Kościół potrzebuje papieża pokoju, mówią. Gdyby następcą św. Piotra został Pierbattista Pizzaballa, o pokoju mówiłby prawdopodobnie bardzo dużo. Niekoniecznie spodobałoby się to jednak… Żydom.
Pierbattista Pizzaballa jest łacińskim patriarchą Jerozolimy. Wcześniej posługiwał tam w różnych funkcjach przez długie lata. Doskonale zna trudną sytuację religijną i polityczną. Kiedy wybuchła najnowsza odsłona krwawego konfliktu żydowsko-palestyńskiego, zaoferował się jako zakładnik w zamian za żydowskie dzieci porwane przez Hamas. Media odebrały to jako wyraźny sygnał proizraelskości Pizzaballi. Kardynał proizraelski jednak wcale nie jest.
Żydzi mieli za złe papieżowi Franciszkowi, że nie stanął wyraźnie po ich stronie. Pizzaballi mieli za złe, że – w ich percepcji – stanął po stronie Palestyny.
Wesprzyj nas już teraz!
Kardynał piętnował Izrael za jego działania na terenach okupowanych. Mówił o cierpieniach Palestyńczyków na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. W sieci można zobaczyć zdjęcia kardynała z tradycyjnym i głęboko upolitycznionym palestyńskim elementem stroju. Włoska prasa pisze, że kiedy rozeszły się te fotografie, Żydzi byli wściekli: publikowali w różnych miejscach wyrazy głębokiej wrogości, mówiąc eufemistycznie. Od lat słychać o narastającej niechęci żydowskich ekstremistów wobec chrześcijan; postawa kardynała na pewno nie jest jej głównym źródłem, ale może być istotną częścią tej złożonej rzeczywistości.
Gdyby Pizzaballa został papieżem, prawdopodobnie nie angażowałby się już w ten sam sposób w działalność polityczną, pozostawiając to w większej mierze sekretariatowi stanu, z natury rzeczy skłonnemu do bardziej dyplomatycznej postawy. Z drugiej strony powszechnie mówi się, że Pizzaballa – dobry administrator – bywa bardzo apodyktyczny i autorytarny, potrafiąc narzucać swoją wolę otoczeniu i tak dobierając współpracowników, by nie byli w stanie w żaden znaczący sposób zmienić kierunku działań, które wyznaczył.
To mogłoby oznaczać, że w szeregu kluczowych kwestii politycznych, pomimo wysiłków sekretariatu stanu, mielibyśmy do czynienia z pontyfikatem bardziej zdecydowanym, niż ten Franciszka. W ostatnich latach dużo mówiło się o „pogrzebaniu moralności” przez Watykan, który nie chciał zbyt ostro potępiać żadnego z globalnych agresorów. Gdyby Pizzaballa nieco zmienił tę postawę, Stolica Apostolska mogłaby wiele zyskać – ale z drugiej strony ryzykowałaby wejście na linię ostrego starcia, na przykład z wpływowym żydowskim lobby w USA.
Część kardynałów – zwłaszcza tych z Ameryki albo państw europejskich prowadzących intensywną współpracę z Izraelem – może z tego powodu obawiać się papiestwa Pizzaballi, przy wszystkich innych jego zaletach.
Ostatecznie jednak decyduje większość, a ta ma chyba podobną ocenę konfliktu na Bliskim Wschodzie co kardynał Pizzaballa.
Paweł Chmielewski z Rzymu