– Uzależnienie nie jest produktem ubocznym korzystania z mediów społecznościowych, ale ich istotą i sensem. (…) Tym na czym się [w nich] zarabia jest czas i uwaga – alarmuje Grzegorz Górny w rozmowie z Pawłem Chmielewskim z PCh24TV. Publicysta i autor książki „Kto chce ukraść dusze naszych dzieci?” przestrzega rodziców przed zagrożeniami związanymi ze zbyt łatwym dostępem ich dzieci do świata wirtualnego i pokazuje w jaki sposób dusze tych dzieci ocalić.
W swojej książce Grzegorz Górny opisuje problem uzależnienia najmłodszych od internetu. Dzieci, które miały zbyt łatwy dostęp do świata wirtualnego, wykazują później cały szereg problemów, zaczynając od tych fizycznych – bo brakuje im aktywności fizycznej – przez trudności w budowaniu relacji, zaburzony rozwój intelektualny, kończąc nawet na problemach psychicznych takich jak depresja czy próby samobójcze.
Publicysta zauważył, że nie da się rozwiązać problemu uzależnienia dzieci od internetu w sposób globalny. Nie można bowiem zakazać np. mediów społecznościowych ze względu na wolność działalności gospodarczej, wolność słowa czy wolność wypowiedzi. A przecież uzależnienie nie jest efektem ubocznym korzystania z tych mediów, ale ich istotą i sensem. To na czym one zarabiają, to ludzki czas i uwaga.
Wesprzyj nas już teraz!
– Koncerny samochodowe sprzedają samochody, deweloperzy budują mieszkania. A na czym zarabiają tak olbrzymie pieniądze właśnie ci właściciele mediów społecznościowych? – zapytał publicysta. – Na marzeniach, aspiracjach, oczekiwaniach – wyjaśnił.
Grzegorz Górny radzi rodzicom, aby odroczyli moment dawania dzieciom smartfonów nawet do wieku kilkunastu lat. Poprzez zbyt łatwy dostęp do internetu, dzieci stają się uwięzione w świecie cyfrowym, a rodzice tracą z nimi kontakt.
– Telefon ma dwie funkcje, czyli nawiązuje rozmowę i odbiera sygnał. Rozmowa – to jest funkcja telefonu. Natomiast dzisiaj nie daje się dzieciom telefonu, żeby mieć z nimi kontakt. Dzisiaj daje się urządzenia, żeby nie mieć z nimi kontaktu. Bo odcinamy je od siebie, bo one się zanurzają w innym świecie – zauważa publicysta.
Istnieje poważne niebezpieczeństwo związane z faktem, że dzieciom, które dojrzewają, które ledwo uczą się radzić sobie w świecie, których mózg dopiero się rozwija, daje się wysoce skomplikowane urządzenia, których funkcjonalności nie znają nawet ich rodzice. To prędzej czy później wyrządzi im krzywdę.
– To jest tak, jakby komuś, kto się uczy jeździć, dać bolid Formuły 1, żeby sobie jeździł ulicami – porównuje pisarz.
Okres dojrzewania u dziecka to czas, kiedy jego mózg jest wciąż plastyczny, kiedy dziecko rozwija się intelektualnie. I to w jaki sposób ten mózg się będzie kształcił, czym będzie karmiony, będzie miało efekty w całym późniejszym życiu człowieka.
– Nadmierna ekspozycja umysłu na takie treści audiowizualne (…) kształtuje pewne zdolności percepcyjne ludzkiego mózgu, że on się inaczej kształtuje i później nie jest w stanie odbierać bardziej skomplikowanych komunikatów – ostrzegł publicysta. – Takie dziecko nie jest w stanie się skupić nad dłuższą kartką tekstu pisanego. Nie jest w stanie potem rozwinąć pewnej krytycznej czy twórczej refleksji. I to powoduje trwałe upośledzenie poznawcze, kognitywne – dodał.
Według rozmówcy, na rodzicach spoczywa obowiązek, aby ocalić dusze dzieci przed krzywdą grożącą im w świecie wirtualnym. W jaki sposób? Autor wylicza m.in. gry planszowe, sport, harcerstwo, czy duszpasterstwo. Dzieci muszą znaleźć alternatywę dla świata cyfrowego, ale przede wszystkim, rodzice muszą być w ich życiu obecni.
– Musi być to towarzysząca obecność osób dorosłych i musi być zajęcie czymś tych dzieci świecie realnym – zaznaczył publicysta. – Żeby ocalić dusze dziecka, to trzeba z tym dzieckiem przede wszystkim być – podsumował.
Źródło: PCh24TV
AF