” człowieka, oderwanego od swojego ciała i naturalnych, biologicznych funkcji (szukanie partnera, rozmnażanie, opieka nad młodymi, a nawet zwykły instynkt życia) mogą obudzić zdrowe tryby. Nie wspominając o ich znaczeniu dla nauki i zrozumienia procesów, również psychologicznych, które nam umożliwiły (jak znane małpki Harlowa).

Zwierzę-towarzysz

Odruch opiekuńczy czy współczucie wobec słabszej istoty można uznać za papierek lakmusowy posiadania wrażliwości umożliwiającej pełnienie ról rodzicielskich (i innych ról ze wspólnym mianownikiem cudzej słabości). Dziecięce profile i proporcje twarzy – co dotyczy też proporcji pyszczków młodych ssaków czy główek młodych ptaków – w sposób biologicznie „programowany” wywołują w nas odczucie czułości, a nawet rozanielenia (to tak zwane wewnętrzne modele operacyjne, które działają, chyba że coś w rozwoju osobniczym pójdzie nie tak – tu znów można wspomnieć powyższe małpki i łatwe do znalezienia w sieci badania).

Zwierzęta mogą protezować nieobecność człowieka bądź jego niezdolność do pełnienia istotnych funkcji, co potwierdza każde dziecko szukające pocieszenia wśród futrzaków. Jesteśmy na siebie skazani, żeby nie tylko istnieć, ale zdrowo się rozwijać.

Zwierzę jako towarzysz życia w dużo większej mierze niż człowiek poddaje się formowaniu według naszego widzimisię, osadzaniu w roli przyjaciela, podopiecznego, maskotki czy zabawki, dowodu zamożności czy cnót w mediach społecznościowych, ale też… ofiary ludzkiej przesady.

Katarzyna Wozinska

 

Tekst pochodzi ze 102. numeru magazynu „Polonia Christiana”

Aby zamówić numer skontaktuj się z nami pod numerem: tel: +48 12 423 44 23

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(7)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie