Jeśli na samochody elektryczne nie ma rynku, jeśli nie ma do nich dopłat, to pewnego dnia trzeba sobie zrobić rachunek sumienia i uczciwie oszacować konsekwencje obecnie utrzymywanego kursu – mówi Jean-Philippe Imparato, szef Stellantis – drugiego największego w Europie producenta samochodów w rozmowie z Interią.
Jak podkreślił przedsiębiorca, nałożony przez UE skok w wymogach dotyczących redukcji emisji spalin „jest ogromny”. Zgodnie z wytycznymi udział samochodów LEV [czyli niskoemisyjnych, elektrycznych bądź hybryd plug-in – przyp. red.] ma w przypadku grupy Stellantis skoczyć z 12 do 21 procent.
– Narzucanie nam coraz ostrzejszych norm przy jednoczesnym wycofaniu się z jakiegokolwiek wsparcia ku ich realizacji uważam za działanie pozbawione sensu – podkreśla Imparato. – Nikt nie podważa celu, do którego dążymy, ale narzucane nam obecnie tempo docierania do niego jest zdecydowanie zbyt brutalne. Jest to opinia, którą podzielamy w ACEA oraz w całym europejskim przemyśle motoryzacyjnym – przyznaje.
Wesprzyj nas już teraz!
W ocenie szefa Stellantis, obecne tempo realizacji założeń Zielonego Ładu odbywa się z krzywdą dla europejskich firm i tysięcy zatrudnianych przez nie pracowników. Sam Stallantis zatrudnia ok. 65 tys. osób, a w Polsce znajdują się dwie fabryki tego producenta: w Gliwicach i Tychach.
– Jeśli na samochody elektryczne nie ma rynku, jeśli nie ma do nich dopłat, to pewnego dnia trzeba sobie zrobić rachunek sumienia i uczciwie oszacować konsekwencje obecnie utrzymywanego kursu. Mam wrażenie, że europejscy ustawodawcy dopiero teraz odkrywają te konsekwencje – zauważył przesiębiorca. Jedną z tych konsekwencji jest zwiększenie udziału europejskich koncernów w spółkach chińskich.
Interia przypomina, że w październiku 2023 r. Stellantis kupił za półtora miliarda euro 20 proc. udziałów w chińskim producencie Leapmotor, który teraz z powodzeniem podbija rynki Unii Europejskiej.
Imperato określił zakup Leapmotora „bardzo mądrym ruchem”. Dzięki temu Stellantis może nadal utrzymywać sprzedaż samochodów spalinowych bez narażania się na konsekwencje finansowe.
– Jeśli widzę wymagania i kary za ich niespełnienie, jakie przedstawiają mi europejscy politycy, którzy jednocześnie nie zapewniają mi dopłat, nie zapewniają mi konkurencyjnych cen energii, nie zapewniają mi infrastruktury do ładowania aut elektrycznych, to niech się nie dziwią, że sięgam po współpracę z chińską marką, która pomoże mi sprzedać auta elektryczne i dać zajęcie moim fabrykom – przyznaje wprost.
Źródło: interia.pl
pR