Dzisiaj

Koncepcja „trwałego i sprawiedliwego pokoju” papieża Benedykta XV

„Pokój wam!” – to pierwsze skierowane do uczniów słowa zmartwychwstałego Pana Jezusa. Ale jak czynić pokój, gdy się było świadkiem wielu nieprawości, okrucieństwa i niesprawiedliwości? Gdy wciąż żywe pozostaje wspomnienie wojny? Jak w praktyce wprowadzić pokój, w dodatku „sprawiedliwy” i „trwały”? Te zagadnienia obecnie zaprzątają głowę wszystkich tych, którzy chcieliby położyć kres wojnie tuż za naszą wschodnią granicą bądź w Ziemi Świętej. Powstaje pytanie, czy Magisterium Kościoła może być pomocne w tejże niezwykle delikatnej materii?

Wojna towarzyszy ludziom od zarania dziejów. „Całkowity” pokój w świecie doczesnym nie jest możliwy. Jednak, państwa, a właściwie rządzący nimi politycy i monarchowie powinni starać się tak ułożyć wzajemne relacje, aby unikać konfliktów. Gdy jednak wojna jest nieodwołalna, to powinna być – przynajmniej zgodnie z nauczaniem Magisterium – sprawiedliwa, czyli prowadzona w celu przywrócenia pokoju, ładu i sprawiedliwości. Tak jak wskazywał św. Augustyn, który był świadkiem najazdów plemion barbarzyńskich na prowincje Imperium Rzymskiego, a nawet zdobycia samego Rzymu przez Wizygotów w 410 roku.

Gdy motywem walki jest pycha i chciwość – grzechy będące źródłem wszelkich nieprawości – to wtedy mamy do czynienia ze zbójectwem (wojną niesprawiedliwą).

Wesprzyj nas już teraz!

Sprawiedliwa jest wojna obronna, przy czym szczególna odpowiedzialność moralna spoczywa w tym wypadku na rządzących, którzy biorą na siebie ciężar decyzji o wszczęciu walk, uwzględniając możliwości państwa.

W XIII wieku święty Tomasz z Akwinu wskazał, iż dopuszczalne jest prowadzenie wojny wypowiedzianej przez władcę (zakaz wojen prywatnych), który ma słuszną przyczynę i słuszną intencję. Tylko taka wojna, która musiała prowadzić do dobra i maksymalnego uniknięcia zła, mogła być uznana za „moralną”.

Rajmund z Penyafortu w „Summa de casibus” – za Wawrzyńcem Hiszpanem – zdefiniował pięć kryteriów wojny sprawiedliwej, akcentując, że świeccy wojownicy muszą kierować się dobrą intencją, a nie nienawiścią czy chciwością. Do tej spuścizny nawiązali: Baldus de Ubaldis i Wilhem z Rennes, do których odwołał się na słynnym i przełomowym Soborze w Konstancji w XV wieku kanonista Paweł Włodkowic, krytykując działania Krzyżaków.

Również w XIII wieku, za sprawą papieża Innocentego IV, zwolennika krucjat w obronie Ziemi Świętej, tworząca się doktryna prawa ludów rozwinęła się o kwestię dopuszczalności atakowania ludów pogańskich. Innocenty IV w dziele „Apparatus Decretallium” wskazał wyraźnie, że „chrześcijanie nie mają prawa pozbawiać pogan władzy nad ich terytorium ani nie wolno pozbawiać ich własności pod pretekstem szerzenia wiary chrześcijańskiej”. Papież zabronił wojen zaborczych, dziś byśmy powiedzieli – imperialnych, nawet jeśli władca uzasadniałby to koniecznością nawracania na katolicyzm. Ojciec Święty dopuszczał jedynie obronę Ziemi Świętej, do której udawały się liczne pielgrzymki.

Na Innocentego często powoływał się wybitny polski prawnik, kanonik kapituły katedralnej na Wawelu, pierwszy rektor odnowionego w 1400 roku Uniwersytetu Krakowskiego – Stanisław ze Skarbimierza. Papież bowiem nawiązywał do prawa naturalnego, uznawał prawo do władzy i posiadania oraz pokojowego współistnienia wszystkich ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo Boże. Poglądy te – chociaż krytykowane w średniowiecznej Europie, między innymi przez Henryka z Suzy – odcisnęły silne piętno na wielu umysłach.

Stanisław ze Skarbimierza – jeden z twórców polskiej szkoły międzynarodowej – przywołuje Księgę Przysłów: „Niesłusznie nie sprzeczaj się z nikim, o ile ci zła nie wyrządził”. Zaznacza, że „[s]koro zgodnie z nauką Salomona, bez prawowitej przyczyny (sine causa legitima) nie należy podejmować walki przeciwko jakiejś jednej osobie, to tym bardziej przeciwko całemu państwu, królestwu, księstwu lub społeczności”.

Kanonik przestrzega władców, by zawsze sprawdzali, czy wojna jest sprawiedliwa, bo tylko taka była uzasadniona. „Niech zatem żaden król czy książę bez powodu nie rozpoczyna walki przeciwko królestwu, gdyż będzie miał przeciwko sobie Boga i prawo” – konstatuje.

Wojna jest sprawiedliwa tylko wtedy, gdy prowadzi ją osoba świecka, nie duchowna, jeśli „toczy się dla odzyskania własności lub obrony ojczyzny”, istnieje „prawowita przyczyna, to znaczy toczy się z konieczności w celu przywrócenia lub ustanowienia naruszonego pokoju”, jeśli „nie jest prowadzona z nienawiści, żądzy czy chęci zemsty, lecz ze względu na gorliwe umiłowanie prawa Bożego, ze względu na miłość, sprawiedliwość i posłuszeństwo”. Jest sprawiedliwa, jeśli „toczy się z upoważnienia Kościoła, szczególnie, gdy walka prowadzona jest w obronie wiary lub z przyzwolenia zwierzchnika”.

W razie zewnętrznej napaści wspólnota ma jak najbardziej uzasadnione prawo bronić się. Stanisław zwraca jednak uwagę, że nawet jeśli inny władca napadnie bez powodu dany kraj, a potem zaproponuje zadośćuczynienie, naprawiające wyrządzoną szkodę „według wskazania uczciwych rozjemców”, to nie można kontynuować walk.

Na argument, że wojny nie należy w ogóle wszczynać, nawet sprawiedliwej, autor sugeruje, iż w przeszłości zawsze toczyły się zbrojne konflikty. O wielu takich przypadkach donosi Biblia. W Księdze Wyjścia jest napisane: „Ja [Pan Twój Bóg] jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach aż do trzeciego i czwartego pokolenia”.

Czytamy: „Ktoś mógłby jednak powiedzieć dalej, że napisano: Syn nie ponosi odpowiedzialności za winę swojego ojca. Ja na to odpowiem, że syn dźwiga winę ojca, a poddany – niesprawiedliwości władcy lub namiestnika, [ale tylko] w odniesieniu do kary doczesnej, nie wiecznej, cielesnej, a nie względem duszy” – pisze autor „Kazania o wojnie sprawiedliwej”.

Stanisław przypomina, że „żaden grzech nie może pozostać bez kary, gdyż karę wymierza albo Bóg, albo człowiek”.

Benedykt XV – „przewodził Kościołowi w okresie zamętu wojny”

Bliżej już naszych czasów papież Benedykt XV, którego pontyfikat przypadał na lata I wojny światowej (1914 – 1922). Rozwijał on koncepcję trwałego i sprawiedliwego pokoju.

Benedykt XV ­­– jak żaden inny papież – starał się zdefiniować konkretne wymogi sprawiedliwego pokoju, kończącego jedną z najkrwawszych w historii świata wojen. Zaangażowanych było w nią około dwóch trzecich ówczesnych katolików. 124 miliony z nich walczyło po stronie Trójporozumienia, a 64 miliony – po stronie Trójprzymierza.

Arcybiskup Bolonii Giacomo Della Chiesa, który został wybrany na papieża 3 września 1914 r., zaledwie kilka miesięcy po mianowaniu kardynałem, wśród krytyków uchodził za modernistę, na którego duży wpływ miał mieć kard. Mariano Rampolli, sekretarz stanu za Leona XIII.

W literaturze często określa się go mianem „nieznanego papieża”. Niecałą dekadę temu niemiecki historyk Michael Hesemann rzucił światło na ogromne zaangażowanie Benedykta XV i jego dyplomacji w ratowanie Ormian przed ludobójstwem. Kardynał Joseph Ratzinger postanowił nawiązać do niego, przyjmując imię Benedykta XVI. Cenił „czcigodnego papieża Benedykta XV, który przewodził Kościołowi w okresie zamętu spowodowanego przez I wojnę światową” za to, że był „mężnym i prawdziwym prorokiem pokoju, z wielką odwagą czynił wszystko, co możliwe – najpierw, by uniknąć dramatu wojny, a następnie ­– by ograniczyć jej zgubne skutki”.

Polacy są szczególnie wdzięczni Benedyktowi XV za aktywne wspieranie naszego kraju podczas nawały bolszewickiej w 1920 roku. Wcześniej, w październiku 1918 r. papież Benedykt XV skierował „Orędzie do Narodu Polskiego” z życzeniami „zmartwychwstania Polski”. Latem 2019 r. Stolica Apostolska nawiązała oficjalne stosunki dyplomatyczne z II Rzeczpospolitą.

Neutralność papieska

Tenże papież już w swojej pierwszej encyklice z 1 listopada 1914 roku – „Ad Beatissimi Apostolorum” apelował o zaprzestanie działań wojennych. Nie opowiedział się po żadnej ze stron konfliktu, zauważając, że „[w]szystkich bowiem ludzi Jezus Chrystus wyzwolił z niewoli grzechu, wylawszy swoją krew na okup, i nie ma nikogo, któryby od dobrodziejstwa tego odkupienia był wyłączony; dlatego Boski Pasterz ma już część rodzaju ludzkiego, którą w swej owczarni na szczęście zgromadził, podczas gdy drugą część tam sprowadzić pragnie mówiąc miłośnie: I drugie owce mam, które nie są z tej owczarni: i one potrzeba, abym przywiódł: i słuchać będą głosu mego”.

Jednocześnie ubolewał nad stanem Europy i całego świata, nad „opłakania godnym położeniem społeczeństwa ludzkiego”, który to stan „zapewne nigdy, odkąd pamięć ludzka sięga, nie był okrutniejszym i boleśniejszym”. „Zdaje się naprawdę – pisał – jakby nadeszły owe dni, o których Chrystus przepowiedział: Usłyszycie wojny i wieści o wojnach… powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu (Mat 24, 6. 7). Nad wszystkim bowiem panuje smutny obraz wojny i obecnie prawie nic innego myśli ludzkich nie zajmuje”.

Widząc „największe i kwitnące dostatkiem narody” walczące ze sobą, wykorzystujące „najnowsze sztuki wojenne”, zadające „wyszukane okrucieństwo” i niszczące infrastrukturę, powodujące nędzę i ucisk, papież zaklinał „tych, którzy kierują i rządzą sprawami publicznymi, aby mając wzgląd na to, ile to już łez i krwi wylanych zostało, pospieszyli swoim ludom przywrócić błogosławione pokoju dobrodziejstwa”.

Dzierżącym w swych rękach losy państw mówił, iż „są zaprawdę inne drogi i inne sposoby, ażeby, jeżeli jakie prawa zostały pogwałcone, wyrównane zostały”.

Benedykt XV wskazał także na przyczyny wojennych zatargów i powszechnego zamieszania, zaznaczając, że wynikają one z porzucenia „chrześcijańskiej mądrości, przykazań i ustanowień, które zabezpieczały trwałość ich i spokój”.

Postępowała dechrystianizacja. „To zaś zło, które my widzimy, jest: brak wzajemnej między ludźmi życzliwości; poniżanie powagi władzy; krzywdzące walki jednych klas społecznych z drugimi; pożądanie dóbr doczesnych, przemijających i znikomych z takim upragnieniem, jakby wcale nie było innych i to wiele donioślejszych, o których nabycie człowiek starać się powinien. To są – zdaniem Naszym – cztery przyczyny, które społeczność ludzką tak potężnie targają” – zaznaczył w encyklice.

By je wyplenić, społeczność ludzka musiałaby powrócić do życia zgodnego z zasadami chrześcijańskimi, do miłości bliźniego. I chociaż wiele „rozprawiano o braterstwie między ludźmi; a nawet nie wahano się tego braterstwa z pominięciem Ewangelii i z lekceważeniem Chrystusa i Kościoła, podnosić jako jednego z największych darów, który tegoczesna humanitarność z siebie wydała”; „w rzeczy zaś samej, nigdy nie było mniej braterskich stosunków między ludźmi, aniżeli obecnie” – konstatował.

Papież potępił „nienawiść z powodu różnicy narodowości” i nienawiść klasową, brak poszanowania dla władzy, „uporczywe dążenie do wolności”, które prowadzi do pogardy praw, rozruchów mas i „śmiałości krytykowania wszelkich rozkazów”. Ganił rządzących za odejście od „świętej religii Jezusa Chrystusa”, zaznaczając, że „odrzucają narody powagę tych, co nimi rządzą, gdy oni Bożą gardzą powagą”.

To jednak „chciwość” miała być przyczyną wszelkiego zła i dopóty jej się nie wypleni, dopóki „nie zapanuje w ludzkich stosunkach stałe i trwałe uspokojenie”.

W słynnym przemówieniu podczas konsystorza z 22 stycznia 1915 r. Benedykt XV ubolewał, iż nie ma końca wojny. Jednocześnie akcentował znaczenie bezstronności – „papieskiej neutralności”.

Przypomniał, iż „nikomu nie wolno, pod żadnym pozorem, naruszać sprawiedliwości”. Potępił – jako Papież Rzymu, który „został ustanowiony przez Boga najwyższym interpretatorem i obrońcą prawa wiecznego” – „każdą niesprawiedliwość, bez względu na to, z której strony została popełniona”. Dodał: „jednakże angażowanie autorytetu papieskiego w spory pomiędzy stronami konfliktu nie byłoby, prawdę mówiąc, ani wygodne, ani użyteczne. Każdy, kto rozsądnie osądzi, nie może nie dostrzec, że Stolica Apostolska, w tej ogromnej walce, choć bardzo zaniepokojona, musi pozostać całkowicie bezstronna; ponieważ Papież Rzymu, jako Wikariusz Jezusa Chrystusa, który umarł za każdego człowieka, musi obejmować wszystkich walczących tym samym uczuciem miłości; ponieważ jest on wspólnym ojcem katolików, ma po obu stronach walczących wielką liczbę synów, o których zbawienie musi troszczyć się w równym stopniu i bez rozróżnienia. Dlatego konieczne jest, aby patrzył na nich nie przez pryzmat interesów, które ich dzielą, ale przez pryzmat wspólnej więzi wiary, która ich łączy; gdyby postąpił inaczej, nie tylko nie służyłby wcale sprawie pokoju, ale co gorsza, wywołałby niechęć i nienawiść do religii oraz naraziłby sam spokój i wewnętrzną harmonię Kościoła na poważne zaburzenia”.

Papież dał tym samym do zrozumienia, że nie chce, aby rządzący w poszczególnych krajach próbowali w jakikolwiek sposób wywierać na niego presję, by opowiedział się po którejś ze stron konfliktu, niezależnie od tego, czy została ona pierwsza napadnięta, czy nie. Ograniczył się do kierowania próśb błagalnych do „tych, którzy przekroczyli granice wrogich narodów”, aby „najechane regiony nie były niszczone bardziej niż wymagają tego powody okupacji wojskowej, i, co ważniejsze, aby dusze mieszkańców nie były ranione, bez rzeczywistej konieczności, w tym, co jest im najdroższe, jak świątynie, kapłani, prawa religii i wiary”.

Zwracając się do narodów okupowanych przez wroga wskazywał, że „rozumiemy doskonale, jak uciążliwe musi być dla nich poddaństwo wobec cudzoziemca. Nie chcielibyśmy jednak, aby chęć odzyskania niepodległości skłoniła ich tym bardziej do utrudniania utrzymania porządku publicznego, co znacznie pogorszyłoby ich sytuację”.

Co więc należy robić w takiej sytuacji? Zdaniem papieża, „nie powinniśmy tracić ducha, gdy trapią nas tak liczne i tak poważne troski” i w rzeczywistości, gdy „im ciemniejsza wydaje się przyszłość, z tym większą ufnością” powinno się „przystąpić do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli łaskę ku pomocy w stosownej porze” (Hbr 4,16).

Ludzie powinni zanosić „usilne i pokorne modlitwy do Pana, który jako władca i suwerenny sędzia ludzkich losów, może sam kierować wolą ludzi, zgodnie ze swoimi nieomylnymi planami, poprzez ścieżki, które najbardziej Mu się podobają”. Benedykt XV przypomina bowiem, że „Bóg pozwala ludziom, którzy całą swoją uwagę skupiali na sprawach ziemskich, karać się wzajemnie za pogardę i niefrasobliwość, z jaką Go traktowali”.

Ojciec Święty zachęcał wszystkich do wspólnej modlitwy, by ludzie wyjednali sobie łaskawość Bożą.

Benedykt XV apelował o pokój także w adhortacji apostolskiej „Allorché fummo chiamati” z 28 lipca 1915 r. W przemówieniu skierowanym do Kolegium Świętego z 6 grudnia tego samego roku, „Nostis profecto”, mówił o „sprawiedliwym, trwałym pokoju, który nie przynosi korzyści tylko jednej ze stron walczących”.

Papież zaznaczył, że konieczna jest „wymiana myśli: bezpośrednia i pośrednia”. „Dążenia każdej ze stron powinny zostać ostatecznie jasno przedstawione i należycie rozważone z chęcią i spokojnym sumieniem, eliminując te niesprawiedliwe i niemożliwe, a biorąc pod uwagę te sprawiedliwe i możliwe, ze sprawiedliwymi rekompensatami i porozumieniami, jeśli zajdzie taka potrzeba. Naturalnie, jak we wszystkich sporach międzyludzkich, które muszą być rozstrzygane przez same strony konfliktu, konieczne jest, aby obie strony konfliktu poszły na pewne ustępstwa i zrezygnowały z niektórych spodziewanych korzyści; i każdy powinien chętnie pójść na takie ustępstwa, nawet jeśli będą one wiązać się z pewnym poświęceniem, aby nie brać na siebie przed Bogiem i ludźmi ogromnej odpowiedzialności za kontynuację masakry, której nie ma żadnego przykładu i która, jeśli będzie kontynuowana, może stać się dla Europy początkiem upadku prosperującej cywilizacji, do której wysokiego poziomu wyniosła ją religia chrześcijańska”.

„Do przywódców narodów walczących”

Jednak, to w adhortacji „Dès le début” z 1 sierpnia 2017 r. – jak nigdy do tej pory żaden papież – Benedykt XV sformułował konkretne warunki uzyskania sprawiedliwego i trwałego pokoju.

Adhortacja, w której papież bezpośrednio zwraca się do „przywódców narodów walczących” przypomina, iż od samego początku wojny Watykan starał się zachować neutralność – „całkowitą bezstronność wobec wszystkich walczących, jak przystało na tego, który jest wspólnym Ojcem i kocha wszystkie swoje dzieci jednakowym uczuciem”. Dlatego też nuncjusze starali się „czynić dla wszystkich jak największe dobro, jakie tylko można było”, „bez względu na narodowość czy religię, zgodnie z powszechnym prawem miłości bliźniego i najwyższym duchowym obowiązkiem powierzonym przez Chrystusa”. Jednocześnie papież podjął się misji pokojowej, by nakłonić narody i ich przywódców do „bardziej umiarkowanych narad, do spokojnych rozważań nad pokojem, „sprawiedliwym i trwałym pokojem”.

Benedykt XV nalegał na jak najszybsze zakończenie wojny, by „świat cywilizowany” nie został sprowadzony do „obozu zagłady”.

„W tak przygnębiającym stanie rzeczy – pisał – stając w obliczu tak poważnego zagrożenia, nie ze względu na osiągnięcie szczególnych celów politycznych, ani nie kierując się sugestiami lub interesami żadnej ze stron walczących, ale poruszeni wyłącznie świadomością najwyższego obowiązku wspólnego Ojca wiernych, westchnieniem dzieci, które przywołują Nasze dzieło i Nasze uspokajające słowo, samym głosem ludzkości i rozumu, raz jeszcze podnosimy wołanie o pokój i ponawiamy gorący apel do tych, w których rękach spoczywają losy Narodów”.

Papież zaznaczył, że nie chce „ograniczać się jedynie do ogólników”, lecz pragnie przejść do „bardziej konkretnych oraz praktycznych propozycji i zaprosić rządy narodów walczących do uzgodnienia następujących punktów, które wydają się być kamieniami węgielnymi sprawiedliwego i trwałego pokoju, pozostawiając tym samym rządom ich doprecyzowanie i uzupełnienie”.

Po pierwsze wskazał, że „materialną siłę broni należy zastąpić moralną siłą prawa”. Dlatego w pierwszej kolejności należało zawrzeć „sprawiedliwe porozumienie wszystkich w sprawie jednoczesnej i wzajemnej redukcji zbrojeń, zgodnie z zasadami i gwarancjami, które mają zostać ustanowione, w zakresie niezbędnym i wystarczającym do utrzymania porządku publicznego w poszczególnych państwach; i zamiast broni – instytucji arbitrażu z jego wysoką funkcją pacyficzną, według ustalonych reguł i sankcji wobec państwa, które odmawia przedłożenia kwestii międzynarodowych arbitrowi lub zaakceptowania jego decyzji”.

Porozumienie o rozbrojeniu i arbitrażu miałoby przyczynić się do ustanowienia „rządów prawa”, przywrócenia drożności szlaków komunikacyjnych, a „wraz z nimi prawdziwej wolności i wspólnoty mórz: co, eliminując liczne przyczyny konfliktów, otworzy nowe źródła dobrobytu i postępu dla wszystkich”.

Po drugie, należało zająć się szkodami i wydatkami wojennymi. W tym wypadku Benedykt XV pisał, iż „[j]eśli chodzi o szkody i wydatki wojenne, nie widzimy innego wyjścia, jak tylko w ogólnej zasadzie całkowitego i wzajemnego darowania strat, uzasadnionego ponadto ogromnymi korzyściami płynącymi z rozbrojenia; tym bardziej, że nie sposób zrozumieć kontynuacji takiej rzezi wyłącznie ze względów ekonomicznych”. Zastrzegł jednak, że „jeśli w jakimkolwiek przypadku istnieją szczególne powody przemawiające przeciwko temu, należy je rozważyć, zgodnie ze sprawiedliwością i zasadą słuszności”.

Za kluczowe dla zawarcia pokojowych porozumień uznał konieczność „wzajemnej restytucji terytoriów obecnie okupowanych”. Stąd Niemcy mieli opuścić Belgię – która powinna była zyskać gwarancję pełnej niezależności politycznej, wojskowej i gospodarczej od jakiegokolwiek mocarstwa – jak i terytoria francuskie. Należało także dokonać równej restytucji kolonii niemieckich.

„Jeśli chodzi o kwestie terytorialne, takie jak na przykład te, które są przedmiotem dyskusji między Włochami a Austrią, między Niemcami a Francją, należy mieć nadzieję, że w obliczu ogromnych korzyści płynących z trwałego pokoju z rozbrojeniem, strony sporu zechcą je rozważyć w duchu pojednania, biorąc pod uwagę, w takim zakresie, w jakim jest to słuszne i możliwe, jak już powiedzieliśmy przy innych okazjach, aspiracje narodów i koordynując, w razie potrzeby, własne interesy ze wspólnymi interesami wielkiej wspólnoty ludzkiej”.

By osiągnąć sprawiedliwy i trwały pokój, „ten sam duch słuszności i sprawiedliwości powinien kierować rozpatrywaniem wszystkich innych zagadnień terytorialnych i politycznych, zwłaszcza tych, które odnoszą się do statusu Armenii, państw bałkańskich i krajów wchodzących w skład dawnego Królestwa Polskiego, którego szlachetne tradycje historyczne i poniesione cierpienia, zwłaszcza podczas obecnej wojny, muszą sprawiedliwie pogodzić sympatie narodów”.

To były „główne fundamenty”, na których „powinien opierać się przyszły porządek narodów”. Papież liczył, że dzięki temu uniknie się powtórzenia podobnych konfliktów i „przygotuje się grunt pod rozwiązanie kwestii ekonomicznej, tak ważnej dla przyszłości i dobrobytu materialnego wszystkich państw walczących”.

Ojciec Święty prosił o jak najszybsze zakończenie „strasznej walki, która z każdym dniem jawi się jako bezsensowna rzeź”.

Przedstawione warunki zakończenia wojny miały stanowić punkt wyjścia do dyskusji dyplomatycznej między stronami walczącymi.

19 września 1917 roku kanclerz Niemiec wysłał rozczarowującą odpowiedź do watykańskiego Sekretariatu Stanu. Niemcy nie zamierzali wycofać się – na co nalegali Brytyjczycy – z Belgii przed rozpoczęciem negocjacji angielsko-niemieckich, które miałyby na celu rozważenie wszystkich nierozstrzygniętych kwestii, podczas gdy Austria nie wyraziła zgody na oddanie Trydentu.

Również Francja, Rosja i Włochy odpowiedziały na papieską notę ​​w sposób niejasny. Wielka Brytania zajęła stanowisko zniuansowane. 27 sierpnia prezydent USA Woodrow Wilson odpisał, że nie jest możliwe negocjowanie z Niemcami Cesarskimi.

Propozycja papieska została tym samym odrzucona. Państwa Ententy uważały, że jest ona zbyt korzystna dla państw Trójprzymierza, z kolei te ostatnie uznały, że nie jest ona zbyt zrównoważona dla nich. Ponadto, niemałe poruszenie wśród opinii publicznej wywołało porównanie trwającej wojny do „bezużytecznej rzezi”.

Mimo porażki dyplomatycznej, działania i propozycje Benedykta XV przyczyniły się do zaangażowania Magisterium Kościoła po raz kolejny w sprawy wojny i sprawiedliwego pokoju.

Stolica Apostolska pomagała wszystkim ofiarom wojny. Na szczeblu dyplomatycznym angażowała się w propagowanie pokoju, jednocześnie podejmując się mediacji w sprawie wymiany więźniów wojennych, a za pośrednictwem rzeszy wolontariuszy – złożonych z księży, zakonników i zakonnic – zbierała dane o poległych, rannych na polach bitewnych, zaginionych, by dostarczać informacje rodzinom. Za pośrednictwem legatów papieskich i różnych sieci wolontariuszy niesiono pomoc humanitarną. Zarówno po jednej, jak i drugiej stronie konfliktu zaangażowani byli kapelani wojskowi, troszcząc się o duchowe potrzeby wojskowych, dodając im otuchy w najtrudniejszych chwilach.

Papiestwo oficjalnie nie brało udziału w opracowywaniu traktatów pokojowych po zakończeniu I wojny światowej – wcześniejsze tajne porozumienie traktatu londyńskiego to uniemożliwiło – ale Monsignor Bonaventura Ceretti z Sekretariatu Stanu był obecny na negocjacjach w Wersalu. Miał za zadanie zabezpieczyć gwarancje dla własności kościelnej i praktykowanie kultu w byłych koloniach niemieckich. Uznając, że misje nie zależą od narodów, z których pochodzą misjonarze, ale od Stolicy Apostolskiej, uczestnicy rozmów pokojowych potwierdzili tym samym jej ponadnarodową rolę.

Kościół katolicki szybko nawiązał relacje z nowo powstałymi administracjami. Benedykt XV w 1918 roku polecił swojemu nuncjuszowi w Wiedniu „nawiązanie przyjaznych stosunków z różnymi narodowościami Austro-Węgier, które utworzyły niepodległe państwa”. Papież zaznaczył, że Kościół jest „doskonałym społeczeństwem, którego jedynym celem jest uświęcenie ludzi wszystkich czasów, wszystkich krajów, tak jak dostosowuje się do różnych form rządów, tak też bez żadnych trudności akceptuje uzasadnione polityczne aspiracje terytorialne narodów”.

Gdy Benedykt XV wstąpił na tron ​​papieski, jedynie 14 państw miało oficjalnych przedstawicieli w Stolicy Apostolskiej. Gdy opuszczał padół ziemski, Watykan utrzymywał stosunki dyplomatyczne z 27 państwami. Wznowiono m.in. relacje z pierwszą „córą Kościoła”: Francją. 16 maja 2020 r. papież kanonizował Joannę d’Arc.

Sformułowana przez Benedykta XV koncepcja trwałego i sprawiedliwego pokoju – jak można się przekonać – nie była satysfakcjonująca dla wszystkich stron konfliktu. Każdy musiał z czegoś zrezygnować – nawet ci, którzy prowadzili „sprawiedliwą wojnę” obronną. Po ludzku patrząc, „ofiara” musiała ustąpić wobec niektórych żądań agresora.

Jednak papież patrzył na to z innego punktu widzenia. Obawiając się, że każdy kolejny dzień „rzezi” przyniesie ogromne szkody całej ludzkości i Kościołowi, domagał się nawrócenia, darowania uraz i ułożenia relacji na nowo. Mówił o trudnej miłości i o pokoju, do którego droga wiedzie przez cierpienie i – z punktu widzenia ludzkiego – nawet przez niesprawiedliwość.

Benedykt XV domagał się pokoju wynikającego z głębokiej przemiany serca, z doskonałej miłości, o której przypomina nam krzyż jaśniejący w świetle poranka wielkanocnego.

Agnieszka Stelmach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(11)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie